Bishop986
King of Mars
Alan, Aito, Kyle.
Wszystko szło jakoś topornie. Aż dziw mógł brać, że ludzie ci to profesjonaliści pracujący ze sobą od dawna. Coś był nie tak. Może to brak zadań od dłuższego czasu wytrącił ich z rytmu? Kto wie. Teraz jednak stali oko w oko z realnym zagrożeniem. Kolejne dwa zombie dołączyły do trójki z lewej strony budynku. Devenau uznał, że czas działać. Wyciągnął broń. Wycelował. Uspokoił się i oddał dwa strzały.
Pierwszy z nich był zabójczo precyzyjny. Głowa zombie rozpadła się na kawałki nie pozostawiając miejsca na wątpliwość co do dalszych losów tego stwora. Drugi strzał niestety nie był ani zabójczy ani precyzyjny. Kula minęła głowę biegacza nie robiąc mu nawet najmniejszej szkody.
Widząc działania swego kompana również Bolt zaczął ostrzał. Wykonywał precyzyjne, wyćwiczone ruchy, które sprawiały, że wyglądał jak automat stworzony do zabijania. Bez najmniejszego wahania obierał cel i eliminował go.
Pierwszy strzał był taki jak Bolt lubił. W przeciągu ułamka sekundy cel padł. Drugi nie był już szczytem jego możliwości. Nagły podmuch wiatru naruszył trajektorię pocisku i biegaczowi dane było "żyć" dalej. Może zdenerwowanie tym biegiem wydarzeń sprawiło, że trzeci strzał nie był śmiertelny. Zombie został trafiony w głowę, ale nie tak jak trzeba. Cały czas trzymał się na nogach.
W ostatecznym rozrachunku został im jeden ranny przeciwnik i dwóch w zupełnie nie naruszonej kondycji.
Kyle obejrzał się by zobaczyć, że podchodzi do niego Aito. Japończyk zachowywał spokój i jakby czekał na dalszy obrót wydarzeń. Po chwili wszyscy spojrzeli na Nicole. Ta akurat kończyła przyglądanie się okolicy przez lornetkę. Cichutko wyszeptała:
-Wygląda na to, że niczyjej uwagi nie przykuliśmy. Tamte pokraki stoją pod murem nadal i delektują się mięsem padłych towarzyszy. Jeśli nie teraz to nie wiem kiedy.
[Kyle - minus dwa naboje; Alan - minus trzy naboje.]
Jackey kombinował jak podejść zarażonych. Chciał ustawić się w dogodnej pozycji i później dzięki swym obliczeniom szybko wyeliminować zagrożenie.
Z początku czołgał się na tyle zręcznie i szybko, że był prawie pewien sukcesu. Zgubiła go głupia wpadka. Mniej więcej w połowie drogi zahaczył stopą o jakiś złom leżący tuż obok niego. Zardzewiały kawałek metalu zabrzęczał alarmując zombie o obecności Nielsen'a. Biegacze podnieśli głowy i rozglądali się skąd doszedł ich dźwięk. Jeden z nich w mgnieniu oka ruszył w stronę Jackey'a. Za nim pędziły już dwa następne.
Nie było czasu na żadne obliczenia. Reagować należało natychmiast.
Udało mu się trafić pierwszego zarażonego, lecz to go nawet nie zatrzymało. Zachwiał się tylko i dalej pędził niczym oszalały a za nim jego dwaj "kompani". Sytuacja była o tyle trudna, że Jackey znajdował się już blisko nich. Nie tak blisko jak planował, ale znacznie bliżej niż w tych okolicznościach chciałby pewnie być. Od zombie dzieliło go jakieś 120 jardów. Niestety odległość ta błyskawicznie zmniejszała się.
[Minus jeden nabój.]
Raylan chyba nie do końca ufał napotkanemu mężczyźnie, ale mimo wszystko postanowił zabrać się z nim.
-Ok mogę z tobą jechać. Daleko macie do tej osady? W ogóle jak się wam udało tutaj przetrwać? Pełno tu zombiaków i kanibali. - Givens pierwszy rozpoczął dalszą rozmowę.
