"Wielkie Kino"

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Mi się jeszcze nie udało obejrzeć "Zagubionej autostrady".

Natomiast obejrzałem wczoraj "Duchy Goi" Formana i powiem, że nawet mi się podobały. Początkowo film mnie trochę odrzucił uproszczeniami, brakiem realizmu czy diabolizowaniem Inkwizycji. Potem jednak było parę scen, które mi się naprawdę spodobały, np. ta z "przesłuchaniem" inkwizytora czy wymienianie ideałów rewolucji francuskiej z równoczesnym ukazywaniem obrazów okrucieństw armii Napoleona. Do tego, w sumie naciągany, ale dość ciekawy scenariusz i niezła gra Bardema, Skarsgaarda i, o dziwo, Portman. Tylko jej charakteryzacja po 15-letnim pobycie w lochu nie bardzo do mnie przemawiała. Ogólnie jednak, jak najbardziej na plus, nie jest to stary, niekomercyjny Forman, ale, cóż, Hollywood rządzi się swoimi prawami.
 

elpablo

Tyran Okrucieństwa
Dołączył
6 Luty 2008
Posty
2 980
Punkty reakcji
53
Wiek
38
Miasto
Dark Wood
A z tym, że bije na głowę "Zagubioną Autostradę"? hmm... Co kto lubi.
Mulholland Drive, Zagubiona Autostrada i Eraserhead to moim zdaniem absolutnie najlepsze rzeczy, które spod ręki Lyncha wyszły. Wszystko inne - daleko w tyle (w ogóle 2 z tych filmów są chyba moimi ulubionymi filmami sposrod wszystkich jakie do tej pory widzialem).
Co do "głowy" to sie zgadzam, film bardzo ciężki w odbiorze ale pokazuje idealnie lęk przed ojcostwem i światem zewnętrznym głównego bohatera. Industrialny klimat wieloraka symbolika którą nawet trudno do końca zrozumieć i rzeczywiście mamy świetny film. Podobno sam Lynch uważa go za swoje najlepsze dzieło.
Moim zdaniem trudno mówić o udobruchaniu krytyki "zagubiona autostrada", bo i wcześniej podobnego filmu nie stworzył. Skad mial wiec wiedziec czym ja udobrucha? Poza tym - Zagubiona Autostrada była bardzo zle przyjeta i finansowo chyba ledwo sie zwróciła. (pewnie dla tego, ze nie byl Twin Peaksowa, ani "Dziko sercowa")
Jestesmy w podobnym wieku, nie wiem czy pamiętasz jak Zagubiona autostrada wchodziła na ekrany, ja cos tam kojarzę i pamiętam ze wielu ludzi z ciekawości szło do kina żeby zobaczyć Marilyna Mansona który w połowie lat 90 był uważany za swoistego diabła. Do tego dosć komercyjna ścieżka dźwiękowa chociażby sięgniecie do Rammsteina, dlatego uważam ze to był taki ukłon dla masowego widza ze strony Lyncha. JA mu nie mam tego za złe tylko po prostu ten film nie za bardzo przypadł mi do gustu lepszym jest na pewno MD. Juz wyzej cenie Blue Velvet czy Człowieka słonia na którym sie nie nudziłem. Za to na samym dnie u mnie jest Dzikosc serca (to chyba przez Cage którego nie trawię) i Diuna.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Jestesmy w podobnym wieku, nie wiem czy pamiętasz jak Zagubiona autostrada wchodziła na ekrany, ja cos tam kojarzę i pamiętam ze wielu ludzi z ciekawości szło do kina żeby zobaczyć Marilyna Mansona który w połowie lat 90 był uważany za swoistego diabła
ZUpełnie nie kojarzę. Byłem wtedy jeszcze bardziej od świata oderwany niż teraz. Nawet o Mansonie w tedy nie słyszałem zapewne.

Do tego dosć komercyjna ścieżka dźwiękowa chociażby sięgniecie do Rammsteina, dlatego uważam ze to był taki ukłon dla masowego widza ze strony Lyncha.
Guzik wiem o historii muzyki, szczególnie metalowej (czy do jakiego tam gatunku Rammstein należy, industrial pewnie jakiś), ale czy już w 1997 byli tak popularni?
Nie chciało mi się wierzyć i wiki przejrzałem:
do tego czasu wydali 1 płytę, która jak mówi wikipedia - nie wzbudziła większego zainteresowania.

Co więcej, można tam przeczytać:
"2 stycznia 1996 roku ukazał się drugi singel, zatytułowany Seemann. Podobnie jak płyta, nie wzbudził większych sensacji. Sytuacja zmieniła się, kiedy David Lynch wykorzystał utwory Heirate mich i Rammstein w Zagubionej autostradzie. Wielu właśnie Lynchowi przypisuje zwiększenie sukcesu Rammstein. Sprawa okazała się prosta: zespół szukał reżysera, który nakręciłby dla nich teledysk. Jeden z listów trafił do Lyncha, który dał zespołowi krótką odpowiedź: Wybaczcie, brak czasu, ale muzyka dobra. Jakiś czas później żona Lyncha napisała zespołowi, że Lynch słucha ich piosenek w czasie kręcenia filmu i zapytała, czy nie wyraziliby zgody na wykorzystanie dwóch ich utworów w filmie. Jak nietrudno się domyślić, zespół propozycję przyjął. Sami członkowie nie przypisują Lynchowi aż takiego znaczenia w ich rozgłosie; twierdzą, że był to raczej skutek dobrej promocji."

