Ardolf postawił ostre warunki. Kobieta z początku trochę speszona ostatecznie przystała na nie.
-O karawanie to wiem tyle że pojawili się w tej okolicy kilka miesięcy temu. Byli to ludzie z jakiejś metropolii, Gragowie i ci ludzie z pióropuszami, którzy sami nazywają się Legionistami. Mój mąż prowadzi karczmę w naszej wiosce. Czasami przychodzili tam Gragowie służący ludziom z karawany. Po gorzałce mieli trochę dłuższe języki i mówili coś, że ci ludzie to słudzy Shivy córki bogini Freyji. Nie wiem czy byli już mocno pijani czy kłamali. Ludzie nie wierzą w nasze bóstwa przecież. Gragowie mówili też, że nie mamy się czego bać bo oni przychodzą tutaj tylko po Skarlingi, ale to nie była prawda. Szybko zaczęli też porywać innych mutantów. Nasze starszyzny nie reagowały gdy chodziło tylko o Skarlingi, ale od kiedy zaczęli porywać innych co raz głośniej mówi się o naruszeniu zawieszenia broni. Ci Gragowie śmiali się gdy im o tym mówiliśmy. Nigdy nie odpowiedzieli co ich tak w tym śmieszy. W ogóle oni nie byli tutejsi. Podobno przybyli razem z ludźmi ze wschodniego wybrzeża. Długo nie wiedzieliśmy czy to prawda, ale jakieś dwa tygodnie temu do karczmy mego męża zawitał huskański podróżnik, który mówił, że jest z Mglistego Wybrzeża, wiesz Panie tego na wschodzie Afryki. Mówił on że Gragowie, którzy przybyli tutaj z ludźmi są właśnie stamtąd. Mówił też że w jego stronach kapłani już śpiewają pieśni wojenne. Twierdził że Huskanie już wybrali wodza na czas wojny i że będą walczyć przeciwko ludziom. Opowiadał straszne rzeczy o jakimś obozie na Mglistym Wybrzeżu, który to ma być prowadzony przez ludzi na polecenie samej Shivy. Huskanie rzekomo chcą dogadać się z Bralami i zjednoczyć plemiona. Nie wiem ile w tym prawdy. Wiem tyle że Gragom ktoś dużo płaci za pomaganie ludziom. Jest z nimi też jakiś Raptiloid, ale on też podobno nie tutejszy. Tyle wiem. - kobieta skończyła wywód patrząc w stronę dżungli, potem odwróciła się i mówiła dalej
- Jeśli chodzi o szpital i taki sprzęt to my czegoś takiego nie mamy. W naszej wiosce nie ma naukowców. Gdybyś poszedł na wschód wzdłuż szlaku handlowego to jakieś 100 km stąd jest wioska Tirachitów, może oni mają coś takiego. Natomiast w kwestii amunicji mogę ci pomóc. W naszej wiosce jest handlarz bronią, który ma długi karciane u mojego męża. On pewnie będzie miał coś co cię zainteresuje. Lekarstwa, żywność i xeolit to nie problem.
Kobieta wyglądała na bardziej zmartwioną niż przedtem. Co raz patrzyła w stronę dżungli.
-Panie śpiesz się. Te zwierzęta mogą w każdej chwili zabić mego męża. Proszę... - wypowiedziała przez łzy.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Broen wyrzucił za siebie granat i popędził niewolnika. Ten wybieg jednak nie do końca się udał. Wybuch spowodował lekką konfuzję ścigających, ale widać że byli to wyszkoleni żołnierze. Nie dali się speszyć tej sytuacji. Jeden z żołnierzy, który to widocznie dowodził krzyknął:
-Hawkins, Takashi! Lewa i prawa strona. Okrążyć go!
Dwóch ludzi zaczęło z dużą prędkością biec bo lewej i prawej stronie fidelity. Ten z prawej biegł jednak ciut wolniej aby nie zrównać się ze swoim kompanem. Kolejny dowód że wiedzieli co robią bo nie chcieli ryzykować strzelania do swoich. Po paru minutach pościgu wszyscy żołnierze otworzyli ogień. Ta siła ognia była wręcz porażająca. Cztery ciężkie karabiny maszynowe wydały z siebie mechaniczny ryk. Kule świstały w powietrzu powodując ogromne zniszczenia w roślinności. Skarling nie wytrzymał i rzucił się na ziemie kryjąc w zaroślach. Pościg nawet go nie zauważył i przebiegł obok niego. Broen ciągle miał lekką przewagę nad żołnierzami, którą dało mu wyrzucenie granatu, ale niestety topniała ona z minuty na minutę.
[Broen - minus jeden granat]
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Karr próbował wydostać się z patowego położenia. Uderzył w ścianę tak mocno jak tylko potrafił. To jednak nie zrobiło większego wrażenia na konstrukcji. Podszedł do ściany aby sprawdzić czy udało mu się chociaż naruszyć jej szkielet. Przystawił głowę blisko ściany by się dobrze jej przyjrzeć. Wtedy usłyszał za nią kroki.
