Nie było sensu uciekać, kreatura poruszała się zbyt szybko. Z drugiej strony bezpośrednie starcie oznaczałoby niechybną śmierć. Toteż jeden z walczących, Sale postanowił w akcie ostatecznego uderzenia zaatakować z dystansu. Mocno chwycił magiczną broń, czując jak ta drga od wyładowań mocy. Sprężył się w sobie i rzucił miecz w kierunku cienia. Ten zdawał się już nawet nie wyczuwać nadchodzących ataków, napierał do przodu w morderczej furii. Ostrze uderzyło go w bok, a impet zachwiał sylwetką. Drugi zaatakował Igranhen. Powtórzył manewr kompana i także cisnął mieczem. Ten wbił się do połowy ciała potwora, ale ku przerażeniu czwórki, stwór nadal nie dawał za wygraną. Potworny ochłap mięsa obleczony w czystą energię zmierzał w ich kierunku, będąc już bardzo blisko celu. Haggard wysunął się przed resztę, dając do zrozumienia, że teraz jego kolej. W jego rękach zaraz pojawiły się malutkie noże do rzucania. Cisnął je w stronę oponenta, ale tylko kilka wbiło się w przegniłe mięso. Kreatura dopadła go pierwszego, przewróciła na ziemię i zmierzyła w kierunku trójki. Skóra potwora napęczniała do granic możliwości, energia powoli rozsadzała go od środka.
Potężne wyładowanie przetoczyło się po nocnym nieboskłonie.
Najemnicy, druidzi, elfowie i cieni dogorywali leżąc we własnych wnętrznościach.
Parę grup jeszcze walczyło zaciekle, ale na ten moment wszyscy przerwali ataki i spojrzeli w kierunku całego zdarzenia.
Haggard podniósł obolałą głowę i także staksował wzrokiem sytuację.
Czarny kruk na polem bitwy głośno zaskrzeczał.
Vorpax wybił się do góry i naprężył, ze środka obłej sylwetki poczęło prześwitywać ciało.
Za chwilę nastanie eksplozja, a przeciwnik był zbyt blisko. Wszyscy dzielnie się bronili, ale ostatecznie okazało się, że będą musieli zginąć.
Rozbłysło oślepiające światło. Czysta energia pomieszana z żywym ogniem przesłoniła cały widok.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Mogło minąć parę sekund, ale równie dobrze minut czy godzin. Pierwszy ocknął się Uzurk. Dopiero teraz zaczął uświadamiać sobie co zaszło. Gdy Vorpax rzucił się na pozostałą trójkę, ten wyciągnął amulet i podniósł go do góry. Nie znał się na magii toteż po prostu pragnął, aby atak został zniwelowany. I faktycznie, na ułamek sekundy przed eksplozją mocy artefakt zadziałał. Potwór wierzgnął do tyłu i został odrzucony niewidzialną siłą. Sale, Igranhen i Uzurk w ostatniej chwili pozostali poza zasięgiem śmiercionośnej mocy. Haggard miał mniej szczęścia i po prostu wyparował od nadmiaru wyzowlonej energii.
Wszystko ucichło. Reszta cieni leżała martwa. Część została unicestwiona przez eksplozję, a jeden został dobity, podczas szoku po utracie swego przywódcy. Pozostało przy życiu paru elfów i druidów, a także członek bractwa. Valsperias zginął podczas bitwy, jego ciało leżało porzucano paręnaście metrów obok.
Wszyscy tymczasem zbierali się niemrawo w grupę. Druid Banhorn mocno krwawił, ale żył. Dwóch podwładnych podtrzymywało go ramionami.
- Musimy wytrzymać, za chwilę nadjadą posiłki. - wydukał krztusząc się własną krwią.
I rzeczywiście, pół godziny później przyjechała grupa druidek. Wiozły na koniach torby lekarskie i pęki ziół. Damy podawały ręce, próbując usadowić rannych na siodłach i odwieść ich do lasu na kurację.
- No dalej, to tylko kawałek. - popędzały gramolących się wojaków, którzy jeden po drugim opuszczali miejsce kaźni.