Na wstępie przepraszam za bałagan myślowy.
A więc jestem 3 dni po spotkaniu.
Dałem jej ten list, patrzyłem jak go czyta, przeczytała. List był w konwencji pożegnalnej, rozmowa raczej w konwencji przyjacielskiej. Zadałem jej w liście pare pytań.
Odpowiedziałą na jedno.
Dlaczego?
Powiedziała że ciągle sie kłóciliśmy, również o pierdoły, nic nam nie pasowało w nas, że jesteśmy zupełnie różni.
Ja powiedziałem że nie miałem sygnału od niej że coś się stanie, ona powiedziała że te kłótnie były sygnałem.
Dla mnie nie, uważam że należy się dużo kłócić i również o pierdoły. Lepiej tak niż się nie kłócić a później ma wszystko wybuchnąć.
Poza tym wg mnie to dobrze jeśli osoby są różne, mają różne osobowości - takie same osoby by się razem zanudziły.
Ja uważam że bardzo do siebie pasowaliśmy.
Nie od wczoraj byliśmy razem, a kłóciliśmy się "od zawsze" (nie mówię że nic innego nie robiliśmy tylko się kłóciliśmy - ciągle były piękne chwile - na pewno więcej niż kłótni, poza tym po każdej takiej było pogodzenie i było coraz lepiej, naprawdę generalnie było super), a ona po 5 latach się przekonała że jej to nie pasuje?
Spytałem też dlaczego w ten sposób się odzywała - uznała że tak będzie lepiej, gdy będzie się niby normalnie odzywać.
Ja powiedziałem że generalnie w naszym związku było dobrze, a ona że diabeł tkwi w szczegółach.
Nie wiem czy ona porównuje nasz związek do jej obecnego - ale wg mnie nie ma czego porównywać, po pierwsze, za granicą nie było codziennego życia, po drugie, po paru tygodniach raczej dwoje ludzi jeszcze nie myśli o codziennych problemach i nie kłóci się o codzienne rzeczy.
podczas spotkania 2x się popłakała, ale powiedziała że to dlatego że czuje sentyment ale nie może powiedzieć że mnie kocha. Powiedziałą też że nie wiedziała że spotkanie będzie tak wielkim przeżyciem, że przez telefon było inaczej. No i że wraca tutaj do normalnego życia i nie wie co będzie dalej.
Oprócz listu dałem jej do przeczytania walentynkę od niej dla mnie z tego roku, gdzie sama napisała że dzięki temu ze się kłócimy - lepiej się poznajemy, że jak przychodzą piękne chwile to już o żadnych kłótniach nie pamięta, że kocha mnie z moimi zaletami i wadami itp... takie głębokie rzeczy które i ja uważałem za zgodne z rzeczywistością.
Powiedziała że wyjeżdżając mnie kochała, po jakimś czasie spodobał jej sie ten koleś i po jakimś czasie coś między nimi było.
Na koniec ją objąłem (bez wzajemnosci) i pocałowałem w nos (tak jak pierwszy raz pocałowałem ją prawie 5 lat temu).
W pokoju zdjęła wszystkie nasze zdjęcia, nie ma serduszka na szyję ode mnie ani innych rzeczy.
Wczoraj oddała Naszego króliczka, bardzo to przeżyłem, pożegnałem się (dzień po spotkaniu) siedząc z króliczkiem ze 2h (chciałem wziąć Królice do siebie, o ile warunki lokalowe dałoby się dostosować, to stwierdziłem że nie miałbym czasu na króliczka i co najgorsze - przypominałby mi o tym związku i hamował powrót do normalności). W czasie gdy ona wyszła z pokoju, zadzwonił Krzyś, na ekranie telefonu ikonka - serduszka, tak jak kiedyś ma mnie. Zaniosłem jej telefon bez słowa. Gdy była w pokoju to czytała gazetę, nie odzywaliśmy się prawie słowem. Tylko jak zadałem jakieś pytanie dot. króliczka to wtedy odpowiadała.
Po głębszym zastanowieniu - dla mnie to nie było wyjaśnienie dlaczego zerwała. MOże dla niej jest i pewnie sprawa jest dla niej wyjaśniona. Znaliśmy się nie od dzis i nic z tym że się kłóciliśmy nie próbowała zrobić. Mam żal do niej że choć przez sekundę nie walczyła o nas, tylko zostawiła to i poleciała do innego jak przysłowiowy facet który myśli nie tą głową co trzeba...
Mam wielki żal. że nie pomyślała nawet przez sekundę żeby coś między nami naprawić skoro uważała że jest nie tak,
ja nie będe juz tego drążyć.
Cóż, nadal twierdzę że jest niedojrzała nie rozumie pewnych rzeczy... przykre to wszystko ale cóż. Takie życie.
W tym momencie mówię PASS