Poza tym - Rammstainy i Mansony w filmie są puszczane chyba łącznie przez 3 minuty. W film wpasował to moim zdaniem genialnie.

Mi ścieżka dźwiękowa Lost Highway bardzo się podobała. Nawet słucham sobie czasem soundtracku z niego.
Choć normalnie Mansona i Rammsteina nie słucham.

Nie zgodzę się więc, że jest to film robiony pod publikę. Już raczej o "Mulholland Drive" bardziej można by to powiedzieć (choć też uważam za film lepszy niż Zagubiona Autostrada). Tak filmów pod publikę się raczej nie robi (większość osób daje sobie z nim spokój przecież już na samym początku - bardzo powolne pół godziny).

Blue Velvet uważam za dość średni, ale niezły. Człowiek Słoń - lubię i cenię.
"Dzikość serca" - nie podobała mi się, ale to nawet nie przez Cage, którego też nie lubię. Scenariusz, konwencja i cała idea filmu mi się nie spodobała (choć kilka świetnych scen).


Co do Eraserhead - symbolika, ojcostwo - tak, tak, ale to wszystko dla mnie nie było istotne.
Co było istotne?
Ten film jest dla mnie niewyobrażalną bombą emocjonalną. Po pierwszym obejrzeniu następny dzień chodziłem jak pijany. Kilka dni nie mogłem o niczym innym myśleć. Przez grubo ponad miesiąc siedział mi w głowie.

Tak już mam. Największe emocje podczas słuchania muzyki przeżywam na utworach w 100% instrumentalnych, a nie z jakimś nawet najbardziej podobającym mi się tekstem.
 

evrinho

Nowicjusz
Dołączył
5 Lipiec 2009
Posty
143
Punkty reakcji
0
Miasto
TORUŃ
Największe wrażenie zrobiły na mnie filmy takie jak:

*I AM LEGEND (Jestem Legendą) z Will'em Smithem w roli głównej.

*Kompania Braci-kto oglądał wie dlaczego ten mini serial jest arcydziełem...film pokazuje jak wojna potrafi zmienić człowieka...

*Forest Gump-też świetny film,opowiadanie swojego życia na ławce...

Czekam teraz na Premierę miniserialu 'Pacyfic' twórców Kompani Braci,sądząc po zwiastunie zapowiada się dobrze ;)

POZDRAWIAM
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Wczoraj zapodałem "Aż poleje się krew". Dobrą recenzję filmu napisał pewien anonimowy autor w serwisie Stopklatka, tytułując ją "Aż umrzemy z nudy" :). Choć nie ze wszystkim w tej druzgocącej krytyce się zgadzam. Dobrze też scharakteryzowała film reakcja mojej żony na ostatnią scenę: "- Prawie Monty Python!" i moja odpowiedź "-Tylko dlaczego trzeba było męczyć się 3 godziny?". Pierwsza scena - przyzwoita, ostatnia - niezła, środek - kiepskawy, jednak niepozbawiony paru perełek. Dobra muzyka i zdjęcia, niezła gra Day Lewisa. Charakterystyczny dla pewnego nurtu (raczej sprzed lat) amerykańskiego kina - szorstki, rwany (choć nie nadmiernie) sposób prowadzenia akcji. A jednak mnóstwo tu dłużyzn. W zasadzie słusznie napisał stopklatkowy anonim - 3-godzinną akcję upchnęłoby się w pół godzinie. Nie zgodzę się z nim jednak, że "Anderson nie potrafi również kreować wiarygodnych psychologicznie postaci, podobnie jak nie potrafi zainteresować nimi widza. Daniel Plainview jest mizoginiczną kanalią od poczatku do końca filmu, nie ma tu żadnej drogi, rozwoju, opowieści o upadku, a więc nie ma też mowa o żadnym przesłaniu". Moim zdaniem główny bohater jest dość realny psychologicznie, a brak rozwoju właśnie o tym świadczy, a nie zaprzecza. Tym niemniej, ambitność "Aż poleje się krew" przejawia się głównie w tym, iż trzeba sporej ambicji, by dotrwać do końca. Ale co ciekawe, nie byłem tym filmem zawiedziony i ogólne wrażenie wyniosłem minimalnie pozytywne...
 

