- Dołączył
- 3 Maj 2007
- Posty
- 8 989
- Punkty reakcji
- 206
Mężczyznę spowijał gęsty kłąb dymu z tlącego się cygara. Przenikliwe mrużąc oczy, gospodarz spoglądał na swoich gości. Williar, Aet, Fiodor oraz Mordechai mogli wyraźnie obejrzeć się w zbroi tegoż człowieka. Pancerz ze smoczymi złoceniami był idealnie wyprofilowany, jak gdyby rzemieślnicy Omamu kuli go na samym właścicielu. Poważna zaś twarz Christopha była wizerunkiem mądrości oraz doświadczenia. Liczne blizny przecinające jego facjatę świadczyły ponadto, że nie straszne było mu było stanąć przeciwko wrogowi. Pomimo, że władnemu nie brakowało ani zmarszczek czy siwych włosów utkanych w długim warkoczu, nie zdradzał oznak podeszłego wieku. Wręcz przeciwnie. Emanowała z niego pewność siebie i energiczność.
Christoph należał do samej Rady Omamu, był zatem człowiekiem ze szczytów władzy Unii. Kompania ledwie dowiedziała się o całym spotkaniu, do którego przyczynił się Cedryk, a już kroczyła korytarzami Podniebnej Katedry, by odwiedzić jego gabinet. Do samej stolicy powrócili dwa dni temu, a przez dotychczasowy czas leczyli rany zarówno duchowe jak i fizyczne.
Znana im już część Rady, to jest Cedryk oraz Wanda*, musieli zająć się sprawami administracyjnymi, jakie pozostały bez rozstrzygnięcia podczas ich nieobecności. Przekazali jednak, aby czekać na wieści. Al-Daban nie był tym zainteresowany. Sam wrócił do Omamu, aby odnaleźć paru starych znajomych Soldatów, którzy mogliby skrzyknąć kompanię i pomóc mu na południu, gdzie szalały upiory. Wojna wojną, lecz dla każdego Soldata liczy się przede wszystkim własny brat. Członkowie Zakonu nie wiedzieli jakie mogą być dalsze plany. Od nich jednak drużyna dowiedziała się o źródle informacji w gestii ostatniej wieży. Otóż zwiadowcy Armady, największego hanzyckiego klanu, schwytali jednego z Cieni. Najprościej mówiąc, Cienie to ebioniccy odpowiednicy śniących. Stanowią znaczną część mózgu Dominatu, zatem posiadają wiele ważnych i cennych dla Unii informacji. Po złamaniu zaklęć powstrzymujących ból i kilkugodzinnych torturach, Hanzytom udało się dowiedzieć, że wieża znajduje się na wschód od ziem Dominatu, gdzie rozciągają się enigmatyczne Pustkowia. Informacja dotarła do Luny niedługo potem, jak drużyna opuściła klan razem z Visco.
Przez cały pobyt w wynajętych komnatach Katedry, towarzyszyła grupie Calle. Swoim zwyczajem zachowywała się powściągliwie, lecz dało się wyczuć, że darzy pewną, szczególną sympatią Williara. Metropolitka wytłumaczyła czwórce jak udało im się wyczuć odpowiedni moment na ich ratunek. Cedryk wyczuł bowiem dziwne wibracje, które niepokoiły go do tego stopnia, że zebrał resztę, by wyruszyć ku drużynie. Oczywiście, wywerny zwróciłyby uwagę wroga, więc zmuszeni byli przeczekać do uderzenia w dzwon, od tego momentu nie było już bowiem nic do stracenia.
Sam Enchay zaś, którego zabrano po drodze do Omamu, nie odzywał się za wiele. Głównie spędzał czas w bibliotece stolicy, czytając tam jak najwięcej ksiąg, mogących dostarczyć nowych poszlak.
Drugiego dnia Cedryk zawitał u czwórki, każąc iść ze sobą. W asekuracji dwudziestu halabardników, zmierzyli na platformę, zasilaną magicznymi kryształami. Winda powiodła ich na trzydzieste piętro budynku, gdzie mieli zawitać u kolejnego członka rady, Christopha. Podczas trwania swobodnej jazdy, Arcyśniący tłumaczył:
- Christoph był kiedyś naszym agentem na ziemiach wroga. Formalnie jest technomantą, ale jego głównym zadaniem było pozyskiwanie wiedzy o wrogu. Wie doskonale jak wtopić się w otoczenie i w jaki sposób zachowywać, by nie wzbudzić podejrzeń. To tutaj… – widna się zatrzymała.
