bati999
Macierz Diagonalna
Kaj i Ragnar wyszli z lasu. Ich amulety wisiały spokojnie na szyi i nie dawały im żadnych znaków ostrzegawczych - Do czasu...
Runy w amuletach zaczęły mienić się na niebiesko, tak, że oślepiało ich światło.
U Eugera, Sakebi'ego i Michaela zaczęło dziać się to samo. Runy wyszły na wierzch. Shym powoli zaczął dochodzić dlaczego tak się stało. Jego teoria opierała się na tym, że amulety które znajdują się blisko siebie zaczynają się świecić i pulsować. Jednak zaraz wszystko ucichło.
- Więc... Wy też macie runy... - Powiedział Michael.
Wszyscy byli zdziwieni. Kaj i reszta schowali bronie.
- Nie chodzi mi o Efantir czy jak to tam nazwałeś - Odezwał się nagle Michael. - Raczej chodziło mi o miasto Evrinti. O ile się orientuje, miasto jest na północ stąd. Jednak jest już ciemno... Może rozbijemy obóz? -
Nagle na niebie rozpętały się chmury i zaczął lać potworny deszcz - Nie było wyjścia. Michael urąbał 4 duże kije i wyciągnął dużą płachtę z plecaka. Wbił kije w ziemię i nałożył na nie płachtę.
- Dalej, rozpakujcie bagaże. To tutaj spędzimy noc... - Zaśmiał się i ruszył po drewno. Zaraz wszyscy siedzieli obok niedużego ogniska, jednak nie mokli, bo ich dachem była płachta.
Nastała idealna chwila na opowieści...
Runy w amuletach zaczęły mienić się na niebiesko, tak, że oślepiało ich światło.
U Eugera, Sakebi'ego i Michaela zaczęło dziać się to samo. Runy wyszły na wierzch. Shym powoli zaczął dochodzić dlaczego tak się stało. Jego teoria opierała się na tym, że amulety które znajdują się blisko siebie zaczynają się świecić i pulsować. Jednak zaraz wszystko ucichło.
- Więc... Wy też macie runy... - Powiedział Michael.
Wszyscy byli zdziwieni. Kaj i reszta schowali bronie.
- Nie chodzi mi o Efantir czy jak to tam nazwałeś - Odezwał się nagle Michael. - Raczej chodziło mi o miasto Evrinti. O ile się orientuje, miasto jest na północ stąd. Jednak jest już ciemno... Może rozbijemy obóz? -
Nagle na niebie rozpętały się chmury i zaczął lać potworny deszcz - Nie było wyjścia. Michael urąbał 4 duże kije i wyciągnął dużą płachtę z plecaka. Wbił kije w ziemię i nałożył na nie płachtę.
- Dalej, rozpakujcie bagaże. To tutaj spędzimy noc... - Zaśmiał się i ruszył po drewno. Zaraz wszyscy siedzieli obok niedużego ogniska, jednak nie mokli, bo ich dachem była płachta.
Nastała idealna chwila na opowieści...