elpablo

Tyran Okrucieństwa
Dołączył
6 Luty 2008
Posty
2 980
Punkty reakcji
53
Wiek
38
Miasto
Dark Wood
Rammstein poszedł jako jeden z przykładów z tego co pamiętam to oprócz Mansona na soundtracku był jeszcze Bowe, Smashing Pumpkins dlatego tak właśnie traktuję ten film jako lekkie mrugniecie okiem do widza. A co do samego OST to tez go po części lubię ale głownie za Badalamentiego i właśnie nomen omen Rammsteina.
Nie zgodzę się więc, że jest to film robiony pod publikę. Już raczej o "Mulholland Drive" bardziej można by to powiedzieć (choć też uważam za film lepszy niż Zagubiona Autostrada). Tak filmów pod publikę się raczej nie robi (większość osób daje sobie z nim spokój przecież już na samym początku - bardzo powolne pół godziny).
W Zagubionej jest duzo krwi, seksu, efekciarstwa czyli to co widz lubi nawet fabuła nie jest tak zakręcona jak w MD który jest filmem o wiele bardziej stonowanym podobnym do tych produkcji Lyncha z lat 80.
Każdy ma swoje zdanie fajnie ze masz inne i co najważniejsze potrafisz go uzasadnić.
Blue Velvet uważam za dość średni, ale niezły.
Ja go cenie za podobieństwo do TP, tam juz pojawiają sie motywy które zostaną później rozwiniete w serialu, do tego MacLachlan którego bardzo lubie i genialna rola Dennisa Hoppera.
Co do Eraserhead - symbolika, ojcostwo - tak, tak, ale to wszystko dla mnie nie było istotne.
Ja jak przystało na humanistę staram sie symbolikę interpretować na swój sposób. Nie kazdy to lubi szczególnie umysły ścisłe.
Oglądałeś Diunę i te pierwsze krótkometrażowe projekty Lyncha z lat 70?
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
W Zagubionej jest duzo krwi, seksu, efekciarstwa czyli to co widz lubi nawet fabuła nie jest tak zakręcona jak w MD który jest filmem o wiele bardziej stonowanym podobnym do tych produkcji Lyncha z lat 80.
Każdy ma swoje zdanie fajnie ze masz inne i co najważniejsze potrafisz go uzasadnić.
No cóż, ja Lost Highway uważam za jeden z najbardziej nie zrobionych "pod publikę" w jego całym dorobku (co nie znaczy, ze najlepszym). Już w takiej "Prostej Historii", czy "Człowiek słoń" mógłbym wiele więcej takich cech znaleźć. Prawdę mówiąc w Lost Highway nie znajduje niemal nic...
No ale co za różnica. Motywy reżysera przy ocenianiu przeze mnie filmu są bez znaczenia.
Np "Twin Peaks" - najbardziej "pod publikę" zrobione dzieło Lyncha, a świetne.


Moim zdaniem krew, seks i "efekciarstwo' w takiej oprawie z całą pewnością nie można nazwać tym co widz lubi najbardziej. W ogóle zobacz na rozmaite filmy offowe i tzw kino artystyczne. Tam seks i krew spływa wręcz często z ekranu.
Śmiem twierdzić, że Lost Highway zupełnie nie podoba się ludziom, którzy oglądają film dla seksu i krwi...

A fabułę LH na pierwszy rzut oka jest dużo bardziej zakręcona niż MD. W LH nie masz w zasadzie podanego rozwiązania, a w MD na koniec najważniejsza rzecz jest łopatologicznie wyjaśniona.

W ogóle co tu dużo teoretyzować:
Masowi odbiorcy duużo chętniej i z większą przyjemnością oglądają MD, Prostą Historię, Człowiek Słoń, niż Lost Highway. To chyba tym bardziej potwierdza moje zdanie.

Ja jak przystało na humanistę staram sie symbolikę interpretować na swój sposób. Nie kazdy to lubi szczególnie umysły ścisłe.
Oczywiście, że ja też to robię i bardzo lubię (np Inland Empire oglądałem parę razy i dobrze się bawiłem w zasadzie tylko dla tego, że bawiłem sięw interpretowanie). Jednak symbolika i interpretacje nie jest tym, dlaczego Eraserhead jest moim ulubionym filmem. Co więcej - byłby to mój ulubiony film, nawet jeśli nie można by było z tego stworzyć żadnej logicznie spójnej interpretacji.

Oglądałeś Diunę i te pierwsze krótkometrażowe projekty Lyncha z lat 70?
Wszystko z Lyncha oglądałem.
Diuna mi się bardzo nie podobała.
Z krótkometrażówek - "Babcia" jest rewelacyjna, z resztą już różnie: niezłe (jak większość) i słabe (jak np o tych kowbojach i francuzie)


BTW
Jakby ktoś nie wiedział, to mój avatar pochodzi z sceny otwierającej i kończącej "Zagubioną Autostradę" :)
Szczególnie genialna w połączeniu z tym kawałkiem Bowiego, który leci w tle (jego płyt normalnie również nie słucham)

BTW2
Swoja droga El Pablo: Jakich reżyserów i jakie filmy lubisz poza Lynchem?



