Pierwszy raz zobaczyłem ich razem, dobrze że kątem oka i że już byli tyłem. Wiem że mnie widzieli, udała że mnie nie zauważyła. Całę szczęście bo nie wiem co bym powiedział i co bym zrobił jakby podeszli.
Niby nie powinno mnie to obchodzić, aczkolwiek poczułem się bardzo delikatnie mówiąc conajmniej niemiło
Niby nie jest ok, jakby było dobrze to nie powinno mnie to obchodzić, ale wiadomo - ruszyło mnie.
Rozdział w życiu zamknięty (chyba bardziej by pasowało TOM), coraz rzadziej o tym myśle (choć im bardziej staram się o tym niemyśleć, tym bardziej myślę). Mimo wszystko nie jest ze mną źle!
Najgorsze są wieczory, gdyż te prawie zawsze spędzaliśmy razem..., no i to że mieszkamy obok również mi nie pomaga...
Wiem tyle że po tym co pokazała (nawet jeśli by chciała i zrozumiała co mi zrobiła i w jakim stylu...), nie chciałbym z nią być. Teraz nie chce jej nawet znać (nie jest mi obojętna... jakby tak było to bym poprostu sprawę olał...)
------ E D I T ------
Właśnie się podłamałem.
Mam telefon w którym zapisują mi się wszystkie smsy które wysyłam, jak i też nie kasuję smsów które przychodzą.
Zupełnie przez przypadek doszedłem do czasu - gdzieś tak tydzień przed jej wyjazdem tam, pokłociliśmy się wtedy (przeze mnie - ale wtedy tego nie widziałem, sprawa ciągnęła się dłuższy czas, kłóciliśmy się o to wiele razy - i w 99% przypadków miała rację) i ona chciała(!) poważnie porozmawiać. Ja wtedy tego nie widziałem, może nie chciałem widzieć, albo nie dopuszczałem do siebie. Nawet jakby doszło do rozmowy to watpie żeby to co ona by mi powiedziała dotarło do mnie i jeszcze pewnie bym się na nią obraził. Do rozmowy nie doszło - nie chcialem tego, zrzucałem winę na nią. Może gdyby wymusiła na mnie te rozmowę to coś by dało? a może wtedy nadal bym nie rozumiał, tylko jej slowa przeleciałyby koło mnie.
Zupełnie zapomniałem o tej sprawie i gdyby nie te smsy to nigdy bym sobie o tym nie przypomniał. Ona nie zapomniała, tylko zapamiętała że jak coś się dzieje to nie da się ze mną dogadać...
Niektóre sprawy da się ocenić z perspektywy czasu i w tym momencie potrafię to obiektywnie ocenić - na swoją niekorzyść. To mógł być przysłowiowy gwóźdź do trumny
Ale jak jest tak jest, któż nie popełnia błędów, nie zmieni się tego co było, mogę jedynie wyciągnąć wnioski na przyszłość i starać się uniknąć błędów z młodości...
--Edit--
Doszedłem do wniosku że to i tak by się stało, prędzej czy później,
a pewnie i ta rozmowa i ewentualne zrozumienie nie zatrzymałyby tego do czego TO dążyło.