Czarni Palestyńczycy
Piotr Zychowicz 15-11-2009, ostatnia aktualizacja 15-11-2009 20:52
Potomkowie murzyńskich strażników Jerozolimy walczą z Izraelem
Plątanina wąskich uliczek jerozolimskiego Starego Miasta. Środkiem chodnika leniwym krokiem przechadza się dwóch izraelskich żołnierzy o europejskich rysach. Ciemne okulary cobra, guma do żucia i rozchełstane pod szyją mundury. Na plecach amerykańskie automaty M-16. Wokół nich zupełnie inny świat – ulice arabskiego Starego Miasta to jeden wielki, orientalny bazar. Gwarny arabski tłum, w którym większość mężczyzn jest w tradycyjnych białych kefijach na głowach, a kobiety w islamskich chustach, niechętnie rozstępuje się przed nimi. W pewnym momencie Izraelczycy zatrzymują „podejrzanego osobnika”. Zdenerwowany młody mężczyzna szuka po kieszeniach dokumentów i tłumaczy coś po arabsku. Na tle jednolitego etnicznie palestyńskiego tłumu wygląda bardzo nietypowo – jest bowiem Murzynem.
Między solidarnością a rasizmem
Zarówno w Jerozolimie Wschodniej, jak i na terytoriach wchodzących w skład Autonomii Palestyńskiej czarnych Afrykańczyków można spotkać dość często. Mówią po arabsku bez akcentu, zarówno kobiety, jak i mężczyźni ubierają się dokładnie w taki sam sposób jak Palestyńczycy. Mają te same obyczaje. Jedyne, co ich różni, to kolor skóry. – W Jerozolimie jest nas 350, jeszcze kilkuset mieszka w Autonomii. Czujemy się 100-procentowymi Palestyńczykami. Także w sensie politycznym. Sprzeciwiamy się izraelskiej okupacji i marzymy o niepodległej Palestynie. Często nazywają nas przez to Afropalestyńczykami – mówi Jaser Qous, młody, barczysty Murzyn o ogolonej gładko czaszce. Rozmawiamy w kamiennym, starożytnym gmachu, siedzibie afrykańskiej społeczności.
Odrapany stół do ping-ponga, sala komputerowa i biegające po całym budynku czarne dzieci. Obok siedzą i rozmawiają po arabsku ich matki, Murzynki z islamskimi chustami na głowach. Centrum kultury i pomocy społecznej, które działa w tym budynku, jest finansowane z dotacji otrzymywanych od krajów zachodnich. Między innymi Polski.
– Wielu członków naszej społeczności brało i bierze aktywny udział w palestyńskiej rewolucji. Wielu z nas zginęło, walcząc z Izraelczykami, lub spędziło wiele lat w więzieniach. Ja sam już 12 razy odwiedziłem izraelski areszt. Tak samo jak Arabowie padamy ofiarą prześladowań ze strony Izraela. Wytworzyły się pomiędzy nami więzykrwi – mówi Qous.
Inni przedstawiciele społeczności przyznają jednak, że współżycie z Arabami nie zawsze układa się sielankowo. Palestyńscy Murzyni spotykają się ze strony swoich sąsiadów z przejawami rasizmu.
Skąd na terytoriach palestyńskich wzięli się Afrykańczycy? Wszystko zaczęło się przed wiekami, gdy wiele afrykańskich plemion przeszło na islam. Ich członkowie odbywali pielgrzymki do Jerozolimy i część zdecydowała się tu zostać. W większości jednak palestyńscy Murzyni są potomkami najemników, których z Czarnego Lądu sprowadzali muzułmańscy duchowni w XIX i XX w.
Waffen SS i strażnicy meczetów
Znani z wielkiej siły fizycznej, odwagi i lojalności Afrykańczycy byli w Jerozolimie strażnikami skarbców, meczetów – dzierżyli klucze do świątyń i nie wpuszczali do nich niewiernych – oraz wchodzili w skład osobistej ochrony islamskich kapłanów. Szczególnie upodobał ich sobie słynny Wielki Mufti Mohammad al Husajni. Ten sam, który sprzymierzył się z Trzecią Rzeszą i patronował muzułmańskim jednostkom Waffen SS. Jakwieść niesie, gdy Brytyjczycy usiłowali dokonać zamachu na muftiego, jeden z jego murzyńskich ochroniarzy bronił go tak ofiarnie, że stracił przy tym życie. Wzruszony al Husajni w geście wdzięczności pozwolił murzyńskiej społeczności na stałe osiąść w Jerozolimie i podarował jej cenny budynek w sercu Starego Miasta. Ten sam, w którym rozmawiam z Jaserem Qousem.
Co ciekawe, w Jerozolimie – w jej zachodniej, żydowskiej części – mieszka jeszcze jedna społeczność murzyńska. To tak zwani Falasz Mura, czyli Etiopczycy, którzy ogłosili się jednym z „zaginionych plemion Izraela” i którzy masowo emigrują do państwa żydowskiego. Jak układają się stosunki pomiędzy Afropalestyńczykami a Afrożydami? – No cóż, nie ukrywam, że się nawzajem sobą interesujemy. Kiedy mijamy się na ulicy, uważnie się sobie przyglądamy. Ale nic po za tym. Ci ludzie są po stronie Żydów, których my uważamy za okupantów i morderców. Nie ma więc mowy o żadnej współpracy czy oficjalnych kontaktach. Zarówno dla nas, jak i dla nich ważniejsza jest przynależność narodowa niż kolor skóry – mówi Jaser Qous.
Piotr Zychowicz z Jerozolimy
Rzeczpospolita