Ostatnio zgodnie z planami oglądam sobie Almodovara:
"Zwiąż mnie" - zdecydowanie najgorszy jego film jaki widziałem. Prosta, trochę telenowelowa historia, której wymowa mi się nie podoba. Sam sposób zrealizowania filmu - podoba mi się jak zawsze. Sprawiło to, że film nawet nieźle się oglądało.

"Porozmawiaj z nią" - zdecydowanie najlepszy film Almodovara jaki widziałem. O czym on jest? Nie potrafię w 1-2 zdaniach opisać. Warto zobaczyć. Po filmie jest o czym myśleć.
 

elpablo

Tyran Okrucieństwa
Dołączył
6 Luty 2008
Posty
2 980
Punkty reakcji
53
Wiek
38
Miasto
Dark Wood
Np "Twin Peaks" - najbardziej "pod publikę" zrobione dzieło Lyncha, a świetne.
Tu jest troche inna sytuacja to jest serial, a one maja to do siebie ze żyją tylko w tv, a tv ma to do siebie że bierze tylko to co przyniesie jej dużą oglądalność. Byc moze TP wyglądałby inaczej gdyby nie producenci ABC, którzy wyłożyli kase i czuwali nad scenariuszem. Filmy mają łatwiej mozna je zrobić po swojemu i w razie braku zainteresowania ze strony producentów, dystrybutorów albo samemu wyłożyć kase i szukac kin zainteresowanych pokazywaniem dzieła albo od razu wrzucić je wcześniej na kasety teraz na DVD. głowa do wycierania z tego co pamietam była pokazywana tylko w kinowych seansach nocnych, a i tak miała komplet widowni.
Moim zdaniem krew, seks i "efekciarstwo' w takiej oprawie z całą pewnością nie można nazwać tym co widz lubi najbardziej. W ogóle zobacz na rozmaite filmy offowe i tzw kino artystyczne. Tam seks i krew spływa wręcz często z ekranu.
Śmiem twierdzić, że Lost Highway zupełnie nie podoba się ludziom, którzy oglądają film dla seksu i krwi...
Zdaje mi się ze kiedys czytałem wywiad z Lynchem w którym padło pytanie o LH jako film robiony na udobruchanie fanów moze znajde link to wkleję.
A fabułę LH na pierwszy rzut oka jest dużo bardziej zakręcona niż MD. W LH nie masz w zasadzie podanego rozwiązania, a w MD na koniec najważniejsza rzecz jest łopatologicznie wyjaśniona.
Tu sie nie zgodzę, jak dla mnie logiczne jest to ze w LH widzimy ciąg róznych osobowosci zazdrosnego i niezrównoważonego Freda, które to po pewnym czasie "rozpadają sie". Nie mam na przykład problemu z definiowaniem osoby Mystery mana, ale już bardziej zastanawiałem sie nad postacią tej istoty zza sciany czy kowboja w MD. Md poprzez większe nasycenie symboliki jest moim zdaniem trudniejszym filmem bo oprócz głownej fabuly posiada jeszcze wiele innych płaszczyzn. LH w tym aspekcie wydaje mi sie prostszy.
Swoja droga El Pablo: Jakich reżyserów i jakie filmy lubisz poza Lynchem?
Szczerze powiedziawszy nie ma drugiego takiego reżysera którego dorobek starałbym się tak zgłębic jak Lyncha. Lubię sporo filmów Boyla, thrillery Finchera też stoja na wysokim poziomie, lubie wracać do swiata filmowego Hitchcoka, teraz zabieram sie za wczesne filmy Polańskiego. Romek tez lubił robić coś z pogranicza psychodeli, mistycyzmu, metafizyki więc zamierzam siegnąć do Lokatora i Wstrętu. Ogólnie to ja nie jestem takim wielkim kinomanem żebym czuł przymus obejrzenia codziennie jakiegoś filmu, u mnie to waha się okresami jak mnie najdzie ochota to oglądam co leci podobnie mam z ksiązkami. Czasami mam ochote tylko na tzw. ambitne kino, a drugim razem w filmie szukam tylko rozrywki, odprężenia i sięgam do filmów które wiekszosć tzw kinomanów określiłaby jako shit :)
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Tu sie nie zgodzę, jak dla mnie logiczne jest to ze w LH widzimy ciąg róznych osobowosci zazdrosnego i niezrównoważonego Freda, które to po pewnym czasie "rozpadają sie". Nie mam na przykład problemu z definiowaniem osoby Mystery mana, ale już bardziej zastanawiałem sie nad postacią tej istoty zza sciany czy kowboja w MD. Md poprzez większe nasycenie symboliki jest moim zdaniem trudniejszym filmem bo oprócz głownej fabuly posiada jeszcze wiele innych płaszczyzn. LH w tym aspekcie wydaje mi sie prostszy.
Tak, dlatego napisałem: "na pierwszy rzut oka". Mówimy przecież chyba o tzw masowym odbiorcy, a nie fanach Lyncha.
W LH rozwiązanie nie zostało podane w prost (gdzieś tam wśrodku jednak coś tam napomknęli). Co więcej - kawałki wcale nie układają się w całość.
Wystarczy nawet poprzeglądać fora internetowe żeby zobaczyć, że ludzie z LH mają dużo większe problemy.