-W końcu. To pewnie ten naukowiec - pomyślał i krzyknął
- Halo! Tutaj jestem! Lord mnie przysy...
Ostatniego słowa nie zdążył jednak wypowiedzieć. Ścianę przebiła ogromna łapa czegoś co stało na korytarzu. Ręka ta błyskawicznie wyciągnęła cyborga z przestrzeni technicznej i wyrzuciła na korytarz. Karr dosłownie odbił się od przeciwległej ściany i upadł na ziemię. Dopiero wtedy zobaczył z czym ma do czynienia.
Karr wiedział jak wyglądają podstawowe gatunki mutantów. Zresztą widział też nie jednego przedstawiciela mniej rozpowszechnionych plemion, ale tego czegoś nie mógł przykleić do żadnego plemienia. Do końca nie był nawet pewien czy to mutant czy jakieś człekokształtne zwierzę.
Bestia ruszyła na cyborga. Sytuacja była ciężka, ale do tego typu okoliczności Karr był bardziej przyzwyczajony niż do rozmontowywani zamków.
Drzwi wejściowe na korytarz były nadal zamknięte a śluza na ostatni poziom w połowie otwarta. Stamtąd zapewne wylazł ten stwór. Karr szybko ocenił gdzie się znajdował. Był 6 metrów od śluzy i 32 metry od zamkniętych drzwi korytarza.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Rivald, Deep, Luna. Priest wybrał najprostszą drogę. Uznał, iż nie ma sensu ryzykować. I jak się sam przekonał zrobił dobrze. Kabel był na tyle solidny, że utrzymał go bez problemu. Deep natomiast wykorzystując swoją zręczność dostał się na drugą stronę. Rivald był mniej pewny swych umiejętności, ale jak się ostatecznie okazało również one wystarczyły aby bez problemów i straty sprzętu przedostać się na drugą stronę. Zajęło mu to więcej czasu niż poprzednikowi, ale koniec końców cel osiągnął. Kiedy oboje tak stali czekając na Lunę zauważyli, że ona po drugiej stronie zaabsorbowana jest rozmową przez komunikator. Dość żywo gestykulowała czasami unosząc głos. Cokolwiek było tematem rozmowy pewnie musiało ją zdenerwować. Po skończeniu transmisji schowała komunikator za pas, wzięła duży rozbieg i jednym gigantycznym skokiem pokonała szyb.
-Eee... to było... nie ludzkie... - powiedział Rivald
Luna jednak nie zamierzała się angażować w dyskusję:
-Mam dobre implanty w nogach. Nie mamy czasu na gatki szmatki. Czujnik w ciele człowieka Lorda wskazuje, iż doznał on jakiś uszkodzeń. Tymczasem są one mało poważne, ale wzbudziły one niepokój Lorda. Poza tym Lord dostał nowe wiadomości od zaufanych ludzi, które lekko zmieniają cel początku naszej misji. Naukowca, którego mieliśmy odnaleźć mamy zabić. Jest to nasz priorytet. Ten człowiek nie może wyjść z tej stacji żywy z informacjami zgromadzonymi na dysku komputera głównego stacji. Jednak najpierw mamy zweryfikować czy rzeczywiście jest zdrajcą.
Luna natychmiast po tych słowach narzuciła szybkie tempo. Biegli tak przez cały przedostatni poziom. W końcu wbiegli do wąskiego korytarza, na którego końcu były zamknięte drzwi do przejścia na poziom dowodzenia. Ze względu na małą szerokość korytarza i duże tempo, które narzuciła Luna biegła ona pierwsza kilka metrów przed mężczyznami, którzy biegli ramię w ramię. Mniej więcej w połowie drogi do drzwi ze ściany wyskoczyło coś co powaliło Lunę na ziemię. Deep i Rivald zatrzymali się zasłaniając twarze przed odłamkami gruzu i kurzem. Zobaczyli że na podłodze leży Luna i siłuje się z czymś co wyglądało jak postać z koszmarów:
Coś o wielkości około dwóch metrów i widocznej silnej muskulaturze wyglądało na niebezpieczne i ewidentnie takie było. Dla Rivalda był to prawdopodobnie kolejny mieszkaniec dżungli, który jakoś się tu dostał. Dziwiło go jedynie jak może oddychać, ale nie to teraz było najważniejsze. Deep natomiast wiedział z czym mieli do czynienia. Kiedyś w Australii widział co 10 takich stworzeń zrobiło z kilkudziesięcioma wojownikami Mantargów. Postanowił ostrzec kompana:
-To Wysłannik! - wykrzyknął do Rivalda, który nie dowierzał słowom swego towarzysza.