Byłam w podobnej sytuacji...Chłopak się we mnie "niby" zakochał - ja nie. Spotkałam się z nim, powiedziałam co czuje. A raczej czego nie czuje...że nie ma sensu, że nic nas nie łączy, nic nie czuje i w ogóle. Nie widywaliśmy się przez...hmm około rok. Po roku napisałam do niego...z początku była to zwykła rozmowa typu : co słychać, jak leci itp. Poprosił o spotkanie - zgodziłam się ( Ojj jaka ja głupia byłam :/ ). Wciąż nic do niego nie czułam gdy "poprosił mnie o chodzenie", ale pomyślałam, że może akurat coś zaiskrzy, bo skoro tyle czasu mnie "kochał" to coś w tym musi być i się zgodziłam. Byliśmy parą 5 tygodni. Przez cały miesiąc nie czułam jakiegoś wielkiego uczucia, ale w tym ostatnim tygodniu uświadomiłam sobie, że jednak coś poczułam - spotkania zaczęły mnie cieszyć, pocałunki również, a wtedy jemu się nagle odwidziało i mnie rzucił.
Nie wiem czy to miała być zemsta za to, że go olałam, bo ponoć pragniemy czegoś dopóki tego nie zdobędziemy, a jak już uda nam się to zdobyć, to wtedy już tego nie chcemy, ale jak to mówią - "co Cię nie zabije to Cię wzmocni" - tak też się stało - od tej pory z nikim nie byłam jeśli z początku nie zaiskrzyło.
Co do Twojej sytuacji zrobisz jak chcesz. Ja przedstawiłam swoją może jako pewną formę ostrzeżenia
Mam nadzieje, że dobrze zdecydujesz.