Zdaje mi się ze kiedys czytałem wywiad z Lynchem w którym padło pytanie o LH jako film robiony na udobruchanie fanów moze znajde link to wkleję.
Swoich fanów, czyli już wielbicieli jego surrealizmu - może i tak.
Nie sądzę jednak, żeby to był film robiony z myślą o jakimś tam masowym odbiorcy. Dla kogoś takiego utrzymuje stanowisko, ze to jedne z najmniej przystępnych jego filmów.


Ja tymczasem dalej oglądam tego Almodovara:
"Złe wychowanie" - film mi się nie podobał. Niczym nie zainteresował, niczym nie poruszył. Dużo trzeba było przewijać niesmacznych scen gejowskich (ale nie przez to źle mi się go oglądało).
Po tym co słyszałem o tym filmie spodziewałem się jakiegoś szturmu na kościół i katolickie szkoły, w których to molestuje siędzieci. Film jednak w 100% skupia się na poszczególnych osobach, a nie jakiś instytucjach i co ważniejsze - wcale nie o tym jest ten film (molestowanie jest tylko tam gdzieś w tle).

"Kika" - bardzo zły. Po kolejnej niesmacznej scenie, która możliwe, że miała być jakimś żartem, machnąłem na niego ręką i dałem sobie spokój z oglądaniem (gdzieś w połowie). Poza tymi wspomnianymi scenami (i to wcale nie homo-scenami, nie o to chodzi) również niczego ciekawego raczej nie widziałem. Najgorszy jego film moim zdaniem.

"Kobiety na skraju załamania nerwowego" - słabszy niż lepszy. Po tym filmie zrozumiałem o co chodziło w opiniach, że Almodovar często w filmach balansuje na krawędzi kiczowatości. Według nich - wychodzi z tego obronną ręką i tworzy nową jakość. Ja tam widzę jedynie ten balans, który bynajmniej nie powoduje, że ogląda mi się film lepiej.

Został mi jeszcze: "Law of desire" (z opisu szczerze wątpię, zeby mi się podobał) i "Drżące ciała", który już kiedyś oglądałem i był niezły.

"Jeździec bez głowy" - Burton - Po tym filmie definitywnie Tim Burton wypada z mojej listy twórców tworzących "wielkie kino" (choć szczerze mówiąc nigdy raczej na niej nie był). Początek umiarkowanie zachęcający, później coraz gorzej. Na koniec kompletna szmirowatość. Taka tam bajucha jakich wiele (choć zdjęcia dobre, szkoda że poszedł z fabułą w banał).

"Spragnieni miłości" - Kar Wai Wong - melancholijnie, poetycko pokazana miłość, bez najmniejszej kropelki ckliwości, pretensjonalizmu, naiwności i innych rzeczy, które zazwyczaj katują nas twórcy rozmaitych romansideł.
Podobało mi się, szczególnie, że jak widać, ostatnio nie miałem szczęścia do filmów w moim guście.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
"Spragnieni miłości" - Kar Wai Wong - melancholijnie, poetycko pokazana miłość, bez najmniejszej kropelki ckliwości, pretensjonalizmu, naiwności i innych rzeczy, które zazwyczaj katują nas twórcy rozmaitych romansideł.
Podobało mi się, szczególnie, że jak widać, ostatnio nie miałem szczęścia do filmów w moim guście.
Ach, stary dobry Kar-Wai Wong... Jak dawno nie oglądałem żadnego jego filmu. "Spragnieni miłości" - dobry film kontynuujący świetne tradycje starych dobrych "Chungking Express" i "Upadłych aniołów". Reżyser zaczyna ostatnio dryfować w stronę Hollywood. Ciekawe co z tego wyniknie. Nie mam pojęcia, "Jagodowej miłości" nie oglądałem. Ale średnio wyobrażam sobie jego bohaterów nie napierniczających po chińsku i wyrwanych z hongkońskiego środowiska.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Gdzieś 2 lata temu widziałem jego "2046" i wtedy mi się nie podobało. Ciekawe, czy ten film tak różni się od "Spragnieni miłości", czy może ja aż tak się zmieniłem. Z tego co pamiętam, to był raczej bardzo podobny. Nawet ten pokój hotelowy 2046 się w tym filmie również pojawił.
Będę musiał sprawdzić.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Właśnie "2046" też jeszcze nie oglądałem. Ale jak do tej pory wszystkie jego filmy mi się podobały.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
U mnie ostatnio seria kina europejskiego:

Duńska "Sztuka płakania" - z dość ciekawej perspektywy ukazująca problemy rodzinne, m.in. kazirodczą pedofilię. Dość ciekawie zrobiony, momentami oryginalny, niepozbawiony elementów humorystycznych. Ogólnie - polecam.

