-=Tomi=-
tutaj o nic nie chodzi.. :| lecz ludzi prawdziwych
Z pamiętnika porypanego przedszkolaka..
Dzień pierwszy
...dzisiaj znów mama zaprowadziła mnie do przedszkola, chociaż całą
drogę musiała mnie ciągnąć.
Czy ci dorośli naprawdę nie mogą zrozumieć, że człowiek czasami
pragnie odpocząć od tego wrzasku i ciężkiej harówki?
Na przykład wczoraj przez cały dzień robiliśmy błoto na podwórku,
przez co dzisiaj czułem się wykończony.
Ba, ale co to kogo obchodzi. Jak się ma
prawie pięć lat to już się jest poważnym człowiekiem, a starzy
traktują mnie ciągle jak dzieciaka. Jak sikam w majtki to wcale nie
znaczy że jestem dziecko! Po prostu czasami nie zdążę dobiec do kibla.
No ale dosyć tych narzekań. Nie było ostatecznie tak źle, najpierw
z młodym Gałązką rzucaliśmy klockami w dziewczyny. Ten kto trafił w
głowę dostawał premię. Wygrałbym, ale te głupie dziewuchy wogóle
nie znają się na sporcie: od razu poleciały na skargę do pani. Całe
szczęście że zaraz szliśmy na obiad, bo w tym kącie chyba bym z nudów umarł.
Po obiedzie pani pokazała nam alfabet. No kure*wsko zaje*ista
sprawa. Można sobie wszystko zapisać i potem nic nie trzeba pamiętać.
W praktyce jednak okazało się że wcale nie jest to takie genialne.
Pani pokazała nam literę to ją sobie zapisałem,
no a skoro zapisałem to mogłem ją zapomnieć, tyle tylko
że jak już zapomniałem to nie wiedziałem co zapisałem.
Popie*rzone to wszystko...
Dzień drugi
..wczoraj mama znów zawiozła mnie w wózku do przedszkola.
Dobra by z niej była baba, tylko ma słabe przyspieszenie pod górkę.
Młody gałązka się chwali, że jego mama jak się spieszy , to wyprzedza
nawet rowerowców. Co tam. Gruby Artur ma jeszcze gorzej. On już musi
chodzić do przedszkola piechotą.
Gruby Artur jest zresztą całkiem głupi. Przez całe dnie nic nie robi,
tylko zagląda dziewczynom pod sukienki. Naprawdę nie wiem ,co w tym
ciekawego. Jak kiedyś zajrzałem cioci Basi to zobaczyłem tylko majtki,
a pod nie już nie zaglądałem. Zresztą jak kiedyś wujek Boguś próbował
zajrzeć to dostał od cioci po pysku. Tata mówi że jak się ludzie biją to zawsze
chodzi o pieniądze. Dziwne miejsce na przechowywanie portfela.
No dobra , muszę kończyć bo idzie pani, żeby zabrać mnie z kąta......
Dzień trzeci
...i znowu siedzę w przedszkolu jak ten palant, a za oknem śliczna pogoda.
Już bym tak nie narzekał, żeby chociaż pani pozwoliła nam na 5 minut
wyjść, ale NIE! Na podwórku jest błoto i się utaplamy. Mnie się do
tej pory zdawało że to zaleta. Mieszać błoto mogę godzinami, chyba
politykiem zostanę bo ostatnio słyszałem jak ktoś mówił że cała ta
polityka to niezłe błoto. Politykiem to bym chciał zostać jeszcze z jednego
powodu. Mama mówiła, że oni cały dzień nic nie robią tylko pierdzą w stołek,
a mają z tego kupę forsy. Jako że ostatnio moje kieszonkowe uległo
nadspodziewanemu zamrożeniu z okazji wylania do kibla mamy perfum
żeby z butelki zrobić psiukawkę, postanowiłem z chłopakami trochę
podreperować swój budżet. Młody Gałązka przyniósł stołek, Gruby Artur i
ja objedliśmy się fasolówy i umówiliśmy się u Grzesia Klapi:cenzura:.
