Wszyscy +1 do wybranego atrybutu
Wszyscy po kolei zażyli dawkę specyfiku. Bishop przyjął sytuację na chłodno, jak zwykle z resztą. Całe jego życie przypominało rozpędzoną jazdę po autostradzie, na tyle karkołomną, że w jego charakterze wyżłobiło się podejście gardzące śmiercią i niebezpieczeństwem. Jeremy coraz doraźniej czuł, że bierze udział w czymś dużym. On na pewno nie brał tego za przypadek, a najwyższy w niebiosach musiał go wybrać, teraz wiedział to na pewno, o ile wcześniej w jego głowie było miejsce na wątpliwości. Enzo wziął najwięcej. Missisipi uodporniła jego organizm na toksyny już dawno temu, mimo wszystko trudno było uwierzyć, że ktoś może przyjąć takie ilości Tornada bez szwanku. Roscoe wziął trochę bez słowa, jego kamienna twarz nie zmieniła wyrazu ani na chwilę. Black wściekle wodził oczami po wyważanych drzwiach. Chciał mordować, mścić się, ale w porę ostudził swój zapał - zamaszyście chwycił trochę Tornada i rzucił obłoczkiem ku nozdrzom.
Obraz zaczął już falować i rozmazywać się, gdy na granicy świadomości grupa ujrzała metalowe androidy pakujące się do środka. Phil otworzył ogień i rozbłysk był ostatnim, co widzieli po tej stronie rzeczywistości.
Przeszłe obrazy i sceny przekładały się po sobie jak w szaleńczym kalejdoskopie. Wszystko zdawało się być świeże, przeżyte jeszcze przed chwilą, zaraz załamywało i na powrót stawało wspomnieniem.
Lucy. Siedzi przed Enzo i pali papierosa. Obłoczki dymu unoszą się leniwie nad dwójką.
- Ten Wasyl to jakiś psychol. Wraz z braćmi rosną w siłę w wielu stanach i szykują coś naprawdę brudnego. Sędziowie słusznie obawiają się jego potęgi.
Ciemna kanciapa. Smród moczu, szczury biegnące przy ścianach. Bishop i Black rozmawiają twarzą w twarz.
- Najdziwniejsze jest tutaj, co odkryliśmy w bazie Y-LAWS, już na obrzeżach Molocha. Tam trafił jeden z naszych towarzyszy, to był jakiś szary żołnierz, nawet nie wiem czy ktoś pamiętał jego imię. Ale to, co tam zastaliśmy wyglądało na dziwny projekt, mający na celu skopiowanie go, jednak pod postacią już w pełni ,,zroboconą”. Kilkanaście, takich samych osobników wisiało przypiętych do ścian, a nad nimi widniały plakietki z nazwami jak Wasyl, Lywas, Yslaw...
Hest. Stoi przed Jeremy'm z zawziętą miną. Kątem oka spogląda na rozwleczoną postać przemienionego żebraka. Wśród resztek jego mózgu leży chip. Ksiądz mówi do łowcy:
- Wiedzą gdzie jesteście i nie dopuszczą, żebyście trafili do Bostonu. Nie pytaj kim jestem, najpierw odpowiedz mi ty sam. Ile jesteś w stanie poświęcić, aby raz na zawsze rozwiązać szatański pomiot zwany Y-LAWS?
Ostatnia scena. Zbliżenie na wielkie miasto rozświetlone blaskiem pośród nieprzebranej nocy. Wśród graniastosłupów budynków mkną rzędy aut. Tłumy ludzi przeprawiają się ulicami skąpanymi w świetle latarń. Noszą dziwne stroje, dobrze skrojone, bez dziur ani plam. Obraz faluje, załamuje się kilkakrotnie, ale nie znika jak poprzednie.
,,Kadr" zjeżdża w dół, do podziemi. Stare, obskurne metro ze stukotem przeprawia się na szóstą stację.
Wikary Jeremy siedzi na końcu przedziału, czytając gazetę. Krzywiąc nieznacznie twarz przegląda artykuł o morderstwie na siedemnastoletniej dziewczynce. Gdzie ten świat zmierza? Odrywa wzrok od rzędu liter. Młodzi ludzie nie mają już żadnych wartości. A to co za wykolejeniec?
Naprzeciwko niego, w wolnym miejscu między jakimś Indianinem a znudzonym facetem z teczką siada zjawiskowy młodzian. Ma potargane włosy, nieułożony strój, koszulkę z napisem ,,Born to lose, live to win". Wygląda jakby wracał z nieźle zakrapianej imprezy.
Metro zatrzymuje się na kolejnej stacji. Drzwi zostają otwarte z donośnym sykiem. Do środka wchodzi tylko jedna osoba. Jakiś Włoch. Wyróżnia się i jest osobliwy. Nosi garnitur, ale wyraźnie podniszczony. Ma niezdrową cerę. Zdaje się zasłaniać pas, jakby trzymał tam broń. Może to efekt zmęczenia, jest już późno, ale wygląda na emanującego energią. Zupełnie jak gdyby pochodził z innego świata.
Enzo spojrzał na towarzyszy. A jednak się udało. Żył, o ile to nie były zaświaty. Luca rozejrzał się po wnętrzu metra. Teraz wszystko stawało się jasne. Wziął najwięcej i przetrwał. To natychmiastowo czyniło z niego przewodnika. Usiadł, jeszcze raz rzucił okiem na resztę i już wiedział, że nie mają pojęcia gdzie naprawdę są. Tornado narzuciło im docelowe charaktery: zbuntowany młodzian, wikary, stroniący od obcych Indianin oraz Black, co ciekawe biznesmen. Cóż, coś w tym jest - potrafił być wyjątkowo cyniczny. Pytanie tylko na ile wierzą w te maski. Plan metra jasno obwieszczał, że następna stacja będzie końcową.
Umiejętności kontrolowania wizji jest odpowiednia dla sumy wszystkich statystyk Charakteru. 1 oznacza niemal zakotwiczenie w podświecie, osoba z wartością 10 nie może zatracić się i nie odróżniać rzeczywistości od stanu po Tornadzie.