Czesko-słowackie "Słoneczne miasto" - tu już lżejszy klimat obyczajowo-komediowy, typowy dla czeskiej kinematografii. A że ja w produkcjach naszych południowych sąsiadów gustuję to bawiłem się dobrze. Również warto obejrzeć.

Bułgarski "Bunt L." - produkcja najbardziej na serio z wymienionych nt. wejścia w dorosłe życie młodego chłopaka na tle upadku komunizmu. W dość ciekawy sposób przedstawiony ten burzliwy okres, niebanalna postać głównego bohatera, świetne zdjęcia. Ten film z całej trójki podobał mi się najbardziej, najbardziej mnie zaskoczył, natomiast żonie wcale - porównała go do "Pulp fiction" (co dla mnie jest bez sensu, jedyne podobieństwo to elementy kina gangsterskiego).
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
"Historia przemocy" Cronenberg - Plusy: więcej niż zwykły thriller, minusy: niewiele więcej. Można obejrzeć.

"Crash" Cronenberg - Seks + wypadki samochodowe + perwersja + dewiacja przez duże D + napisy początkowe i końcowe. Oto cały film. Klimat jednak udało się reżyserowi stworzyć. Film ma coś w sobie, choć bez zachwytów.

"Smak wiśni" Kiarostami - pierwsze spotkanie z kinem irańskim. Cóż, film dobry, ale niczego specjalnie nowego i odkrywczego w nim nie ma (no może poza oryginalnym zakończeniem, które jednak niezbyt mi się podobało).
Główny bohater jeździ samochodem i szuka osoby, która mogła by mu pomóc przy samobójstwie...

"Trzy kobiety" Altman - rewelacyjny film. Postacie trzech tytułowych kobiet niesamowicie mnie zainteresowały. W drugiej połowie film wkracza w oniryzm i surrealizm. Bardzo duże pole do popisu przy interpretowaniu go. Robi wrażenie i pozostaje w pamięci na długo.

"Zakochany bez pamięci" reżysera nie pamiętam - nic specjalnego. Oryginalny pomysł, ale wykonanie niezbyt mi się podobało.

"Jajo węża" Bergman - świetny, przytłaczający klimat międzywojennych Niemiec. Bergman szuka przyczyny późniejszego zachwytu ideologią nazistowską. Całkiem sprawnie mu to wychodzi.
Film dobry, może nawet bardzo dobry, ale jak na Bergmana mimo wszystko moim zdaniem wyszło średnio.

"Biała wstążka" Haneke - najnowszy jego film. Stała tematyka - taka jak np w jego najbardziej znanym Funny Games. Przedstawione zostały kilka lat Pruskiej wioski, w których zdarzyło się kilka nie do końca wyjaśnionych zbrodni.
Film dużo dojrzalszy i bardziej stonowany niż poprzednie jego obrazy, które widziałem. Momentami jednak troszkę się dłuży, ale końcowe wrażenie bardzo pozytywne.
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Dużo wolnego czasu, to i było dużo filmów:

"Wnętrza" Allen - w 100% poważny film Allena. Dramat psychologiczny w trochę bergmanowskim stylu. Relacje między 3 siostrami, a ich rodzicami (szczególnie - matką z niezupełnie zdrową psychicznie matką). Bardzo mi się podobał.


"Koniec Hollywood"
Allen - komedia i to moim zdaniem najzabawniejsza, zaraz po "Annie Hall". Świetna zabawa.
Woody gra reżysera przechodzącego od paru lat kryzys twórczy. Jego była żona jednak załatwia mu pracę nad wysokobudżetowym filmem, od sukcesu którego będzie zależeć cała jego kariera...

"Tajemnica morderstwa na Manhattanie" Allen - komedia kryminalna. Ten film średnio mi się podobał. Momentami mnie nużył, a typowo Allenowe żarty również bywały śmieszniejsze.
Żona postaci granej przez Allena podejrzewa, że sąsiad maczał palce w śmierci swojej żony...

"Mężowie i żony" Allen - rewelacja. Jak do tej pory jest to film Allena, który najbardziej mi się podobał. Wyraźna inspiracja "Scenami z życia małżeńskiego" Bergmana - na początku nawet myślałem, że będzie to remake. Po paru początkowych scenach okazuje się jednak, że Woody całkowicie idzie swoimi drogami.
O ile "Sceny z..." uważam, za film "mądrzejszy", to "Mężowie i żony" oglądało mi się dużo, dużo lepiej.
O czym jest ten film? O małżeństwach i ogólnie związkach damsko-męskich. Allen przygląda się im wnikliwie i dogłębnie, skłaniając ku arcyciekawym wnioskom.

Wszystko zaczyna się jak u Bergmana - do szczęśliwego na pozór małżeństwa przychodzi para najbliższych znajomych i oświadcza im, że się rozwodzą. Ta wiadomość doprowadza do kryzysu również w ich małżeństwie, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej.

