Bishop986
King of Mars
4 lipca 2012
***
Aito, Kyle i Alan znali się już dość dobrze. W końcu ostatnie sześć miesięcy byli członkami jednej ekipy. Nie było ich wielu i nie mieli wiele, ale dzięki swym umiejętnościom i chartowi ducha potrafili radzić sobie w tych ciężkich czasach.
Ekipą dowodził Borys Jukowski, lekko podstarzały były oficer GRU, który przez pracę w Blackwater znalazł się w Stanach podczas wydarzeń grudnia 2011. Był to kawał chłopa o widocznej tężyźnie fizycznej, której ząb czasu nie nadwątlił na tyle by Borys musiał zaprzestać swej działalności. To on tutaj dowodził bo miał najwięcej doświadczenia i dlatego że ostatni który próbował przejąć władzę leżał już kilka metrów pod ziemią. Prócz niego w ekipie byli jeszcze Eckhart, młody najemnik z Izraela, Malcom, czarnoskóry wyrzutek z Marines i Nicole Ariston, była oficer FBI, która karierę skończyła przez podejrzenie o korupcję a później szukała szczęścia w Blackwater. Ona i Ivan "założyli" tę drużynę zbierając w pierwszych miesiącach 2012 tych, których uważali za najlepszych.
Żyło im się nieźle. Mieli niewielką "bazę" zorganizowaną w czymś co niegdyś pewnie było jakimś schronem. Znajdowała się ona na terenie Panola Mountain State Park około 19 mil od Atlanty. Dobrze ukryta miejscówka dawała duże szanse na przeżycie. I jak już wspomniano żyło się tam nieźle. Do czasu... Kanibale zostali wytrzebieni przez szabroników lub przez samych najemników, więc wolni z pobliskiej osady nie zlecali już zadań. Szabrownicy wynieśli się na zachód bo w centrum Atlanty to co się dało zrabować zrabowali. Wraz z ostatnim gangiem skończyły się misje obstawiania ich akcji. Pod koniec czerwca skończyła się benzyna a teraz powoli kończyło się jedzenie. Głód zaglądał im w oczy, choć nikt nie panikował, nie z takiej gliny ulepieni byli członkowie tej grupy.
Dzień rozpoczął się jak każdy inny. Eckhart właśnie schodził z ostatniej nocnej warty a zastępował go Malcolm, który ze swą strzelbą wkroczył na mały nasyp nad schronem. Izraelczyk od razu wpełzną do wojskowego Humvee by rozłożyć się na tylnej kanapie. Aito ćwiczył obok walkę kataną zadając niemiłosierne ciosy wyimaginowanemu wrogowi, Kyle akurat wstał i przeciągając się wyszedł ze schronu a Bolt siedział na masce drugiego samochodu czyszcząc broń. Zapowiadał się kolejny nudny dzień. Coś jednak przerwało ten schemat. Zarośla obok leśnej drogi poruszyły się. Malcolm od razu wskazał miejsce reszcie i skierował tam broń. Nic jednak się nie stało. To tylko Nicole wracała ze "zwiadu". Nie było jej dwa dni, lecz i tak wróciła wcześniej niż zapowiadała. Kobieta tylko uśmiechnęła się widząc jakie zamieszanie wywołała jej obecność.
-Spokojnie chłopaki. Za ładna jestem żeby umierać - zaśmiała się przechodząc przez "dziedziniec" a kroki szybko skierowała do bunkra - Tak jak przypuszczaliśmy możemy mieć :cenzura: El Dorado pod nosem.
Jej słowa wszystkim zamieszały trochę w głowach, lecz to ona była druga po bossie, więc nie komentowano tego co mówili do siebie.
Po skromnym śniadniu (po dwie kanapki z masłem) Nicole wyszła ze schronu i zawołała trzy osoby - Bolt'a, Aito i Kyle'a.
W "biurze" czekał już na nich Ivan swym zwyczajem trzymając nogi na starym i zakurzonym biurku. Uśmiechnął się widząc kompanów i rozłożył ręce gestem powitania.