Pierdzieliśmy w ten stołek cały dzień, a jedyne cośmy zarobili,
to Gruby Artur w tyłek od swojej mamy bo tak się nadął że walnął bąka
z kleksem. Forsy też żadnej nie dostaliśmy,
tylko Grzesio przez tydzień musiał wietrzyć pokój bo się tam wejść nie dało.
To chyba jednak tylko politycy tak potrafią. My mamy jeszcze za mało
wprawy. Swoją drogą to w tym sejmie musi być niezły smród, jak tyle polityków
w jednym miejscu. Zresztą co jakiś czas słychać że jest jakaś
śmierdząca
sprawa i że rozszedł się smród. Sie chłopaki poświęcają...
No dobra, dość tego leżakowania, trzeba się trochę pobawić...
Dzień czwarty
Życie młodego człowieka jest naprawdę ciężkie.
Zawsze można dostać w tyłek, nawet jak się jest niewinnym. Inna
sprawa że trochę winny byłem, ale to był nieszczęśliwy zbieg
okoliczności.
Było to tak: tata był w pracy a mama wyszła gdzieś po zakupy.
Przyszedł do mnie młody Gałązka, Gruby Artur i Maniek zwany Letkim
(zupełnie nie wiem dlaczego). Bawiliśmy się w kuchni w faraona,
i mieliśmy zrobić mumię.
Nikt nie chciał się zgłosić więc wybraliśmy na mumię Mańka. Maniek nie
protestował, bo on jeszcze nie bardzo umie mówić. Owijaliśmy go taśmą
samoprzylepną, aż tu nagle, gdy już byliśmy w połowie Maniek zaczął
się drzeć "mamatijakupaja".
Mówił to zawsze wtedy kiedy chciał kupę, no to go zaczęliśmy
rozwijać.
Tyle że ta taśma jakoś nie bardzo chciała go puścić. Gałązka
wymyślił, że skoro nie możemy uwolnić go całego to chociaż rozkleimy mu
spodnie i zaniesiemy do kibla żeby zrobił swoje. Tyle, że jak już zdjąłem Mańkowi
gacie to on nagle zaczął. Nie zdążylibyśmy go donieść do kibla więc
wstawiliśmy go do zlewu. Ja złapałem za szklankę i podstawiłem ją przed
niego żeby nie zasikał mamie garnków a Gruby Artur łapał klocki. No i
pech chciał, że jeden mu wypadł i wleciał wprost do grochówki która
stała na kuchni. Próbowaliśmy go wyłowić sitkiem do herbaty, ale się nie
udało, chyba się rozpuścił. Myślałem że to będzie najgorsze, ale nie, tata
zjadł i nawet się nie skrzywił.
Wkurzył się o co innego: Artur po wszystkim wytarł ręce w ścierkę.
Nie wiedziałem co z nią zrobić więc wrzuciłem ją do kibla i spuściłem
wodę.
W tym momencie sedes zamienił się w wulkan. Chciałem go trochę
przetkać, najpierw ręką, potem szczoteczką do zębów mamy, ale nic nie pomogło.
No to nawrzucaliśmy tam papieru żeby nie było widać ścierki i wróciliśmy
do kuchni pełni nadziei że tata i mama nic nie zauważą. Niestety, cud się
nie zdarzył.
Następnym razem zacznę od pochowania mamie i tacie wszystkich pasków
do spodni...
Dzień piąty
Dziś od samego rana postanowiłem być dobrym człowiekiem.
Chciałem zrobić coś dla ludzkości. Jako że najbliższa ludzkość to moja
mama i tata, postanowiłem im zrobić śniadanie. Kroić chleba jeszcze
nie umiem, do patelni nie dosięgam, ale coś jednak zrobić trzeba.
Pogrzebałem w szafkach i znalazłem kisiel malinowy.