"Purpurowa Róża Kairu" Allen - duży plus za oryginalność i bardzo dobre zakończenie. Mimo wszystko raczej minus za całą resztę. Nie śmieszył mnie, niezbyt zainteresował.
Niezbyt rozgarnięta, nieśmiałą, niezbyt szczęśliwie zamężna wielbicielka kina po raz kolejny ogląda film "Purpurowa Róża Kairu". W pewnym momencie zauważa to jeda grającym w nich postaci i wychodzi z ekranu...
Wrażenie było mniejsze zapewne również dlatego, że wcześniej oglądałem "Ucieczkę z kina Wolność", w którym to Marczewski jawnie wykorzystał motyw z filmu Allena.
Prawdę mówiąc - film Marczewskiego dużo bardziej mi się podobał.

"Drakula" Coppola - nierówny. Parę naprawdę bardzo fajnych scen niestety została wypełniona niezbyt porywającą, typowo hollywoodzką treścią.

"Rumble Fish" Coppola - fajny klimat, zdjęcia i dużo symboliki i metafor. W maksymalnym uproszczeniu: młody uliczny zabijaka jest zafascynowany emerytowanym ulicznym zabijaką, swoim bratem. Przez dużą część filmu wędrujemy w pijackim marszu po mieście z bohaterami, wypełnionym od czasu do czasu ciekawymi wypowiedziami. Podobał mi się.

"Niebo" Tykwer - scenariusz Piesiewicza i Kieślowskiego, który miał zapoczątkować serię niebo, czyściec, piekło, ale nie mógł zostać zrealizowany z powodu śmierci Kieślowskiego.
Cóż, przede wszystkim nie podobał mi się scenariusz. Reżyserowi, mmimo że spisał się na prawde przyzwoicie, nie udało się z tego scenariusza wykrzesać nic lepszego. Nie wiem czy Kieślowskimu by się to udało, ale patrząc na jego filmy, to wydaje mi się, że tak.


"Notorious"
Hitchcock - film noir, szpiegowski - baardzo mi się nie podobał. Moim zdaniem - straszliwie nudny, a i wątek miłosny(w zasadzie główny) mocno nieświeży.

"Dni naszego szaleństwa" Kar-Wai Wong - bardzo mi się podobał. Jak do tej pory - najbardziej z pośród wszystkich filmów tego reżysera. Niesamowity klimat.

"Happy Together" Kar-Wai Wong - widzę, że reżyser ten zajmuje się jedynie tematami okołomiłosnymi. No ok, ważne, że robi to dobrze, oryginalnie i niepowtarzalnie. Tym razem głównymi bohaterami jest para gejów. Trzeba czasem odwracać głowę, na wiadomych scenach, ale jest naprawdę nieźle.
Wyżej wspomniane "Dni naszego...", czy "Spragnieni miłości" dużo bardziej mi się podobało, ale absolutnie nie żałuję czasu jaki na ten film poświęciłem.

"Złodzieje rowerów" de Sica - poruszający, nieckliwy, niepretensjonalny dramat. Włochy, ogromne bezrobocie - w pierwszym dniu nowej pracy głównemu bohaterowi ukradli rower (którego posiadanie jest niezbędnym warunkiem). Na nowy go nie stać. Z małym synkiem wyrusza na poszukiwania przedmiotu, od którego może zależeć być albo nie być rodziny.
Bardzo dobry, ale szczerze mówiąc niezbyt skłonił mnie do emocjonalnego zaangażowania, przez co i raczej mnie nie poruszył. No ale z tego co wiem, to ja należę w tym wypadku do zdecydowanej mniejszości.
Dodam jeszcze - w idealnym momencie zakończyli film.

"Bulwar zachodzącego słońca" - Wilder - Zdecydowanie najlepszy film noir jaki widziałem. Pewnie dlatego, że to więcej niż film noir.
Wszystko zaczyna się od policji wyławiającej ciała mężczyzny z basenu. Następnie cofamy się o parę miesięcy i oglądamy jak do tego doszło...


"Okręt" Petersen - zdecydowanie jeden z najlepszych filmów wojennych. Świetny klimat. 3.5h mijają szybo i przyjemnie. Przyczepić mógłbym się do odrobiny patosu, który w pewnym, momencie wkradł się do filmu, ale w porównaniu z innymi filmami wojennymi było tego tyle co nic.

"Las Vegas Parano" Gilliam - hmm, średniak. Cały film obserwujemy rozmaite narkotyczne wizje Deppa i del Toro. Wygląda wszystko naprawdę nieźle, przykuwa do ekranu, ale jakieś takie dość puste się wydaje.