-Witam kamratów! - rzekł z miękkim słowiańskim akcentem - Jak "śniadanko"? Hahaha! Też to rano miałem. No... Ekhm... Sytuacja jaka jest każdy widzi a i głowy własne macie to i wymyślić, że mamy przegwizdanie nie trudno. Benzyny niet, jedzenia prawie niet, tylko amunicjo jeszcze jako tako. Kanibali wystrzelali, job ich mać! Tfu! Szabrowniki już nie płacić benzynu za eskorte, osada nie płacić za zabicie kanibali, job ich mać! Tfu! Sabaki! Tfu! To cienko no ale moim to głowa żeby nas poratować. Nicole opowiedz kamratom resztę.
Jukowski wytarł butem ślinę, którą popluł blat podczas przeklinania na kanibali i zakładając ręce za głowę czekał aż Ariston zabierze głos.
-Ok... - kobieta w końcu ozwała się po wstępnym szoku zafundowanym dzięki przemówieniu przełożonego - Ivan już wyjaśnił jak jest zresztą tego wyjaśniać nie trzeba. Od jakiś dwóch tygodni myśleliśmy, że w tej okolicy już nic nie ugramy, ale... Byłam na małym zwiadzie. Pamiętacie to pole golfowe na północy parku? Trochę ponad dwie mile od nas? No właśnie. Nigdy się nim nie interesowaliśmy bo nasi "zaufani" szabrownicy zawsze mówili, że nic tam prócz zombiaków nie ma. G*wno prawda. Na małym placu za głównym budynkiem stoją trzy ciężarówki wojskowe. Cholera wie co wojacy chcieli tam przechować, ale widocznie nie zdążyli. To może być nasza szansa.
Wtedy głos zabrał znów Ivan:
-Plan być prosty. Was trzech i Nicole idziecie albo od razu na miejsce i staracie się przejąć cokolwiek by tam nie było albo ewentualnie idziecie do osady w Stockbride. Tam jest taki jeden... MacRoberts. Handluje żarciem. On załatwi ludzi i razem z nimi pójdziecie do pole golfowe. Bez znaczenia bo to co znajdziemy i tak będziemy jemu sprzedawać. To nasz nowy kontakt a ludzie mogą się przydać. No. Wiecie jak ze mną. To wasze zadanie i to wy decydować. Byle szybko decydować bo ni chce już źryć chleba z masłem.
***
Jackey Nielsen podróżował sam. Tak chyba wolał. Kierował się na południe. Nie było w tym jakiegoś konkretnego celu. Po prostu wiedział, że siedzenie na tyłku w jednym miejscu nie wiele mu da a jedzenia trzeba było szukać. Z początku szedł wzdłuż 124, ale zaczął się od niej oddalać, gdy ta zbliżyła się do gęściej zabudowanych terenów. Już dawno nauczył się je omijać. Sam miał zbyt duże szanse na bolesną śmierć z rąk zakażonych.
Orientował się trochę na wyczucie i trochę dzięki znakom drogowym, które wcześniej mijał.
Test:
Jackey [test na orientację w terenie]. Wynik 20.
Test natury na orientację w terenie [podstawowy, 3]. Wynik 6.
Test wygrywa Jackey.
Jackey [test na orientację w terenie]. Wynik 20.
Test natury na orientację w terenie [podstawowy, 3]. Wynik 6.
Test wygrywa Jackey.
Szło mu to dobrze. Bez większych trudności obierał drogę starając się mijać tereny zabudowane. Wytyczona trasa zawiodła go do jakiegoś lasu oznaczonego na znakach jako Mountain-Arabia Nature Preserve. Zszedł z utwardzonej drogi by znowuż ominąć zabudowania zapowiadane przez znaki drogowe. Orientacja w lesie nie była już tak łatwa. Wprawdzie miał mniej więcej świadomość, gdzie się znajduje, lecz nie czuł się zbyt pewnie.