-Do osady będzie jakieś 13 mil. Najpierw musimy skoczyć po Chris'a i Maricruz. Są na południu rezerwatu. Objedziemy go od zachodu i tam jest takie miejsce jedno. Przetrwać? Jakoś. Sam nie wiem jak. Stockbridge uchowało się... z grubsza. Później w pierwszych miesiącach 2012 przybyli jeszcze wolni tacy jak Ty. Ludzie, którzy gdzieś tam wędrowali i ostatecznie zostali. Jakoś sobie radzimy. Nie jest tak źle. Zombie są wszędzie to akurat norma. Kanibale to problem, który myśleliśmy, że już nie istnieje dla nas. Pech chciał, że pojawili się znowu w okolicy. Podobno z północy ich przywiało. Jeżdżą i plądrują co się da. Robią dużo hałasu i przez to wyciągają zombiaki. Cholerstwa się gromadzą i łażą całymi stadami. - Jacke opowiedział tę historię prowadząc już swego sędziwego Dodge'a po opustoszałej drodze.
Raylan nie wiedział dokładnie gdzie są, lecz zrozumiał, że zgodnie ze słowami grubasa objeżdżają rezerwat dookoła. I faktycznie tak to wyglądało. Z Rockland Road szybko skręcili w lewo w jakąś inną ulicę kierując się nią na południe, jak mówił kierowca. Givens dopiero teraz zauważył, że po swej lewej ma widok gęsto zarośniętej góry, która pewnie była terenem rezerwatu.
-Skąd macie to policyjne radio? - były gliniarz zagadał gdy rozmowa trochę się urwała.
-Zostało w spadku po szeryfie ze Stockbridge. On zginął jakoś w ostatnich dniach grudnia a my potrzebowaliśmy takiego sprzętu. Teraz używamy tego gdy ktoś oddala się na dłużej od osady. Tak jak ja. Dzisiaj nad ranem pokazałem tej dwójce, o której mówiłem, miejsce dobre na polowanie na indyki i pojechałem na obrzeża Atlanty zabrać trochę benzyny ze stacji, którą tam znaleźliśmy jakiś miesiąc temu. Teraz wracam po nich bo mamy takie "procedury" - facet zaśmiał się - Wiesz. Nigdy nie wychodź samemu. Zawsze uważaj na towarzyszy. Bla bla bla. To nasz "burmistrz" wymyślił.
Podróż trwała niecałe 10 minut. Jacke zwolnił i wytężył wzrok. Widocznie czegoś szukał.
-Kurde tutaj powinien być pickup Chris'a. Nie wygląda to dobrze. Musimy jechać pod stodołę on tam zostawił auto. - kierowca szybko wrzucił bieg i skręcił w jakąś polną drogę.
Jechali nią dobre pół mili odbijając się od sufitu i uderzając o drzwi z powodu wybojów. Po kilku minutach ich oczom ukazało się duże pastwisko po środku, którego stała stara stodoła.
-O! Ten to kto! - Jacke pokazał palcem zakapturzonego młodzieńca strzelającego do biegacza - Pomagamy mu? Zresztą i tak chyba trzeba będzie. Jest blisko na szczęście.
Jacke nie zważając na stan zawieszenia wcisnął mocniej gaz. Dodge skakał po wybojach niczym "gangsta fura" z tuningowanym zawieszeniem. Szybko znaleźli się jakieś 40 jardów od trzech biegaczy. Grubas chwycił swą strzelbę i wyskoczył z auta.
Wszystko szło jakoś topornie. Aż dziw mógł brać, że ludzie ci to profesjonaliści pracujący ze sobą od dawna. Coś był nie tak. Może to brak zadań od dłuższego czasu wytrącił ich z rytmu? Kto wie. Teraz jednak stali oko w oko z realnym zagrożeniem. Kolejne dwa zombie dołączyły do trójki z lewej strony budynku. Devenau uznał, że czas działać. Wyciągnął broń. Wycelował. Uspokoił się i oddał dwa strzały.
Test:
Test Kyle'a na zadane obrażenia. Wynik 168.
Test biegacza na obronę. Wynik. 34.
Biegacz traci 13 pkt życia.
Test:
Test Kyle'a na zadane obrażenia. Wynik 28.
Test biegacza na obronę. Wynik 34.
Biegacz nie odnosi obrażeń.
Test Kyle'a na zadane obrażenia. Wynik 168.
Test biegacza na obronę. Wynik. 34.
Biegacz traci 13 pkt życia.
Test:
Test Kyle'a na zadane obrażenia. Wynik 28.
Test biegacza na obronę. Wynik 34.
Biegacz nie odnosi obrażeń.