Technomanta przywitał przybyłych z rezerwą i poprowadził ku olbrzymiemu warsztatowi. Tam zgromadził wszystkie artefakty, jakie stworzył za życia: lewitujące sfery z ostrzami, noktowizory z radarami czy jarzące czerwoną smugą, zaklęte ostrza. Pomieszczenie było skryte w mroku, rozświetlały go tylko sporadycznie ustawione lampy.
Christoph zgasił cygaro i chrząknął, zwiastując tym samym, że przemówi.
- A więc to wy jesteście tą grupą, która zabiła już w dwa dzwony. Istotnie, jest w was coś niezwykłego. Jednakże teraz musicie wiedzieć, że czeka was najtrudniejsze zadanie. Siła Dominatu jakiej dotychczas uświadczyliście jest niczym w porównaniu z potęgą na ich własnych ziemiach. Jak mniemam, pan Cedryk – skinął w kierunku znajomego - przyprowadził was do mnie, bym uświadomił istniejące zagrożenie. Jesteście jednymi z nielicznych, którzy potrafią walczyć z Vash-Anem. Ta umiejętność oraz fakt, że część z was przeżyła podróż ku dwóm dzwonnicom, predysponuje za tym, abyście to wy uczestniczyli w tej misji. Niestety, Ebionici pedantycznie badają przepływ ludności, toteż większa ilość wybranych przez nas szpiegów mogłaby wzbudzić podejrzenia. Co do upiorów, zapewne ponownie się na nie natkniecie, gdyż obrona trzeciej wieży jest teraz dla nieprzyjaciela priorytetem. Chcemy, abyście pozostawali w kamuflażu tak długo, to będzie możliwie i przedarli się przez ziemie wroga. Jednakże trzeba wam wiedzieć, czego tam oczekiwać. A powiem szczerze, to jest z perspektywy lat, które spędziłem w Dominacie, iż jest to zupełnie inny świat. Tam ludzkie życie nic nie znaczy, a wystarczy najmniejsza pomyłka, by zginąć w męczarniach, jako sabotażysta słusznego ładu. Nie uznaję, że łatwo was wystraszyć. Rzecz, abyście zrealizowali sobie, z czym będziecie mieli do czynienia. A jesteście naszą szansą. Wielką szansą. Macie jednakże wybór, bowiem dalekie są nam metody wroga. Jeśli omówicie, zrozumiemy.
Mężczyzna ponownie taksował wzrokiem czwórkę, oczekując pierwszej reakcji.
[sup]* Poniższe osoby to członkowie zgromadzenia z Luny, pomijając tamtejszą Metropolitkę i Morgana (klanowego skrybę), jacy pozostali na Pustyni.[/sup]
Christoph należał do samej Rady Omamu, był zatem człowiekiem ze szczytów władzy Unii. Kompania ledwie dowiedziała się o całym spotkaniu, do którego przyczynił się Cedryk, a już kroczyła korytarzami Podniebnej Katedry, by odwiedzić jego gabinet. Do samej stolicy powrócili dwa dni temu, a przez dotychczasowy czas leczyli rany zarówno duchowe jak i fizyczne.
Znana im już część Rady, to jest Cedryk oraz Wanda*, musieli zająć się sprawami administracyjnymi, jakie pozostały bez rozstrzygnięcia podczas ich nieobecności. Przekazali jednak, aby czekać na wieści. Al-Daban nie był tym zainteresowany. Sam wrócił do Omamu, aby odnaleźć paru starych znajomych Soldatów, którzy mogliby skrzyknąć kompanię i pomóc mu na południu, gdzie szalały upiory. Wojna wojną, lecz dla każdego Soldata liczy się przede wszystkim własny brat. Członkowie Zakonu nie wiedzieli jakie mogą być dalsze plany. Od nich jednak drużyna dowiedziała się o źródle informacji w gestii ostatniej wieży. Otóż zwiadowcy Armady, największego hanzyckiego klanu, schwytali jednego z Cieni. Najprościej mówiąc, Cienie to ebioniccy odpowiednicy śniących. Stanowią znaczną część mózgu Dominatu, zatem posiadają wiele ważnych i cennych dla Unii informacji. Po złamaniu zaklęć powstrzymujących ból i kilkugodzinnych torturach, Hanzytom udało się dowiedzieć, że wieża znajduje się na wschód od ziem Dominatu, gdzie rozciągają się enigmatyczne Pustkowia. Informacja dotarła do Luny niedługo potem, jak drużyna opuściła klan razem z Visco.
