Ja obecnie mógłbym i zakładać do szkoły pieszczochę z 2 calowymi gwoździami i nic nie mówiliby mi. Ale w gimnazjum (na wsi) miałem taką sytuację, że nauczyciele czepiali się o byle co i nie miałem wyboru, zwłaszcza, że kilka moich "grzeszków" nauczycielka zataiła przed dyrektorem, stawiając kilka warunków. Przez co mogłem mieć na koniec zachowanie albo dobry (na koniec i tak wyciągnąłem na bdb) albo nieodpowiednie...
Ja już miałem tak przerąbane, że odbierali mi byle co... tabakę, później smycz z motywem trawki, nóż do papieru (jako, że narzędzie niebezpieczne, a taka prawda że potrzebowałem do "długopis- nie ściąga"), agrafki itp różne pierdoły. I za każdym razem wzywali mamę. Starsi zaczęli się wkurzać co raz bardziej, że muszą chodzić do szkoły co 2-4 tygodnie. I nie mówcie mi, że mogłem zaskarżyć ich o przywłaszczanie własności, bo od dyr. miałbym jeszcze bardziej przewalone. A na policji sam, bez opiekuna nie mógłbym złożyć oskarżenia z powodu że miałem 15/16 a nie 17 lat. A akurat moi rodzice akurat też wkurzali się na pieszczochę z 2cm ćwiekami itd.
Więc wolałem odpuścić z pieszczochą po kilku upomnieniach od nauczycieli i nie zakładać pieszczochy do szkoły. Od czasu do czasu się założyło. Ale też nie za często, jak mi się zechciało to ubierałem. Zresztą tak samo jest teraz z gładką pieszczochą.
Albo inny przykład, teraz nieco zmyślony ale na podstawie faktów. Załóżmy, że byłbym punkiem i ubierałbym się dość ortodoksyjnie, np. podarte jeansy, koszulka nieco porozdzierana, glany, irokez itd. W szkole raz by mnie upomnieli i zagrozili wywaleniem. I teraz "wielce walczący o swoje" powiedzcie, co miałbym zrobić:
1)zawalczyć o swoje prawa, tak jak mówicie i pierniczyć ich gadanie
2)stonować nieco ubiór, tak aby nie prowokował tak bardzo nauczycieli, ale żeby nie mogli mi zarzucić demoralizacji i innych pierdół.
Kto doradziłby mi opcję 1, to "podziękowałbym" mu za wykreślenie z listy uczniów. Bo tak właśnie stało się z chłopakiem na którego historii opierałem się, było to na początku tego roku szkolnego, w jednej z pobliskich szkół średnich.
Uwierzcie, że łatwo jest krytykować, a trudno samemu postawić się. Bo np. nie sądzę żeby Morion po tym jak u jakiegoś profesora nie zaliczy (nie życzę ci tego ) podszedł do profesora i walną mu prawym sierpowym i w ten sposób zawalczył o swoje...
Więc nieco wyluzujcie.
Lansem można by nazwać sytuację kiedy typek zakłada sobie pieszczochy, karwasze i pies go wie co jeszcze, a przed budynkiem szkoły zdejmuje i po lekcjach znowu zakłada.
Anarchista ma tutaj sporo racji...
Ale z Nariko też nie zgodzę, bo pas z nabojami to taki sam lans jak pieszczocha. Zależy jak do jednego i drugiego odchodzisz. Może być lansem, a może nie być, zależy to wyłacznie od osoby ubierającej to.
Ja już miałem tak przerąbane, że odbierali mi byle co... tabakę, później smycz z motywem trawki, nóż do papieru (jako, że narzędzie niebezpieczne, a taka prawda że potrzebowałem do "długopis- nie ściąga"), agrafki itp różne pierdoły. I za każdym razem wzywali mamę. Starsi zaczęli się wkurzać co raz bardziej, że muszą chodzić do szkoły co 2-4 tygodnie. I nie mówcie mi, że mogłem zaskarżyć ich o przywłaszczanie własności, bo od dyr. miałbym jeszcze bardziej przewalone. A na policji sam, bez opiekuna nie mógłbym złożyć oskarżenia z powodu że miałem 15/16 a nie 17 lat. A akurat moi rodzice akurat też wkurzali się na pieszczochę z 2cm ćwiekami itd.
Więc wolałem odpuścić z pieszczochą po kilku upomnieniach od nauczycieli i nie zakładać pieszczochy do szkoły. Od czasu do czasu się założyło. Ale też nie za często, jak mi się zechciało to ubierałem. Zresztą tak samo jest teraz z gładką pieszczochą.
Albo inny przykład, teraz nieco zmyślony ale na podstawie faktów. Załóżmy, że byłbym punkiem i ubierałbym się dość ortodoksyjnie, np. podarte jeansy, koszulka nieco porozdzierana, glany, irokez itd. W szkole raz by mnie upomnieli i zagrozili wywaleniem. I teraz "wielce walczący o swoje" powiedzcie, co miałbym zrobić:
1)zawalczyć o swoje prawa, tak jak mówicie i pierniczyć ich gadanie
2)stonować nieco ubiór, tak aby nie prowokował tak bardzo nauczycieli, ale żeby nie mogli mi zarzucić demoralizacji i innych pierdół.
Kto doradziłby mi opcję 1, to "podziękowałbym" mu za wykreślenie z listy uczniów. Bo tak właśnie stało się z chłopakiem na którego historii opierałem się, było to na początku tego roku szkolnego, w jednej z pobliskich szkół średnich.
Uwierzcie, że łatwo jest krytykować, a trudno samemu postawić się. Bo np. nie sądzę żeby Morion po tym jak u jakiegoś profesora nie zaliczy (nie życzę ci tego ) podszedł do profesora i walną mu prawym sierpowym i w ten sposób zawalczył o swoje...
Więc nieco wyluzujcie.
Lansem można by nazwać sytuację kiedy typek zakłada sobie pieszczochy, karwasze i pies go wie co jeszcze, a przed budynkiem szkoły zdejmuje i po lekcjach znowu zakłada.
Anarchista ma tutaj sporo racji...
Ale z Nariko też nie zgodzę, bo pas z nabojami to taki sam lans jak pieszczocha. Zależy jak do jednego i drugiego odchodzisz. Może być lansem, a może nie być, zależy to wyłacznie od osoby ubierającej to.