Niepełnosprawność

nns

.a murderer.
Dołączył
12 Czerwiec 2005
Posty
6 939
Punkty reakcji
1
Wiek
35
A takie dzieci cieszą się nawet z pączka..
 

surdynka

Nowicjusz
Dołączył
15 Lipiec 2005
Posty
62
Punkty reakcji
0
Wiek
38
Miasto
Mielec
moje dwie siostry są niepełnosprawne starsza i młodsza to nauczyło mnie obcowania z ludźmi niepełnosprawnymi bo jak pomagam niepełnosprawnym to się czuje taka spełniona, starsza siostra chodzi do szkoły specjalnej i często ją tam odprowadzam zaprzyjażnila sie nawet z jej koleżankami z klasy chodzimy razem na pizze na zakupy i w ogóle stwierdzam tez ze przyjaźń osoby niepełnosprawnej jest inna niz z pełnosprawnym taka trwalsza
 

Arina

...aż w jedną krótką chwilę pojmiesz po co żyjesz!
Dołączył
18 Maj 2005
Posty
3 093
Punkty reakcji
1
Wiek
39
Miasto
z TYCH najlepszych
nie znam takiej osóbki, która jest niepełnosprawna. Ale przeciesz to tez człowiek, tylko, że jest chory. Chociasz, może jednak patrzę na taką osobę inaczej... bo jest mi jej żal... myslę sobie, że ja narzekam na swoje życie, a co mają powiedzieć takie osoby? Podziwiam wszystkie osoby niepełnosprawne! że potrafią sobie radzić! A po za współczuciem patrzę na taką osobę, jak na obok stojącego zdrowego mężczyznę.
 

mary-jess

Nowicjusz
Dołączył
28 Lipiec 2005
Posty
76
Punkty reakcji
0
Wiek
75
Miasto
Warszawa
Niepełnosprawnym jest ten,który widzi potrzebę, a nie chce pomóc.Zajmuję się bioterapią,zostałam obdarzona energią,którą jeszcze doskonaliłam.Uznałam,że są osoby których nie stać na leczenie,zapisałam się do Wolontariatu.Jestem wzywana do różnych przypadków.Ponieważ energia Reiki jest uniwersalna,nawet w najcięższych przypadkach chociaż wzmocnię organizm.Nie uznaję "ślepych" na czyjeś nieszczęście.
 

julcia_:)

Nowicjusz
Dołączył
2 Czerwiec 2005
Posty
41
Punkty reakcji
0
ja spotykam sie z niepelnospawnoscia na codzien, jestem wolontariuszem w kilku organizacjach zajmujacych sie niepelnosprawnoscia. dzieki temu zaprzyjaznilam sie z ludzmi niepelnosprawnymi. sa mi blizsze niz osoby calkiem sprawne, oni daja z siebie wiecej. a co do zalu to raczej takiego nie odczuwam bo przeciez niepelnosprawni nie sa gorsi i z reguly nie trzeba ich zalowac:)
 

Wioolka

Nowicjusz
Dołączył
6 Sierpień 2005
Posty
119
Punkty reakcji
0
Miasto
Ostrów City ;)
Od kilku miesięcy znam mojego Qmpla. Jest niepołnosprawny, lecz nie przejmuje się tym. Dużo czasu spędzaliśmy razem. Naprawde dużo. Traktowałam go normalnie choć do czasu przejmowałam się co inni o mnie pomyśla, że cały czas z nim jestem. Od pewnego okresu zrozumialam, że to nie ma znaczenia, lecz wszystko się zawaliło gdy się dowiedziałam że jest we mnie zabujany na maxa :( Nie chciałam go zranić, ale on był natarczywy. W końcu mam chłopaka i nikt mi nie będzie mówił z kim mam być. Po wczorajszym wydarzeniu mam wyrzuty sumienia, że zrobiłam mu wielką przykrość, ale niestety nie odkręcę tego z tego względu, że jest to sąsiad i przyjaciel mojego byłego z którym się praktycznie nienawidze.
Wiem.. to może i nie ma sensu, ale przez mojego byłego i Karola [qmpel niepelnosprawny] zawala się mój teraźniejszy związek. Nie wiem czy dobrze robie, ale narazie niech zostanie tak jak jest.