Nie bardzo wiedziałem jak się to robi więc poleciałem do młodego
Gałązki, bo ten kujon już się trochę nauczył czytać i mógł przeczytać
instrukcję.
Okazało się że wystarczy do kubka wsypać trzy czubate łyżki cukru i
to co jest w torebce, a potem zalać wrzącą wodą. Z wodą bym sobie
poradził, ale przekopałem cały dom i okazało się że nigdzie nie ma ani jednej
czubatej łyżki.
Inna sprawa że ja nawet nie wiem jak taka czubata łyżka wygląda,
więc dałem sobie spokój. Swoją dobroć przeniosłem na obiad. Chciałem
trochę pomóc mamie. Mama powiedziała że na obiad będą ryby i mogę jej
pomagać obtaczać te ryby w mące. Wszystko szło super dopóki nie wrócił z pracy
tata.
Strasznie się gdzieś spieszył i powiedział że jeść nie będzie. To po to
ja się tak dla tej ludzkości męczę? Ze złości aż mi łzy napłynęły do oczu i
zakręciło mnie w nosie.
Tata właśnie podszedł w swoim nowym garniturze żeby pożegnać się z
mamą, a ja w tym momencie kichnąłem: prosto w talerz z mąką! Chyba
pobiłem rekord szybkości w zamykaniu się w łazience, bo tato ostatnio to coś
nerwowy, a jak się zdenerwuje to bardzo szybko biega.
No cóż, nie opłaca się poświęcać, nikt tego nie ceni...
Dzień szósty
Chyba muszę zmienić swój stosunek do Grubego Artura. Okazał się
bardzo mądrym człowiekiem. Zaczęło się od tego jak młodemu Gałązce
zaklinowało się gó*no w tyłku. Siedział w kiblu z pół godziny i gdyby mu
mama nie pomogła widelcem to chyba by tam siedział do śmierci. No właśnie, teraz
już wiem jak wygląda usrana śmierć o której tyle się słyszy od dorosłych.
Tak mi się wydaje że to musi być straszna choroba i dużo ludzi na nią
zapada. Kiedyś jak mi się udało spinaczem otworzyć taty biurko to
nawet widziałem kasetę na której chyba były sfilmowane przypadki tej
choroby, bo na okładce były jakieś panie z tak porozciąganymi otworami w
tyłkach, że to co Gałązka zrobił to był mały pikuś w porównaniu z tym co one
musiały przejść.
Nawet pamiętam nazwę łacińską tej choroby, bo była nadrukowana na
kasecie: Anale Perwersjum czy jakoś tak. Co jeszcze zauważyłem na tej kasecie to
to, że tym paniom poodpadały siurki. Jak powiedziałem o tym Gałązce to się
trochę przestraszył, ale kolektywnie sprawdziliśmy czy jemu to grozi i
okazało się że jemu trzyma się dosyć mocno. W każdym razie mieliśmy
go co tydzień kontrolować.
To była tajemnica, ale w jakiś sposób dowiedział się o tym Gruby Artur.
Zaczął się z nas śmiać świnia jedna, i powiedział że dziewczyny bez
siurków się RODZĄ! Zaczęliśmy mu tłumaczyć że jest głupi, bo jakby miały
wtedy sikać, ale potem przypomniałem sobie że i Baśka Smalec i Jolka z
jednym zębem i nawet ta ruda Mariola jak sikają do piaskownicy to
kucają.
Kurde frans, faktycznie z nimi coś jest nie tak. Poszliśmy z młodym
Gałązką do Baśki Smalec i kategorycznie zażądaliśmy żeby pokazała nam siurka.
Faktycznie, zamiast niego miała tylko jakąś szparkę.
No proszę, człowiek całe życie się uczy, a głupi umiera...
Dzień siódmy
Dziś dowiedziałem się o sobie bardzo niemiłej rzeczy.