Przez cały pobyt w wynajętych komnatach Katedry, towarzyszyła grupie Calle. Swoim zwyczajem zachowywała się powściągliwie, lecz dało się wyczuć, że darzy pewną, szczególną sympatią Williara. Metropolitka wytłumaczyła czwórce jak udało im się wyczuć odpowiedni moment na ich ratunek. Cedryk wyczuł bowiem dziwne wibracje, które niepokoiły go do tego stopnia, że zebrał resztę, by wyruszyć ku drużynie. Oczywiście, wywerny zwróciłyby uwagę wroga, więc zmuszeni byli przeczekać do uderzenia w dzwon, od tego momentu nie było już bowiem nic do stracenia.
Sam Enchay zaś, którego zabrano po drodze do Omamu, nie odzywał się za wiele. Głównie spędzał czas w bibliotece stolicy, czytając tam jak najwięcej ksiąg, mogących dostarczyć nowych poszlak.
Drugiego dnia Cedryk zawitał u czwórki, każąc iść ze sobą. W asekuracji dwudziestu halabardników, zmierzyli na platformę, zasilaną magicznymi kryształami. Winda powiodła ich na trzydzieste piętro budynku, gdzie mieli zawitać u kolejnego członka rady, Christopha. Podczas trwania swobodnej jazdy, Arcyśniący tłumaczył:
- Christoph był kiedyś naszym agentem na ziemiach wroga. Formalnie jest technomantą, ale jego głównym zadaniem było pozyskiwanie wiedzy o wrogu. Wie doskonale jak wtopić się w otoczenie i w jaki sposób zachowywać, by nie wzbudzić podejrzeń. To tutaj… – widna się zatrzymała.
Technomanta przywitał przybyłych z rezerwą i poprowadził ku olbrzymiemu warsztatowi. Tam zgromadził wszystkie artefakty, jakie stworzył za życia: lewitujące sfery z ostrzami, noktowizory z radarami czy jarzące czerwoną smugą, zaklęte ostrza. Pomieszczenie było skryte w mroku, rozświetlały go tylko sporadycznie ustawione lampy.
Christoph zgasił cygaro i chrząknął, zwiastując tym samym, że przemówi.
- A więc to wy jesteście tą grupą, która zabiła już w dwa dzwony. Istotnie, jest w was coś niezwykłego. Jednakże teraz musicie wiedzieć, że czeka was najtrudniejsze zadanie. Siła Dominatu jakiej dotychczas uświadczyliście jest niczym w porównaniu z potęgą na ich własnych ziemiach. Jak mniemam, pan Cedryk – skinął w kierunku znajomego - przyprowadził was do mnie, bym uświadomił istniejące zagrożenie. Jesteście jednymi z nielicznych, którzy potrafią walczyć z Vash-Anem. Ta umiejętność oraz fakt, że część z was przeżyła podróż ku dwóm dzwonnicom, predysponuje za tym, abyście to wy uczestniczyli w tej misji. Niestety, Ebionici pedantycznie badają przepływ ludności, toteż większa ilość wybranych przez nas szpiegów mogłaby wzbudzić podejrzenia. Co do upiorów, zapewne ponownie się na nie natkniecie, gdyż obrona trzeciej wieży jest teraz dla nieprzyjaciela priorytetem. Chcemy, abyście pozostawali w kamuflażu tak długo, to będzie możliwie i przedarli się przez ziemie wroga. Jednakże trzeba wam wiedzieć, czego tam oczekiwać. A powiem szczerze, to jest z perspektywy lat, które spędziłem w Dominacie, iż jest to zupełnie inny świat. Tam ludzkie życie nic nie znaczy, a wystarczy najmniejsza pomyłka, by zginąć w męczarniach, jako sabotażysta słusznego ładu. Nie uznaję, że łatwo was wystraszyć. Rzecz, abyście zrealizowali sobie, z czym będziecie mieli do czynienia. A jesteście naszą szansą. Wielką szansą. Macie jednakże wybór, bowiem dalekie są nam metody wroga. Jeśli omówicie, zrozumiemy.
Mężczyzna ponownie taksował wzrokiem czwórkę, oczekując pierwszej reakcji.
[sup]* Poniższe osoby to członkowie zgromadzenia z Luny, pomijając tamtejszą Metropolitkę i Morgana (klanowego skrybę), jacy pozostali na Pustyni.[/sup]