Pierwszy z nich był zabójczo precyzyjny. Głowa zombie rozpadła się na kawałki nie pozostawiając miejsca na wątpliwość co do dalszych losów tego stwora. Drugi strzał niestety nie był ani zabójczy ani precyzyjny. Kula minęła głowę biegacza nie robiąc mu nawet najmniejszej szkody.
Widząc działania swego kompana również Bolt zaczął ostrzał. Wykonywał precyzyjne, wyćwiczone ruchy, które sprawiały, że wyglądał jak automat stworzony do zabijania. Bez najmniejszego wahania obierał cel i eliminował go.
Test:
Test Alan'a na zadane obrażenia. Wynik 135.
Test biegacza na obronę. Wynik 17.
Biegacz traci 12 pkt zdrowia.
Test:
Test Alan'a na zadane obrażenia. Wynik 27.
Test biegacza na obronę. Wynik 68.
Biegacz nie odnosi obrażeń.
Test:
Test Alan'a na zadane obrażenia. Wynik 127.
Test biegacza na obronę. Wynik 85.
Biegacz traci 8 pkt zdrowia.
Test Alan'a na zadane obrażenia. Wynik 135.
Test biegacza na obronę. Wynik 17.
Biegacz traci 12 pkt zdrowia.
Test:
Test Alan'a na zadane obrażenia. Wynik 27.
Test biegacza na obronę. Wynik 68.
Biegacz nie odnosi obrażeń.
Test:
Test Alan'a na zadane obrażenia. Wynik 127.
Test biegacza na obronę. Wynik 85.
Biegacz traci 8 pkt zdrowia.
Pierwszy strzał był taki jak Bolt lubił. W przeciągu ułamka sekundy cel padł. Drugi nie był już szczytem jego możliwości. Nagły podmuch wiatru naruszył trajektorię pocisku i biegaczowi dane było "żyć" dalej. Może zdenerwowanie tym biegiem wydarzeń sprawiło, że trzeci strzał nie był śmiertelny. Zombie został trafiony w głowę, ale nie tak jak trzeba. Cały czas trzymał się na nogach.
W ostatecznym rozrachunku został im jeden ranny przeciwnik i dwóch w zupełnie nie naruszonej kondycji.
Kyle obejrzał się by zobaczyć, że podchodzi do niego Aito. Japończyk zachowywał spokój i jakby czekał na dalszy obrót wydarzeń. Po chwili wszyscy spojrzeli na Nicole. Ta akurat kończyła przyglądanie się okolicy przez lornetkę. Cichutko wyszeptała:
-Wygląda na to, że niczyjej uwagi nie przykuliśmy. Tamte pokraki stoją pod murem nadal i delektują się mięsem padłych towarzyszy. Jeśli nie teraz to nie wiem kiedy.
[Kyle - minus dwa naboje; Alan - minus trzy naboje.]
***
Jackey kombinował jak podejść zarażonych. Chciał ustawić się w dogodnej pozycji i później dzięki swym obliczeniom szybko wyeliminować zagrożenie.
Test:
Test Jackey'a na skradanie [Zręczność+Szybkość = 5]. Wynik 15.
Test natury na skradanie [średni, 5]. Wynik 25.
Jackey przegrywa test.
Test Jackey'a na skradanie [Zręczność+Szybkość = 5]. Wynik 15.
Test natury na skradanie [średni, 5]. Wynik 25.
Jackey przegrywa test.
Z początku czołgał się na tyle zręcznie i szybko, że był prawie pewien sukcesu. Zgubiła go głupia wpadka. Mniej więcej w połowie drogi zahaczył stopą o jakiś złom leżący tuż obok niego. Zardzewiały kawałek metalu zabrzęczał alarmując zombie o obecności Nielsen'a. Biegacze podnieśli głowy i rozglądali się skąd doszedł ich dźwięk. Jeden z nich w mgnieniu oka ruszył w stronę Jackey'a. Za nim pędziły już dwa następne.
Nie było czasu na żadne obliczenia. Reagować należało natychmiast.
Test:
Test Jakcey'a na obrażenia. Wynik 32.
Test pierwszego biegacza na obronę. Wynik 27.
Biegacz traci 0,5 pkt zdrowia.
Test Jakcey'a na obrażenia. Wynik 32.
Test pierwszego biegacza na obronę. Wynik 27.
Biegacz traci 0,5 pkt zdrowia.