Co do pracy to uważam, że jeśli ktoś jest w stanie to nie ma nic przeciwko tylko zadko zdarzają się tacy ludzie którzy przyjmują do pracy niepełnosprawnych. Przecież oni są normalnymi ludzmi.. każdy powinien być świadom tego iż sam mógł być niepełnosprawny lub jeszcze może być [oczywiscie nie życze tego nikomu]
 

Szarka

Nowicjusz
Dołączył
4 Maj 2005
Posty
44
Punkty reakcji
0
Zanim się przeprowadziałm byłam wolontariuszką w domu małego, niepełnosprawnego dziecka, prowadzonego przez siostry zakonne - Elżbietanki.
Późnej wstąpiłam do zakonu - chciałam być misjonarką, pomagać potrzebującym.
Teraz mam własną rodzinę, wiem, ż nie muszę być w zakonie aby pomagać. Robimy to wspólnie z moim męzem i staramy się aby wychodziło jak najlepiej.
Obecnie pomagamy bardzo biednej rodzinie w leczeniu niedosłuchu - prawie głuchoty 7letniej dziewczynki.

Kiedyś, bym do osoby niepełnosprawnej powiedziała - podziwiam Cię, jesteś silna ... dziś wiem , że ta osoba nie ma wyboru i wcale nie chce być silna, poprostu życie bywa bardzo niesprawiedliwe i niektórzy z nas muszą walczyć nawet jak nie chcą i ja staram sie pomóc im ta walkę wygrać.

wszyscy jesteśmy sobie równi
 

anioł

Nowicjusz
Dołączył
30 Lipiec 2005
Posty
115
Punkty reakcji
0
Uważam takie osoby za zupełnie normalne i takie jak reszta osób!!Powinny prowadzić taki tryb życia jak inni-pracować itd..Miałam do czynienia z paroma osobami niepełnosprawnymi-taka malutka pomoc ;) i bardzo fajnie się z nimi rozmawiało.. :) Pozdrowionka dla wszystkich ludzi niepełnosprawnych..3majcie się :przytul:
 

ewusia

Nowicjusz
Dołączył
19 Październik 2005
Posty
152
Punkty reakcji
0
Wiek
33
ja sie zajmowałam niepełnosprawnymi kiedyś w szkole przyjechały do nas dziecie nie pełnosprawne i sie musieliśmy nimi zajmować fajie było :)
 

motylek

^CzArNa MaMbA^
Dołączył
27 Maj 2005
Posty
4 177
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Miasto
Kraina Czarów
ja chodziłam do gimn. w którym były oddziały integracyjne. W każdym roczniku była jedna klasa integracyjna. I u nas w szkole wszyscy nauczyli się tolerancji i nikt nikogo nie dyskryminował :)
 

Hans

Nowicjusz
Dołączył
5 Listopad 2005
Posty
30
Punkty reakcji
0
Wiek
41
Miasto
WIELKOPOLSKA
Przeczytałem z uwaga calutki ten temat i pierwsze co to chce mi się płakać ;(

dlatego że jak przypomniałbym sobie i Wam moją historię to....

Kiedyś byłem osobą ...<brak słow>..
byłem obojętny na wszystko nie interesowało mnie to że ktoś cierpi, jest chory, niepełnosprawny, że jest biedny, nie ma co jeś i wogóle...
Chyba nie miałem szacunku do innych osób i do siebie samego... ;(

Kto wie jakby to było dalej gdyby nie dwie psióły z osiedla...
które.. no własnie zapisały mnie same do szkoły! bez pytania, mojej zgody i chęci podjęcia tej nauki.
Kierunek: asystent osoby niepełnosprawnej.

poszłem, zobaczyłem, nie uciekłem(choć nie raz chciałem), przekonałem sie a nawet uwierzyłem....

Te wspomnienia nazwałbym lekcją zycia na długo mi pozostaną w pamieci.
Praktyki w Domu Pomocy Społecznej, na róznych Warsztatch Terapii Zajęciowych dla osób chorych psychicznie, odwiedzanie innych ośrodków np. Domów Dziecka, Monar itd...

