"Rain Man" Levinson - nawet dobry film. Zaskoczyłem się, myślałem, że będzie więcej typowo amerykańskiego i oscarowego patosu, wielkich słów i sztampowości. Nawet przemiana bohatera w miarę wiarygodna.
"Crash" Haggis - kolejny oscarkowiec. Nie lubię takich filmów. Bez żadnej gracji autor wciska nam swoje tezy. Plastikowi bohaterowie i sztampowość. Nie polecam.
"Manhattan" Allen - był to 3 jego film, który oglądałem i chyba najgorszy. Niczym specjalnie mnie nie porwał, ale nie był też zły.
"Przebudzenia", Marshall - Williams i de Niro w historii osadzonej w szpitalu psychiatrycznym. Film ma lepsze i gorsze momenty, ostatecznie niezbyt mnie przekonał. Trochę naiwności, trochę subtelności zabrakło, sam nie wiem. Potencjał na pewno był większy.
"Solaris" Tarkowski - tylko tego pełnometrażowego filmu tego reżysera do tej pory nie widziałem. Książkę Lema bardzo lubię. Jak było z filmem?
Cóż, do 43 minuty wieje nudą. Szczerze mówiąc - nie mam pojęcia po co ten fragment w filmie się znajduje. Z książką ma to wspólnego niewiele, a i stylu Tarkowskiego w niczym nie przypomina.
Od 43' do ok 125':
No i zaczyna się dopiero ekranizacja książki. Dalej nie widać w tym ręki Tarkowskiego. Wszystko wygląda jak tradycyjna, przeciętna, typowa ekranizacja książek. Skupiają się na wątku miłosnym, Solarystyke i tematy ogólne filozoficzne traktowane po macoszemu. Wizualnie również nie przekonuje (co u tego reżysera jest zaskakujące)
Od ok 125' do końca:
Wreszcie Tarkowski zaczyna czarować po swojemu. Obraz, dźwięk + poetycki klimat. Zaspany mózg ledwo daje rade nadążyć z informacjami, które przekazuje nam reżyser. Okazuje się, że Tarkowski mówi nam rzeczy wręcz sprzeczne z tym, co w "Solaris" zawarł Lem. Okazuje się, ze użył historii i pomysłu Lema do przekazania własnych obserwacji i poglądów. Zakończenie genialnie niejednoznaczne. Absolutne mistrzostwo.
40' genialnego kina jak na blisko 3h film to trochę mało, ale i tak wrażenie pozostało pozytywne. Nie polecam jednak ten film na pierwsze spotkanie z Tarkowskim.
W starciu z "2001: Odyseja kosmiczna":
-książka Clarka do pięt nie dorasta książce Lema
-film Kubricka lepszy niż Tarkowskiego
-mimo wszystko Tarkowskiego ciągle wyżej cenię od anglika
"Zezowate szczęście" Munk - przypomniałem sobie ten film po wielu latach. Kiedyś widziałem w nim jedynie świetną komedię. Teraz bardziej doceniłem warstwę dramatyczną.
Genialna tragikomedia - widać, że nie tylko Czesi potrafili je robić.