- Dołączył
- 3 Maj 2007
- Posty
- 8 989
- Punkty reakcji
- 206
Podczas wizyty w rytualnym obozie Błękitnej Wstęgi, egzorcysta Williar próbuje wygnać upiora, który nawiedził lokalną karczmę. Okazuje się, że ten posiada mentalny kontakt ze splugawioną świątynią, gdzie znajdować się ma źródło jego mocy. Wraz z kilkoma innymi śmiałkami, między innymi żercą Phellanem i inkwizytorem Fiodorem, ruszają tam, aby ostatecznie zlikwidować zagrożenie. Wkrótce okazuje się, że upiór jest reprezentantem nowej, nieznanej dotychczas kasty duchów zwanej Vash-Anem. Pomimo że zostaje pokonany, zaraz przed swym unicestwieniem rzuca na całą grupę potężną klątwę. Od teraz dusze śmiałków są naznaczone mrocznym piętnem. Mogą żyć i egzystować jak dotychczas, lecz po śmierci ich jestestwa należeć będą do Ciemności. Tymczasem miejscowy śniący Enchay odnajduje zapiski dotyczące trzech starożytnych wież. Według legendy zabicie w zaklęty dzwon na każdej z nich, ma odwrócić piętno upiora. Wszyscy wraz z Enchay’em ruszają na północ, aby zweryfikować prawdziwość tej historii. Po drodze okazuje się, że całe zajście z przekleństwem było przez kogoś ukantowane, a prawdopodobnie ten sam krąg próbuje zataić informacje o kolejnych dzwonnicach oraz pozbyć się drużyny. Po wielu perypetiach przeklętym udaje się odnaleźć jedną z wież, znajdującą się w samym środku Wilczej Nekropolii. Wchodzą w krótki sojusz z demonem, aby pokonać tamtejsze wilkołaki. Udaje się uderzyć w dzwon, a część klątwy zostaje zdjęta. Demon pragnie więcej krwi i atakuje drużynę. Jest jasne, że walczący z nim nie mają większych szans. Enchay otwiera przejście do Pomroku, pomimo wyładowań w mocy, jakie zaburzają astralne podróże. Wszyscy oprócz Williara uciekają portalem. Egzorcysta jakiś czas broni ich przed demonem, a ostatecznie staje się jego więźniem w domenie stwora.
* * *
Phellan odzyskiwał przytomność. Ostatecznie zdarzenia jawiły mu się jako rozmyta mgła. Co się z nim działo, gdzie był, a nawet kim jest – potrzebował paru chwil, aby udzielić sobie zgodnych odpowiedzi na te pytania. Z ulgą stwierdził, że czuje już własne ciało i posiada wszystkie kończyny. Powoli otworzył oczy. Zarejestrował, iż znajduje się w jakiejś sali badań, a wokół niego uwijają się rozmyte kontury postaci. To zapewne lecznica, choć lekarze jacyś dziwni… Poruszali się jakby mieli problemy z koordynacją. Żerca zogniskował wzrok na najbliższej sylwetce. Przez chwilę mrużył oczy, aby wreszcie ujrzeć kto, a właściwie co stoi tuż nad nim.Phellan zdążył jeszcze zauważyć, iż nie ma swojego ekwipunku. Pokaźną zbroję zastąpiła mu dziwna, poszarpana tunika. Nie posiadał broni, więc musiał polegać na sile swojego ciała.
* * *
Po lesie kręciło się parę wychudzonych ludzi. Mieli wypalone spojrzenia i obwisłą, żółtą skórę. Na ciałach nosili jedynie wydarte przepaski biodrowe. Wydawali się być niegroźni, więcej nawet – unikali spoglądania w kierunku egzorcysty. Williar zauważył także parę innych osób w długich kapturach. Ci z założonymi na sobie rękoma kluczyli dostojnie między drzewami czasami zatrzymując się, przy którymś z chudzielców. Wtedy upadali przed zakapturzonych, zanosząc się dławionym płaczem i bełkocząc nieskładnie. Williar znajdował się jednak za daleko, aby wychwycić szczegóły nerwowej rozmowy.