No i te wykłady w szkole...
a przede wszystkim psychologia, pedagogika...
Te przedmiooty uczą życia przynajmniej mnie nauczyły....

Wiem jedno dziś, żeby żyć wspolnie z osobami starszymi, chorymi, niepełnosprawnymi trzeba nie tyle co ich rozumieć, akceptować, tolerowac itd...
trzeba wiedzieć co to jest ta niepełnosprawność, co to jest za choroba.
Inaczej choćbyśmy bardzo chcieli nie uda się nam.

Ja wiem co to znaczy teraz niepełnosprawność. teraz to rozumiem.. i teraz to chcę... na ile tylko umiem i potrafie... takim ludzią pomagać...np poprzez wolontariat.
 

NiUńKa1991

Nowicjusz
Dołączył
20 Listopad 2005
Posty
13
Punkty reakcji
0
Wiek
33
Miasto
woj. podlaskie
Ja z osobą niepełnosprawno widze sie na codzień, bo mój brat jest niepełnosprawny i najprawdopodobniej będzie do całego życia:), ale ja sie ciesze , że chciasz żyje bo dużo dzieci z jego chorobo umiera, a on żyje :) Dzięki niemu umiem cieszyć sie bardziej życiem;) Moim zdaniem każdej osobie przydało by sie zapoznanie z osobami niepełnosprawnymi, napewno by zmienili podejści do życia.
 

żaklina

Nowicjusz
Dołączył
12 Grudzień 2005
Posty
1
Punkty reakcji
0
Wiek
39
witam kobietki... mam takie pytanko:
jestem oczywiście na wózeczku już kilka latek.. chciałam sie dowiedzieć czegoś na temat antykoncepcji, konkretnie pigulek antykoncepcyjnych słyszalam ze w związku tym ze jestem po uk branie pigulek wiaze sie z powiklaniami. Hmm... więc jak to jest?
pozdrawiam
 

Kaffcia

Nowicjusz
Dołączył
11 Grudzień 2005
Posty
390
Punkty reakcji
0
Pojęcia, których używamy na co dzień nigdy nie są "niewinne“. Oznacza to, że nie tylko opisują one świat, ale pełnią również wiele innych funkcji, jak na przykład funkcja ocenna, perswazyjna czy ideologiczna. Każde pojęcie, którego używamy nie jest zrozumiałe "samo przez się“, lecz dopiero na tle ogólnego kontekstu milcząco przyjmowanych założeń na temat tego jaki jest świat i co my w nim robimy.


Czy faraon egipski mógł umrzeć na gruźlicę? Nie, nie mógł. Prątki gruźlicy zostały bowiem odkryte przez Roberta Kocha w roku 1882. Faraon mógł umrzeć na krwotok, na suchy kaszel lub na uporczywą gorączkę. Gdyby mógł umrzeć na gruźlicę, to należałoby Kochowi odebrać nagrodę Nobla.


Czy w XVIII wieku kobieta mogła umrzeć na torbiel jajnika? Nie, nie mogła. Gdyż aż do pierwszych dziesięcioleci XIX wieku sądzono, że "otwarcie otrzewnej i zetknięcie się ludzkich wnętrzności z zimnym powietrzem natychmiast wywołuje zapalenie i kończy się śmiertelnie“[1]. Nie dokonywano więc operacji brzusznych, a rzeczona kobieta mogła umrzeć na "wzdęcie brzucha“.


Czy w XIX wieku mogło komuś urodzić się niepełnosprawne dziecko? Nie. Ponieważ niepełnosprawność jest "wynalazkiem“ drugiej połowy XX stulecia. Angielskie słowo "disability“ i jego polski odpowiednik "niepełnosprawność“ mogły pojawić się w powszechnym użyciu dopiero wtedy, gdy dostrzeżono, że istotne różnice między ludźmi zależą od tego, czy ktoś może, czy też nie może wypełniać bez przeszkód wszystkie role narzucone mu przez społeczeństwo. Musiało wydarzyć się coś istotnego, co sprawiło, że to kryterium różnicowania ludzi, bez którego społeczeństwa obywały się przez długie stulecia, nagle okazało się potrzebne.


