Półtora miesiąca temu moja dziewczyna (20l.) z którą byłem prawie 5 lat (pierwszy poważny związek zarówno jej jak i mój) pojechała do pracy do Anglii na farmę, bez znajomych. Przez pierwsze 3 tygodnie było wszystko dobrze, tęskniła, pisała, dzwoniła.
Po miesiącu przestała się odzywać, myślałem - dużo pracy i takie tam. Po tygodniu sam zadzwoniłem i powiedziała że od tygodnia kogoś ma, na moje pytania czy chce z nim być i czy z nami koniec odpowiedziała 2x tak...
Bardzo ją kocham, jestem załamany i nie wiem co zrobić. Najdziwniejsze jest to że między nami wszystko było naprawdę dobrze.
Ona powiedziała ze tam jest inny sztuczny świat, nie wie dlaczego tak się stało, że nie jestem jej całkiem obojętny i ze jej przykro i chyba jej się łezka w oku zakręciła.
Czuję się strasznie bo niby ona powiedziała że koniec, ale z drugiej strony dopóki ona nie wróci (jeszcze 2 i pól miesiąca) to się nie dowiem na czym stoję i co się dzieje i jestem w tym czasie w zawieszeniu. Dowiedziałem się od jej koleżanki że przed wyjazdem ona planowała naszą wspólną przyszłość (do tej pory myślałem że tylko ja planowałem) - wynajęcie mieszkania, wiec 100% że nie planowała "naszego" końca.
W związek wkradła się rutyna ale wszystko dałoby się odratować, przyznałem się do paru błędów które popełniałem ale chciałbym to jakoś odratować i zmienić.
Mam wrażenie że to tamte warunki jakoś na nią wpłynęły - brak znajomych, ciężka praca (btw. - pierwsza), a tamten koleś (starszy) dobrze wiedział co się kroi (nie pierwszy raz pojechał do anglii do pracy) i wykorzystał sytuację. Dał jej pomocną dłoń kiedy tego potrzebowała etc...
On jest polakiem, razem mieszkają w przyczepie (w 5 osób ), na obozie/farmie jest kilkudziesięciu polaków i parę osób innych narodowości.
Ona jest bardzo bardzo rozsądna i stała w uczuciach.
Wiem że tamte warunki baaardzo zbliżają .
Czy możliwe jest że wróci...?
Czy mogę cos jeszcze zrobić?
Czy powinienem do niej dzwonić i kontaktować się jak najczęściej czy dać jej czas zatęsknić? Z kolei jak się nie odzywam to tak jakbym położył na to lachę i dał im wolną rękę...
Ona powiedziała że chce utrzymywać kontakt ze mną ale mimo to się nie odzywa (być może on jej tak radzi i pomaga o mnie zapomnieć...)
Czy może powinienem tam pojechać żeby porozmawiać – żeby mnie nie zapomniała i pokazać że jestem gotów na wszystko żeby to uratować, czy to coś by dało?
Czas działa raczej na moją niekorzyść bo oni coraz bardziej się zbliżają a ona się coraz bardziej ode mnie oddala.
Dzisiaj nie wytrzymałem i się odezwałem, znów wymiękłem, napisałem wiele rzeczy... i nie wiem. Nie jestem w stanie usunąć z pokoju czegokolwiek co od niej dostałem, nie chce zapominać ale jestem wrakiem człowieka. Nie śpie, nie jem, chudnę, nie wychodzę z domu, praktycznie nie mam znajomych, powiedziałem to paru osobom ale generalnie nie miałem znajomych zbyt wielu bo nigdy ich nie potrzebowałem, teraz już z nikim się nie spotykam, siedze w domu, próbuję spać...
Npaisałem jej że bym przyjechał do niej (chodziło mi o porozmawianie, bo nie wiem czy wytrzymam jeszcze 2 i pół miesiąca tego zawieszenia), odpisała mi "po co? ja stąd nie pojadę mam tu pracę, zarabiam, poza tym po godzinach mam super wakacje, wracam pod koniec wrzesnia. i tyle". Ja nie moge tego przeżyć, poprostu w głowie mi sie nie mieści że w pare dni z najbliższej osoby stałą się tą która wbiła nóż w plecy. Nie wierze że znalazła miłość swojego życia w jakiejś pier*nej kapuście.... ;(
Trochę pomógły mi odpowiedzi w temacie o'cruha, ale ogólnie jest źle![Frown :( :(](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
Po miesiącu przestała się odzywać, myślałem - dużo pracy i takie tam. Po tygodniu sam zadzwoniłem i powiedziała że od tygodnia kogoś ma, na moje pytania czy chce z nim być i czy z nami koniec odpowiedziała 2x tak...