"Choć goni nas czas" Reiner - dramato-komedia o umieraniu. Film niezły, ale z tych ckliwych i wyniosłych na końcu. Taki hollywoodzki styl robienia dramatów.
Tematyka przypominająca arcygenialne "Piętno śmierci" Kurosawy.
Dwóch ludzi chorych na raka ląduje w jednym szpitalnym pokoju. Gdy dowiadują się, że nie życia im pozostaje postanawiają stworzyć listę rzeczy, którą chcą zrobić przed śmiercią (typu - skoczyć na spadochronie, śmieć się do łez, zobaczyć coś majestatycznego), a następnie wyruszają aby ją zrealizować...

Ostatnie dwa filmy Almodovara z 8, w które jakiś czas temu się zaopatrzyłem:

"Prawo pożądania" Almodovar - bardzo mi się nie podobał. Jak w tytule - film o pożądaniu. Cała masa okropnych homoscen łóżkowych, trochę telenowelizująca fabuła + jakieś tam zmiany płci itp. Najgorszy film Almodovara.

"Drżące ciało" Almodovar - widziałem już parę lat temu. Bardzo dobry, bardziej mi się podobał niż wcześniej (choć również mi się podobał).

Cóż, Almodovar to na pewno dobry reżyser ale nie zaliczę go na pewno do ulubionych.
Najbardziej podobał mi się: "Porozmawiaj z nią".
Za bardzo dobre uważam również"Drżące ciało" no i może od biedy "Volver"
Niezłe: "Wszystko o mojej matce".
Średnie: "Zwiąż mnie" i "Kobiety na skraju załamania nerwowego"
Nie podobał mi się: "Złe wychowanie".
Bardzo niepodobały mi się: "Kika" i "Prawo pożądania"

Na pewno sięgnę kiedyś po pozostałe jego filmy.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
O Las Vegas Parano już kilka razy się wypowiadałem, ale wrócę raz jeszcze. Jak dla mnie to jeden z najciekawszych filmów, jakie widziały moje oczęta. Ale przede wszystkim to kino trudne. Potrzebowałem paru seansów, aby właściwie zrozumieć dzieło Gilliama. Z początku miałem bowiem podobne odczucie, ciekawe, ale bez większego sensu. Tutaj trzeba wychwytywać nieraz subtelne symbole, albo nawet pojedyncze zdania. Gilliam to ma do siebie, że lubi zakręcone i niekonwencjonalne obrazy. Dowodem jest 12 Małp, które na pozór zdaje się filmem sf, a gdy oglądać przez odpowiedni ,,pryzmat" okazuje się być stadium popadania w obłęd. Myślę, że Las Vegas Parano też ma dużo ukrytych smaczków.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Mi osobiście bardzo podoba się scena, gdy Raul Duke stoi w swoim pokoju i wspomina kończącą się dekadę. W jednej z nielicznych scen jest trzeźwy i mówi coś takiego :
Płynęliśmy na grzbiecie wysokiej i pięknej fali. A teraz, zaledwie pięć lat później można stanąć na wzgórzach Las Vegas i spojrzeć na zachód. I jeśli się posiada odpowiedni wzrok można prawie dojrzeć ten wysoki punkt, to miejsce gdzie fala ostatecznie się załamała i cofnęła.
Jest to powód, dla których obydwaj bohaterowie ćpają na potęgę. Ameryka w tamtych czasach przeżywała duże zmiany. Kończyła się era hippisów i artystów, którzy chcieli zmieniać świat. Trzeba było ,,dorosnąć" i pogodzić się z ponurą rzeczywistością. Dla mnie Raul i jego prawnik są archetypami postaci, które właśnie nie chcą dorosnąć.
 

Qon

Eksperfekcjonista
VIP
Dołączył
21 Grudzień 2006
Posty
7 886
Punkty reakcji
184
Miasto
Alpha Centauri
Obejrzałem "Funny Games U.S." Hanekego i kompletnie się zawiodłem. Niestety zapomniałem, że wspominaliście coś o oryginale z 97 roku. Nie wiem jaki jest tamten film, ale ta wersja amerykańska mi się nie podobała. Szkoda, bo znałem Haneke z świetnych "Pianistki" i "Ukrytego" oraz dobrego "Kodu nieznanego". Wracając do "Funny Games", przede wszystkim nie podoba mi się brak realizmu. Mimo prób nie udało mi się uwierzyć w taką rodzinę pierdół. Jeszcze dzieciak powiedzmy był przekonujący, ale ta parka? Litując się jeszcze bardziej - jestem w stanie wyobrazić sobie takiego faceta sierotę i do tego naiwniaka, ale jego żona na początku filmu objawia mocny charakter. A potem, w scenie będącej szczytem wszystkiego, uciekłszy oprawcom pozwala im się z powrotem złapać :mruga: . Gra aktorów może i nie najgorsza. Najlepszy jak dla mnie początek filmu, a zwłaszcza scena z jajkami i zakończenie na łódce (+nóż, który w finale nie wystrzelił jak hitchcockowska strzelba).

Podobała mi się natomiast "Miłość Larsa" i ten film polecam. Choć uważam, że można było zrobić lepszą historię o miłości faceta do gumowej seks-lali :D
 
Do góry