A wszystko przez Grzesia Klapi:cenzura:ę, Grubego Artura i mojego tatę,
ale od początku. Dziś po obiedzie przyleciał do mnie Grzesio i zaczął mi
opowiadać co mu się przytrafiło. Bawił się z chłopakami w chowanego i w
nagłym przypływie geniuszu schował się do skrzynki na piasek przed klatką,
wtedy zobaczył przez szparę jak do skrzynki podeszło trzech panów w
dresach, wygodnie sobie na niej usiedli i zaczęli coś popijać.
Grzesio przez nich przesiedział w skrzyni trzy godziny, ale nie żałuje,
bo dowiedział się bardzo ciekawych rzeczy i poznał parę fajnych
przekleństw.
Opowiedział mi wszystko i muszę przyznać że jedna rzecz mnie bardzo
zainteresowała. Podobno każda dziewczyna ma przy sobie kakao tylko
nie każdemu daje. Być może Grzesio coś przekręcił, ale jak się go
dopytywałem to przysięgał że tak właśnie powiedzieli.
A faceci byli na pewno bardzo mądrzy bo byli całkiem łysi, a mama
mówi że jak komuś wychodzą włosy to musi być bardzo mądry. Interesowało
mnie to dlatego że strasznie lubię kakao, więc jakbym je od jakiejś
dziewczyny wycyganił to by było fajnie. Tyle że najwyraźniej te dziewuchy to
straszne sknery. Myślałem, myślałem, aż w końcu wymyśliłem, że spytam o radę
Grubego Artura. On z wszystkich chłopaków najlepiej zna się na
kobietach.
Gruby Artur powiedział mi, że jak chcę coś od dziewczyny to muszę być
kurtularny i powiedzieć jej jakiś konplement.
Nie bardzo wiedziałem co to znaczy więc Arturo wyjaśnił że po
prostu trzeba je prosić i zawsze mówić że coś mają ładne. Nie bardzo mi
to pasowało, ale w końcu Gruby Artur to fachowiec; to on pierwszy odkrył
że dziewczyny nie mają siurków. Pamiętając o wskazówkach przystąpiłem
do działania.
Akurat w pobliżu nie było żadnej innej dziewczyny jak tylko siostra
młodego Gałązki. Wprawdzie jest już stara bo kończy gimnazjum, ale
kiedy była młoda to była z niej całkiem niezła laska, widziałem ją na zdjęciach.
Ułożyłem sobie przemowę i podszedłem do niej. Pamiętając nauki Grubego
Artura powiedziałem, że słyszałem że ma ładne kakao i czy mogłaby
mnie poczęstować. No i klops, nie podzieliła się, franca jedna. Jeszcze
mnie tak zwymyślała, że gdybym to powtórzył to do końca życia nie
obejrzałbym dobranocki.
No i na koniec powiedziała że jestem zboczony: to już mnie trochę
ubodło!
Jak poszedłem z reklamacjami do Artura, to on stwierdził że miała
rację, przecież kakao jest mdłe, jest na nim korzuch no i wogóle jest do kitu.
Wtedy sobie uświadomiłem że nie znam nikogo kto lubiłby kakao. No i
masz. Faktycznie jestem zboczony. Słyszałem że to można leczyć, tylko nie wiem
gdzie. Postanowiłem porozmawiać z tatą: w końcu jest lekarzem i
powinien wiedzieć takie rzeczy.
Tyle, że jak spytałem go gdzie mogę się wyleczyć ze zboczenia, to
najpierw zrobił oczy wielkie jak cycki cioci Basi, a potem posadził na stole i
zaczął opowiadać jakieś koszmarne bzdety o pszczółkach i kwiatkach, o tym że
jak się ludzie całują to się kochają i odwrotnie i tym podobne świństwa
których aż się słuchać nie dało. Doszedłem do wniosku że tata jest
bardziej zboczony niż ja, a skoro on się z tego nie leczy, a wręcz przeciwnie,
jeszcze leczy innych, to i ja nie muszę się martwić. Chociaż, jeśli to
dziedziczne, a tata o tym nie wie to może muszę go uświadomić?