Bardzo ją kocham, jestem załamany i nie wiem co zrobić. Najdziwniejsze jest to że między nami wszystko było naprawdę dobrze.
Ona powiedziała ze tam jest inny sztuczny świat, nie wie dlaczego tak się stało, że nie jestem jej całkiem obojętny i ze jej przykro i chyba jej się łezka w oku zakręciła.
Czuję się strasznie bo niby ona powiedziała że koniec, ale z drugiej strony dopóki ona nie wróci (jeszcze 2 i pól miesiąca) to się nie dowiem na czym stoję i co się dzieje i jestem w tym czasie w zawieszeniu. Dowiedziałem się od jej koleżanki że przed wyjazdem ona planowała naszą wspólną przyszłość (do tej pory myślałem że tylko ja planowałem) - wynajęcie mieszkania, wiec 100% że nie planowała "naszego" końca.
W związek wkradła się rutyna ale wszystko dałoby się odratować, przyznałem się do paru błędów które popełniałem ale chciałbym to jakoś odratować i zmienić.
Mam wrażenie że to tamte warunki jakoś na nią wpłynęły - brak znajomych, ciężka praca (btw. - pierwsza), a tamten koleś (starszy) dobrze wiedział co się kroi (nie pierwszy raz pojechał do anglii do pracy) i wykorzystał sytuację. Dał jej pomocną dłoń kiedy tego potrzebowała etc...
On jest polakiem, razem mieszkają w przyczepie (w 5 osób ), na obozie/farmie jest kilkudziesięciu polaków i parę osób innych narodowości.
Ona jest bardzo bardzo rozsądna i stała w uczuciach.
Wiem że tamte warunki baaardzo zbliżają .
Czy możliwe jest że wróci...?
Czy mogę cos jeszcze zrobić?
Czy powinienem do niej dzwonić i kontaktować się jak najczęściej czy dać jej czas zatęsknić? Z kolei jak się nie odzywam to tak jakbym położył na to lachę i dał im wolną rękę...
Ona powiedziała że chce utrzymywać kontakt ze mną ale mimo to się nie odzywa (być może on jej tak radzi i pomaga o mnie zapomnieć...)
Czy może powinienem tam pojechać żeby porozmawiać – żeby mnie nie zapomniała i pokazać że jestem gotów na wszystko żeby to uratować, czy to coś by dało?
Czas działa raczej na moją niekorzyść bo oni coraz bardziej się zbliżają a ona się coraz bardziej ode mnie oddala.
Dzisiaj nie wytrzymałem i się odezwałem, znów wymiękłem, napisałem wiele rzeczy... i nie wiem. Nie jestem w stanie usunąć z pokoju czegokolwiek co od niej dostałem, nie chce zapominać ale jestem wrakiem człowieka. Nie śpie, nie jem, chudnę, nie wychodzę z domu, praktycznie nie mam znajomych, powiedziałem to paru osobom ale generalnie nie miałem znajomych zbyt wielu bo nigdy ich nie potrzebowałem, teraz już z nikim się nie spotykam, siedze w domu, próbuję spać...
Npaisałem jej że bym przyjechał do niej (chodziło mi o porozmawianie, bo nie wiem czy wytrzymam jeszcze 2 i pół miesiąca tego zawieszenia), odpisała mi "po co? ja stąd nie pojadę mam tu pracę, zarabiam, poza tym po godzinach mam super wakacje, wracam pod koniec wrzesnia. i tyle". Ja nie moge tego przeżyć, poprostu w głowie mi sie nie mieści że w pare dni z najbliższej osoby stałą się tą która wbiła nóż w plecy. Nie wierze że znalazła miłość swojego życia w jakiejś pier*nej kapuście.... ;(
Trochę pomógły mi odpowiedzi w temacie o'cruha, ale ogólnie jest źle