Spróbujmy się więc zastanowić co oznacza słowo "niepełnosprawność“. Jakie założenia musimy przyjąć, aby słowo to było zrozumiałe? Jakie osoby i z jakich powodów bywają tym słowem określane? Co słowo to mówi o osobach, które go używają? I wreszcie, co mówi ono o naszej epoce, o czasach, w których niepełnosprawność - będąca w latach siedemdziesiątych XX wieku dziwacznym neologizmem - stała się terminem bezproblematycznym, jasnym i dla każdego zrozumiałym. Jeśli pojęcie to oznacza zablokowanie swobodnego pełnienia ról społecznych czy prowadzenia samodzielnej egzystencji, to jest pojęciem, którego użycie pozwala na dość precyzyjne wyróżnienie pewnej kategorii osób i odróżnienie ich od "pełnosprawnej“ reszty.


A jednak bezproblematyczność pojęcia stosowanego bezrefleksyjnie, w pośpiechu codziennego życia, znika, gdy mu się bliżej przyjrzymy. Okazuje się wtedy, że w rozumieniu pojęcia "niepełnosprawność“ istnieje pewne zasadnicze pęknięcie, pewna rysa sprawiająca, że jest ono "skazane na wieloznaczność“. Otóż okazuje się, że tą samą nazwą określane bywają osoby, które różnią się od siebie pod wieloma względami, a nawet mogą w ogóle nie mieć żadnych wspólnych cech. Niepełnosprawnym może być więc ktoś zupełnie niezdolny do samodzielnego funkcjonowania, jak i ktoś, kto na przykład musi nosić but ortopedyczny. Dla społecznego funkcjonowania danej osoby nie jest bez znaczenia to, czy brakuje jej kończyny, czy rozumu; czy boryka się z barierami architektonicznymi, czy raczej mentalnymi; czy integracja dotyczy posiadania przyjaciół, czy ławki we wspólnej klasie. W tym też sensie pojęcie niepełnosprawność więcej zaciemnia niż rozjaśnia. Używanie tego terminu świadczy o tym, że na niepełnosprawność patrzymy z punktu widzenia osób "pełnosprawnych“, że w gruncie rzeczy istotne są dla nas nie tyle cechy osób niepełnosprawnych, ile wielkość dystansu oddzielającego ich od zwykłego świata przeciętnych ludzi.


Warto uświadomić sobie, że pojęcie niepełnosprawność jest pojęciem dosyć młodym. W Ustawie o pomocy społecznej z 1990 roku niepełnosprawność oznacza "stan fizyczny, psychiczny lub umysłowy powodujący trwałe lub okresowe utrudnienie, ograniczenie bądź uniemożliwienie samodzielnej egzystencji“[2]. A więc za pomocą jednego terminu określa się osoby, które dawniej należały do zupełnie różnych kategorii. Kaleka, inwalida - to dawniejsze określenia współczesnych "niepełnosprawnych fizycznie“; debil, niedorozwinięty, wariat - to dawniejsze nazewnictwo współczenych "niepełnosprawnych intelektualnie“. Ponadto określenie "niepełnosprawność intelektualna“ zawiera w sobie dawniej odróżnialne kategorie choroby psychicznej i upośledzenia umysłowego. Wprowadzenie do obiegu pojęcia niepełnosprawności sprawiło, że nastąpiło przesunięcie akcentów w społecznym definiowaniu wyżej wymienionych kategorii osób. Nie chodzi przecież o to, że współcześnie nie potrafimy odróżnić chorych psychicznie od upośledzonych umysłowo; osób z wrodzonymi wadami od takich, które doznały urazu na skutek wypadku; ludzi poruszających się niezbyt zgrabnie od takich, którzy w ogóle nie mogą samodzielnie wykonywać żadnych funkcji życiowych. Potrafimy odróżniać od siebie takie osoby jeszcze precyzyjniej niż dawniej, gdyż jesteśmy wyposażeni w coraz lepszą wiedzę medyczną i dysponujemy coraz doskonalszą aparaturą diagnostyczną. Problem jednak w tym, że w wielu sytuacjach naszego życia różnicowanie takie nie jest potrzebne, a nawet, że istnieje coraz więcej takich sytuacji, w których różnicowaniem takim po prostu nie jesteśmy zainteresowani.