Nie wiem, muszę to sobie jeszcze przemyśleć..
Dzień pierwszy
...dzisiaj znów mama zaprowadziła mnie do przedszkola, chociaż całą
drogę musiała mnie ciągnąć.
Czy ci dorośli naprawdę nie mogą zrozumieć, że człowiek czasami
pragnie odpocząć od tego wrzasku i ciężkiej harówki?
Na przykład wczoraj przez cały dzień robiliśmy błoto na podwórku,
przez co dzisiaj czułem się wykończony.
Ba, ale co to kogo obchodzi. Jak się ma
prawie pięć lat to już się jest poważnym człowiekiem, a starzy
traktują mnie ciągle jak dzieciaka. Jak sikam w majtki to wcale nie
znaczy że jestem dziecko! Po prostu czasami nie zdążę dobiec do kibla.
No ale dosyć tych narzekań. Nie było ostatecznie tak źle, najpierw
z młodym Gałązką rzucaliśmy klockami w dziewczyny. Ten kto trafił w
głowę dostawał premię. Wygrałbym, ale te głupie dziewuchy wogóle
nie znają się na sporcie: od razu poleciały na skargę do pani. Całe
szczęście że zaraz szliśmy na obiad, bo w tym kącie chyba bym z nudów umarł.
Po obiedzie pani pokazała nam alfabet. No kure*wsko zaje*ista
sprawa. Można sobie wszystko zapisać i potem nic nie trzeba pamiętać.
W praktyce jednak okazało się że wcale nie jest to takie genialne.
Pani pokazała nam literę to ją sobie zapisałem,
no a skoro zapisałem to mogłem ją zapomnieć, tyle tylko
że jak już zapomniałem to nie wiedziałem co zapisałem.
Popie*rzone to wszystko...
Dzień drugi
..wczoraj mama znów zawiozła mnie w wózku do przedszkola.
Dobra by z niej była baba, tylko ma słabe przyspieszenie pod górkę.
Młody gałązka się chwali, że jego mama jak się spieszy , to wyprzedza
nawet rowerowców. Co tam. Gruby Artur ma jeszcze gorzej. On już musi
chodzić do przedszkola piechotą.
Gruby Artur jest zresztą całkiem głupi. Przez całe dnie nic nie robi,
tylko zagląda dziewczynom pod sukienki. Naprawdę nie wiem ,co w tym
ciekawego. Jak kiedyś zajrzałem cioci Basi to zobaczyłem tylko majtki,
a pod nie już nie zaglądałem. Zresztą jak kiedyś wujek Boguś próbował
zajrzeć to dostał od cioci po pysku. Tata mówi że jak się ludzie biją to zawsze
chodzi o pieniądze. Dziwne miejsce na przechowywanie portfela.
No dobra , muszę kończyć bo idzie pani, żeby zabrać mnie z kąta......
Dzień trzeci
...i znowu siedzę w przedszkolu jak ten palant, a za oknem śliczna pogoda.
Już bym tak nie narzekał, żeby chociaż pani pozwoliła nam na 5 minut
wyjść, ale NIE! Na podwórku jest błoto i się utaplamy. Mnie się do
tej pory zdawało że to zaleta. Mieszać błoto mogę godzinami, chyba
politykiem zostanę bo ostatnio słyszałem jak ktoś mówił że cała ta
polityka to niezłe błoto. Politykiem to bym chciał zostać jeszcze z jednego
powodu. Mama mówiła, że oni cały dzień nic nie robią tylko pierdzą w stołek,
a mają z tego kupę forsy. Jako że ostatnio moje kieszonkowe uległo
nadspodziewanemu zamrożeniu z okazji wylania do kibla mamy perfum
żeby z butelki zrobić psiukawkę, postanowiłem z chłopakami trochę
podreperować swój budżet. Młody Gałązka przyniósł stołek, Gruby Artur i
ja objedliśmy się fasolówy i umówiliśmy się u Grzesia Klapi:cenzura:.