Udało mu się trafić pierwszego zarażonego, lecz to go nawet nie zatrzymało. Zachwiał się tylko i dalej pędził niczym oszalały a za nim jego dwaj "kompani". Sytuacja była o tyle trudna, że Jackey znajdował się już blisko nich. Nie tak blisko jak planował, ale znacznie bliżej niż w tych okolicznościach chciałby pewnie być. Od zombie dzieliło go jakieś 120 jardów. Niestety odległość ta błyskawicznie zmniejszała się.
[Minus jeden nabój.]
***
Raylan chyba nie do końca ufał napotkanemu mężczyźnie, ale mimo wszystko postanowił zabrać się z nim.
-Ok mogę z tobą jechać. Daleko macie do tej osady? W ogóle jak się wam udało tutaj przetrwać? Pełno tu zombiaków i kanibali. - Givens pierwszy rozpoczął dalszą rozmowę.
-Do osady będzie jakieś 13 mil. Najpierw musimy skoczyć po Chris'a i Maricruz. Są na południu rezerwatu. Objedziemy go od zachodu i tam jest takie miejsce jedno. Przetrwać? Jakoś. Sam nie wiem jak. Stockbridge uchowało się... z grubsza. Później w pierwszych miesiącach 2012 przybyli jeszcze wolni tacy jak Ty. Ludzie, którzy gdzieś tam wędrowali i ostatecznie zostali. Jakoś sobie radzimy. Nie jest tak źle. Zombie są wszędzie to akurat norma. Kanibale to problem, który myśleliśmy, że już nie istnieje dla nas. Pech chciał, że pojawili się znowu w okolicy. Podobno z północy ich przywiało. Jeżdżą i plądrują co się da. Robią dużo hałasu i przez to wyciągają zombiaki. Cholerstwa się gromadzą i łażą całymi stadami. - Jacke opowiedział tę historię prowadząc już swego sędziwego Dodge'a po opustoszałej drodze.
Raylan nie wiedział dokładnie gdzie są, lecz zrozumiał, że zgodnie ze słowami grubasa objeżdżają rezerwat dookoła. I faktycznie tak to wyglądało. Z Rockland Road szybko skręcili w lewo w jakąś inną ulicę kierując się nią na południe, jak mówił kierowca. Givens dopiero teraz zauważył, że po swej lewej ma widok gęsto zarośniętej góry, która pewnie była terenem rezerwatu.
-Skąd macie to policyjne radio? - były gliniarz zagadał gdy rozmowa trochę się urwała.
-Zostało w spadku po szeryfie ze Stockbridge. On zginął jakoś w ostatnich dniach grudnia a my potrzebowaliśmy takiego sprzętu. Teraz używamy tego gdy ktoś oddala się na dłużej od osady. Tak jak ja. Dzisiaj nad ranem pokazałem tej dwójce, o której mówiłem, miejsce dobre na polowanie na indyki i pojechałem na obrzeża Atlanty zabrać trochę benzyny ze stacji, którą tam znaleźliśmy jakiś miesiąc temu. Teraz wracam po nich bo mamy takie "procedury" - facet zaśmiał się - Wiesz. Nigdy nie wychodź samemu. Zawsze uważaj na towarzyszy. Bla bla bla. To nasz "burmistrz" wymyślił.
Podróż trwała niecałe 10 minut. Jacke zwolnił i wytężył wzrok. Widocznie czegoś szukał.
-Kurde tutaj powinien być pickup Chris'a. Nie wygląda to dobrze. Musimy jechać pod stodołę on tam zostawił auto. - kierowca szybko wrzucił bieg i skręcił w jakąś polną drogę.
Jechali nią dobre pół mili odbijając się od sufitu i uderzając o drzwi z powodu wybojów. Po kilku minutach ich oczom ukazało się duże pastwisko po środku, którego stała stara stodoła.
-O! Ten to kto! - Jacke pokazał palcem zakapturzonego młodzieńca strzelającego do biegacza - Pomagamy mu? Zresztą i tak chyba trzeba będzie. Jest blisko na szczęście.
Jacke nie zważając na stan zawieszenia wcisnął mocniej gaz. Dodge skakał po wybojach niczym "gangsta fura" z tuningowanym zawieszeniem. Szybko znaleźli się jakieś 40 jardów od trzech biegaczy. Grubas chwycił swą strzelbę i wyskoczył z auta.