Masz rację - istnieje coś takiego co nazywa się współuzależnieniem. Jakby to opisać tak prosto - to swego rodzaju zafiksowanie się na osobie pijącej. Lub np. chorej, bo współuzależnienie obserwowane jest często w innych przypadkach również. Całe życie osoby staje się podpisane pod pomoc i ratunek dla tej osoby, jest to sprawa priorytetowa. Nawet jeżeli cierpi, to narasta poczucie dobrze spełnianego obowiązku (cierpię, więc jestem silna i daję radę) i tym mocniejsza fiksacja. I tak pojawia się zamknięte kółeczko, w którym osobie pijącej coraz łatwiej pić - bo opiekun załatwia za niego co się tylko da, pomaga jak może, osłania i ochrania, a opiekun cierpi, ale nie chce przestać, bo wydaje się mu że jest taki dzielny i że to jest wynik miłości.
A prawda jest taka, że trwanie w takim układzie szkodzi obojgu.