Pierdzieliśmy w ten stołek cały dzień, a jedyne cośmy zarobili,
to Gruby Artur w tyłek od swojej mamy bo tak się nadął że walnął bąka
z kleksem. Forsy też żadnej nie dostaliśmy,
tylko Grzesio przez tydzień musiał wietrzyć pokój bo się tam wejść nie dało.
To chyba jednak tylko politycy tak potrafią. My mamy jeszcze za mało
wprawy. Swoją drogą to w tym sejmie musi być niezły smród, jak tyle polityków
w jednym miejscu. Zresztą co jakiś czas słychać że jest jakaś
śmierdząca
sprawa i że rozszedł się smród. Sie chłopaki poświęcają...
No dobra, dość tego leżakowania, trzeba się trochę pobawić...
Dzień czwarty
Życie młodego człowieka jest naprawdę ciężkie.
Zawsze można dostać w tyłek, nawet jak się jest niewinnym. Inna
sprawa że trochę winny byłem, ale to był nieszczęśliwy zbieg
okoliczności.
Było to tak: tata był w pracy a mama wyszła gdzieś po zakupy.
Przyszedł do mnie młody Gałązka, Gruby Artur i Maniek zwany Letkim
(zupełnie nie wiem dlaczego). Bawiliśmy się w kuchni w faraona,
i mieliśmy zrobić mumię.
Nikt nie chciał się zgłosić więc wybraliśmy na mumię Mańka. Maniek nie
protestował, bo on jeszcze nie bardzo umie mówić. Owijaliśmy go taśmą
samoprzylepną, aż tu nagle, gdy już byliśmy w połowie Maniek zaczął
się drzeć "mamatijakupaja".
Mówił to zawsze wtedy kiedy chciał kupę, no to go zaczęliśmy
rozwijać.
Tyle że ta taśma jakoś nie bardzo chciała go puścić. Gałązka
wymyślił, że skoro nie możemy uwolnić go całego to chociaż rozkleimy mu
spodnie i zaniesiemy do kibla żeby zrobił swoje. Tyle, że jak już zdjąłem Mańkowi
gacie to on nagle zaczął. Nie zdążylibyśmy go donieść do kibla więc
wstawiliśmy go do zlewu. Ja złapałem za szklankę i podstawiłem ją przed
niego żeby nie zasikał mamie garnków a Gruby Artur łapał klocki. No i
pech chciał, że jeden mu wypadł i wleciał wprost do grochówki która
stała na kuchni. Próbowaliśmy go wyłowić sitkiem do herbaty, ale się nie
udało, chyba się rozpuścił. Myślałem że to będzie najgorsze, ale nie, tata
zjadł i nawet się nie skrzywił.
Wkurzył się o co innego: Artur po wszystkim wytarł ręce w ścierkę.
Nie wiedziałem co z nią zrobić więc wrzuciłem ją do kibla i spuściłem
wodę.
W tym momencie sedes zamienił się w wulkan. Chciałem go trochę
przetkać, najpierw ręką, potem szczoteczką do zębów mamy, ale nic nie pomogło.
No to nawrzucaliśmy tam papieru żeby nie było widać ścierki i wróciliśmy
do kuchni pełni nadziei że tata i mama nic nie zauważą. Niestety, cud się
nie zdarzył.
Następnym razem zacznę od pochowania mamie i tacie wszystkich pasków
do spodni...
Dzień piąty
Dziś od samego rana postanowiłem być dobrym człowiekiem.
Chciałem zrobić coś dla ludzkości. Jako że najbliższa ludzkość to moja
mama i tata, postanowiłem im zrobić śniadanie. Kroić chleba jeszcze
nie umiem, do patelni nie dosięgam, ale coś jednak zrobić trzeba.
Pogrzebałem w szafkach i znalazłem kisiel malinowy.
Nie bardzo wiedziałem jak się to robi więc poleciałem do młodego
Gałązki, bo ten kujon już się trochę nauczył czytać i mógł przeczytać
instrukcję.