Spojrzał przed siebie. Zza widmowych drzew wyłaniał się czarny jak smoła budynek. Na piętrze paliły się światła.
* * *
- Budzi się! Budzi! Słyszysz mnie? No dalej…Fiodor leniwie otworzył oko. Był obolały i zdezorientowany. Chociaż tego jeszcze nie wiedział, wyszedł najlepiej po wycieczce Pomrokiem z całej kompanii. Miał na tyle szczęścia, że pierwsze co ujrzał, to nie plugawy odmieniec, ale miła twarz położnej. Dziewczyna poprawiła go na łóżku i podała wody. Inkwizytor omiótł szybkim spojrzeniem pomieszczenie w jakim się znajdował. Fiodor niejasno wydedukował, że znajduje się Błękitnej Wstędze. Pięknie zdobione ściany, liczne zdobienia i ołtarze jasno wskazywały na zakon rytualistów. Leżał w wydzielonym pomieszczeniu świątyni. Na lico Fiodora spływało wątłe światło, przelewające się przez witraż. Ów dzieło sztuki przedstawiało trójkę Egzarchów. Musieli nad nim czuwać, skoro do dziś pozostał przy życiu.
- Fiodorze. Co się stało? Gdzie Enchay i reszta? Znaleźliśmy cię nieprzytomnego, parę mil od obozu. Majaczyłeś i byłeś skrajnie wyczerpany. Jak się teraz czujesz?
* * *
Magnus siedział w swoim wytwornym gabinecie obserwując leniwie przesuwające się sylwetki za oknem. Miał stąd świetny widok na obóz. Widok ozdobionych haftowanymi sztandarami gmachów z finezyjnymi fasadami poprawiał humor. Jakże miło popatrzyć na przykład dobrobytu i dobrego smaku w dzisiejszym, tak podłym świecie.W pokoju Magnusa nie brakowało niczego. Jako rzecznik rodu musiał być odpowiednio reprezentatywny. Interesant od razu wie z kim ma czynienia, gdy wchodzi do jego lokum i widzi barwne obrazy, popiersia, heblowany stół a na nim dobre cygara. O prezencję trzeba dbać, o tym wie każdy Hanzyta.
Było to szczególnie ważne dzisiaj, gdy jak w każdy piąty dzień tygodnia, przyjmował mieszkańców obozu. Pater familias o imieniu Leonardo* nie miał czasu, aby załatwiać wszystkie sprawunki związane z obywatelami klanu. Jako że dość ufał Magnusowi, pozostawiał rozwiązywanie części spraw dla niego. Rzecz jasna zaufanie wśród Hanzytów było pojęciem względnym. Mowa tu bardziej o niepisanej umowie, że na razie nikt nikogo nie orżnie. Tym samym musiał użerać się ze skłóconymi handlarzami, podpisywać umowy, czy ustalać ceny przy sprzedaż drewna do sąsiedniego klanu.
Do pokoju zapukała ochroniarka Magnusa, po czym bezgłośnie wsunęła się do środka. Dziewczyna nosiła czerwoną suknię i maskę zakrywającą oczy. W delikatnych dłoniach trzymała rozpięty wachlarz.
- Proszę Pana, jest jeszcze trójka. Pan Orlando zgodnie z zapowiedzią przyszedł rozmówić się w sprawie najemników.
No tak, Orlando. Ten obleśny typ już od miesiąca suszył głowę o spotkanie. Wciąż próbował wmówić Magnusowi, że mają za mało strażników i to kiedyś się źle skończy dla klanu. Dlatego też permanentnie starał się odsprzedać usługi w postaci swoich najemników.
- Jest również hrabina Fe Loe. Nie mówiła w jakiej sprawie przychodzi, ale wyglądała na poddenerwowaną.
Durna baba. Przeprowadziła się tutaj rok temu, a zgrywa wielką szlachciankę. I zawsze łazi z tym zawszonym kundelkiem. Czego może chcieć?
- I jakiś śniący. Nie był umówiony, ale koniecznie chce się z Panem spotkać. Mam kogoś prosić szefie czy na dziś kończymy?
[sup]* Dowódca w klanie hanzyckim.[/sup]