Test:
Jackey [test na orientację w terenie]. Wynik 24.
Test natury na orientację w terenie [średni, 5]. Wynik 5.
Test wygrywa Jackey.
Jackey [test na orientację w terenie]. Wynik 24.
Test natury na orientację w terenie [średni, 5]. Wynik 5.
Test wygrywa Jackey.
Stanął w miejscu i zaczął się rozglądać. Starał się sobie przypomnieć kierunki świata i trasę jaką wytyczył w głowie na podstawie znaków. Jego wyobraźnia wytworzyła szkic najbliższej okolicy rezerwatu... i to pomogło. Bystry umysł szybko pojął dokąd należy podążać.
Jackey kroczył dobre pół mili leśną ścieżką. Słońce przebijało przez niezbyt gęsty drzewostan a lekki wietrzyk ochładzał wędrowca. Mała ilość zarośli sprzyjała widoczności przez co Nielsen czuł się pewniej. W takich warunkach trudno było go zaskoczyć. Chociaż...
Kiedy dochodził do miejsca, w którym ścieżka skręcała w prawo (na południe) doszedł go dziwny dźwięk. Ni to jęk, ni wycie. Ot nierozpoznawalny wytwór jakiejś istoty. Nielsen rozejrzał się, ale niczego w zasięgu wzroku nie dojrzał. Przysłuchał się więc. Odgłos był wyraźny i na pewno dochodził z lewej strony gdzieś z głębi gęściej zarośniętego terenu.
***
W tym samym dniu jeszcze jedna osoba kierowała się na południe. Raylan Givens od trzech dni śledził grupę kanibali, którzy wyjechali na łowy. Sam był świadkiem tego co robili z napotkanymi ludźmi i jego poczucie sprawiedliwości kazało mu ich dorwać. Raylan nie wiedział nawet ile mil już za nimi podążał.
Test:
Raylan [test na orientację w terenie]. Wynik 3.
Test natury na orientację w terenie [łatwy, 2]. Wynik 12.
Raylan przegrywa test.
Raylan [test na orientację w terenie]. Wynik 3.
Test natury na orientację w terenie [łatwy, 2]. Wynik 12.
Raylan przegrywa test.
Ostatnim puntkem orientacyjnym było Lawrenceville. Dalej było już tylko omijanie zombiaków, kilka strzałów i próba nadążenia za kanibalami. Było ich ośmiu. Poruszali się dwoma pickupami i byli dobrze uzbrojeni. Givens musiał ich tropić na piechotę, ale jego zwierzyna często robiła długie postoje by plądrować domy i sklepy. Dzięki temu mógł nadążyć trzymając się kilka mil za nimi. Niestety z czasem zgubił trop.
Znajdował się na Rockland Road, która była... "gdzieś". Tyle wiedział bo znak podał mu nazwę drogi, ale i tak był w kropce jako że nie znalazł nic co by bardziej wyraźnie wskazywało jego położenie i ze względu na to, że kanibale oddalili się na tyle, że po prostu nie nadążył za nimi.
Jeszcze przed południem znalazł się tuż przed miejscem gdzie Rocland Road zakręcała. Niby nic nadzwyczajnego, ale był to jakiś przełom w jego podróży. Około 50 m. przed zakrętem usłyszał ryk silnika i gorzki krzyk:
-Cholera!
Były policjant do razu wyczulił zmysły. Kroczył ostrożnie. Szedł trochę pochylony na ugiętych kolanach z rewolwerem gotowym do strzału. Trzymając się zewnętrznej strony zakrętu wychylił się lekko by zobaczyć co kryje się za ścianą drzew.
Przy starym Dodge'u stał jakiś grupy facet w ogrodniczkach i obcierał coś brudną szmatką. Maska była podniesiona a obok mężczyzny leżała skrzynka z narzędziami. Raylan nie przypominał sobie jego twarzy. Chyba nie był to jeden ze ściganych przez niego typów, ale z drugiej strony nie wszystkim się dobrze przyjrzał.