Ze słodyczami to jest taka dziwna sprawa, że ilość idzie z nastrojem. Zresztą to tak z każdym nałogiem, tylko efekty są jakby szybciej widoczne. Bebech rośnie. ;d Muszę się przyznać, że problem mnie dotyczy. Nie jem jakoś tragicznie dużo, ale kilkakrotnie rzucałem słodycze w cholerę. Były to bardzo ciężkie okresy, ale dawałem radę. Najdłużej udało mi się wytrzymać rok bez słodyczy (jakichkolwiek). Obecnie lekka załamka, ale planuję znowu zmobilizować się do małego odchudzania. Psychologiczny aspekt odgrywa tu główną rolę. Silna wola to podstawa. Czego zawsze mi brakowało np. biorąc pod uwagę moją motywację do nauki. Zadziałać może też jakieś szokujące odkrycie w stylu: "Cholera nie mieszczę się w spodnie od garnituru, a za tydzień studniówka" czy coś podobnego. ;d Pozdro dla wszystkich fanów czekolady. ;d