Okazało się że wystarczy do kubka wsypać trzy czubate łyżki cukru i
to co jest w torebce, a potem zalać wrzącą wodą. Z wodą bym sobie
poradził, ale przekopałem cały dom i okazało się że nigdzie nie ma ani jednej
czubatej łyżki.
Inna sprawa że ja nawet nie wiem jak taka czubata łyżka wygląda,
więc dałem sobie spokój. Swoją dobroć przeniosłem na obiad. Chciałem
trochę pomóc mamie. Mama powiedziała że na obiad będą ryby i mogę jej
pomagać obtaczać te ryby w mące. Wszystko szło super dopóki nie wrócił z pracy
tata.
Strasznie się gdzieś spieszył i powiedział że jeść nie będzie. To po to
ja się tak dla tej ludzkości męczę? Ze złości aż mi łzy napłynęły do oczu i
zakręciło mnie w nosie.
Tata właśnie podszedł w swoim nowym garniturze żeby pożegnać się z
mamą, a ja w tym momencie kichnąłem: prosto w talerz z mąką! Chyba
pobiłem rekord szybkości w zamykaniu się w łazience, bo tato ostatnio to coś
nerwowy, a jak się zdenerwuje to bardzo szybko biega.
No cóż, nie opłaca się poświęcać, nikt tego nie ceni...
Dzień szósty
Chyba muszę zmienić swój stosunek do Grubego Artura. Okazał się
bardzo mądrym człowiekiem. Zaczęło się od tego jak młodemu Gałązce
zaklinowało się gó*no w tyłku. Siedział w kiblu z pół godziny i gdyby mu
mama nie pomogła widelcem to chyba by tam siedział do śmierci. No właśnie, teraz
już wiem jak wygląda usrana śmierć o której tyle się słyszy od dorosłych.
Tak mi się wydaje że to musi być straszna choroba i dużo ludzi na nią
zapada. Kiedyś jak mi się udało spinaczem otworzyć taty biurko to
nawet widziałem kasetę na której chyba były sfilmowane przypadki tej
choroby, bo na okładce były jakieś panie z tak porozciąganymi otworami w
tyłkach, że to co Gałązka zrobił to był mały pikuś w porównaniu z tym co one
musiały przejść.
Nawet pamiętam nazwę łacińską tej choroby, bo była nadrukowana na
kasecie: Anale Perwersjum czy jakoś tak. Co jeszcze zauważyłem na tej kasecie to
to, że tym paniom poodpadały siurki. Jak powiedziałem o tym Gałązce to się
trochę przestraszył, ale kolektywnie sprawdziliśmy czy jemu to grozi i
okazało się że jemu trzyma się dosyć mocno. W każdym razie mieliśmy
go co tydzień kontrolować.
To była tajemnica, ale w jakiś sposób dowiedział się o tym Gruby Artur.
Zaczął się z nas śmiać świnia jedna, i powiedział że dziewczyny bez
siurków się RODZĄ! Zaczęliśmy mu tłumaczyć że jest głupi, bo jakby miały
wtedy sikać, ale potem przypomniałem sobie że i Baśka Smalec i Jolka z
jednym zębem i nawet ta ruda Mariola jak sikają do piaskownicy to
kucają.
Kurde frans, faktycznie z nimi coś jest nie tak. Poszliśmy z młodym
Gałązką do Baśki Smalec i kategorycznie zażądaliśmy żeby pokazała nam siurka.
Faktycznie, zamiast niego miała tylko jakąś szparkę.
No proszę, człowiek całe życie się uczy, a głupi umiera...
Dzień siódmy
Dziś dowiedziałem się o sobie bardzo niemiłej rzeczy.
A wszystko przez Grzesia Klapi:cenzura:ę, Grubego Artura i mojego tatę,
ale od początku. Dziś po obiedzie przyleciał do mnie Grzesio i zaczął mi
opowiadać co mu się przytrafiło. Bawił się z chłopakami w chowanego i w
nagłym przypływie geniuszu schował się do skrzynki na piasek przed klatką,
wtedy zobaczył przez szparę jak do skrzynki podeszło trzech panów w
dresach, wygodnie sobie na niej usiedli i zaczęli coś popijać.
Grzesio przez nich przesiedział w skrzyni trzy godziny, ale nie żałuje,
bo dowiedział się bardzo ciekawych rzeczy i poznał parę fajnych
przekleństw.
Opowiedział mi wszystko i muszę przyznać że jedna rzecz mnie bardzo
zainteresowała. Podobno każda dziewczyna ma przy sobie kakao tylko
nie każdemu daje. Być może Grzesio coś przekręcił, ale jak się go
dopytywałem to przysięgał że tak właśnie powiedzieli.
A faceci byli na pewno bardzo mądrzy bo byli całkiem łysi, a mama
mówi że jak komuś wychodzą włosy to musi być bardzo mądry. Interesowało
mnie to dlatego że strasznie lubię kakao, więc jakbym je od jakiejś
dziewczyny wycyganił to by było fajnie. Tyle że najwyraźniej te dziewuchy to
straszne sknery. Myślałem, myślałem, aż w końcu wymyśliłem, że spytam o radę
Grubego Artura. On z wszystkich chłopaków najlepiej zna się na
kobietach.
Gruby Artur powiedział mi, że jak chcę coś od dziewczyny to muszę być
kurtularny i powiedzieć jej jakiś konplement.
Nie bardzo wiedziałem co to znaczy więc Arturo wyjaśnił że po
prostu trzeba je prosić i zawsze mówić że coś mają ładne. Nie bardzo mi
to pasowało, ale w końcu Gruby Artur to fachowiec; to on pierwszy odkrył
że dziewczyny nie mają siurków. Pamiętając o wskazówkach przystąpiłem
do działania.
Akurat w pobliżu nie było żadnej innej dziewczyny jak tylko siostra
młodego Gałązki. Wprawdzie jest już stara bo kończy gimnazjum, ale
kiedy była młoda to była z niej całkiem niezła laska, widziałem ją na zdjęciach.
Ułożyłem sobie przemowę i podszedłem do niej. Pamiętając nauki Grubego
Artura powiedziałem, że słyszałem że ma ładne kakao i czy mogłaby
mnie poczęstować. No i klops, nie podzieliła się, franca jedna. Jeszcze
mnie tak zwymyślała, że gdybym to powtórzył to do końca życia nie
obejrzałbym dobranocki.
No i na koniec powiedziała że jestem zboczony: to już mnie trochę
ubodło!
Jak poszedłem z reklamacjami do Artura, to on stwierdził że miała
rację, przecież kakao jest mdłe, jest na nim korzuch no i wogóle jest do kitu.
Wtedy sobie uświadomiłem że nie znam nikogo kto lubiłby kakao. No i
masz. Faktycznie jestem zboczony. Słyszałem że to można leczyć, tylko nie wiem
gdzie. Postanowiłem porozmawiać z tatą: w końcu jest lekarzem i
powinien wiedzieć takie rzeczy.
Tyle, że jak spytałem go gdzie mogę się wyleczyć ze zboczenia, to
najpierw zrobił oczy wielkie jak cycki cioci Basi, a potem posadził na stole i
zaczął opowiadać jakieś koszmarne bzdety o pszczółkach i kwiatkach, o tym że
jak się ludzie całują to się kochają i odwrotnie i tym podobne świństwa
których aż się słuchać nie dało. Doszedłem do wniosku że tata jest
bardziej zboczony niż ja, a skoro on się z tego nie leczy, a wręcz przeciwnie,
jeszcze leczy innych, to i ja nie muszę się martwić. Chociaż, jeśli to
dziedziczne, a tata o tym nie wie to może muszę go uświadomić?
Nie wiem, muszę to sobie jeszcze przemyśleć..