Skoro więc w potocznym języku, jakiego używamy na co dzień, niepełnosprawność jest pojęciem doskonale zrozumiałym, świadczy to o tym, że "problemy osób niepełnosprawnych“ nie są w gruncie rzeczy naszymi problemami; że istnienie społecznego dystansu jest wystarczającym powodem do tego, by pewne grupy osób, mimo że są one zupełnie niejednorodne, upodobnić do siebie i określić wspólną nazwą. Zwraca przy tym uwagę szczególna "medykalizacja“ niepełnosprawności. Mam tu przede wszystkim na myśli fakt, że zaliczanie danej osoby do kategorii niepełnosprawnych następuje głównie na podstawie niespełniania wymogów "bycia osobą zdrową“. Coś w organizmie szwankuje - coś, co powoduje odstępstwa od normalnego, pełnego, niczym nie zakłóconego funkcjonowania społecznego. Znamienne jest, że niepełnosprawni wymagają rehabilitacji - poddawania się procesom, które przywrócić im mają utraconą sprawność, upodobnić do osób sprawniejszych niż one same. Poddawanie się rehabilitacji dotyczy także osób, o których wiadomo, że sprawniejsze już nigdy nie będą. To samo słowo oznacza ćwiczenia, dzięki którym można będzie prowadzić aktywne życie mimo utraty kończyny, jak i uczestnictwo w warsztatach terapii zajęciowej dla osób głęboko upośledzonych. Obligatoryjność rehabilitacji - jeśli do niepełnosprawności podchodzimy w sposób odpowiedzialny - świadczy o tym, że z niepełnosprawnością koniecznie "coś“ trzeba robić, nie można jej pozostawić samej sobie, a stąd już tylko krok do stwierdzenia, że niepełnosprawność jest czymś niepożądanym, gorszym i godnym pożałowania.


Człowiek po wypadku, siedzący na wózku - ten obraz, jak mi się wydaje, najczęściej kojarzony jest z pojęciem niepełnosprawności. Nikt nie wątpi, że aktywna rehabilitacja jest najlepszą rzeczą, którą taka osoba może robić, a stopniowe przywracanie jej do coraz większej sprawności jest postawionym przed nią wyzwaniem. Niepostrzeżenie jednak, właśnie między innymi za sprawą upowszechniania się słowa niepełnosprawność, ten sam schemat myślenia stosujemy do osób upośledzonych umysłowo i chorych psychicznie. Często spotkać można określenie "chory z zespołem Downa“. Choroba polega tutaj na niespełnianiu medycznych kryteriów bycia przeciętną osobą (na przykład nie mieszczenie się wzrostu czy ciężaru ciała w siatce centylowej). Rehabilitacja takiej osoby to nieustannie podejmowane nieudane próby skłaniania jej do postępowania charakterystycznego dla osób mniej upośledzonych umysłowo niż ona.


Nie tylko upośledzenie umysłowe kojarzone jest ze stanem chorobowym. Kategoria choroby umysłowej w pojęciowości Zachodniego kręgu cywilizacyjnego pojawiła się stosunkowo niedawno, bo dopiero w XIX wieku. O procesie, który do tego doprowadził następująco pisze Michael Foucault: chory umysłowo to ktoś "kto zyskuje teraz, w związku z wymogami społeczeństwa kapitalistycznego, status chorego, czyli jednostki, którą należy wyleczyć, ażeby przywrócić ją obiegowi zwykłej pracy, pracy normalnej, tzn. obowiązkowej. Ta szczególna modulacja kapitalistycznego wykluczenia pozwoliła zrodzić się na Zachodzie wyjątkowemu rysowi umysłowo chorego, a więc szaleńca, który nie jest szaleńcem, ponieważ dotknięty jest chorobą. Jest to ten sam system, który pozwolił narodzić się, jednocześnie lub raczej poprzez zetknięcie się z umysłowo chorym, osobie, która nigdy dotąd nie istniała, psychiatrze“[3]. Foucault zwraca tutaj uwagę na medykalizację zjawiska szaleństwa, traktowanego przez całe stulecia w kategoriach obyczajowych, moralnych, prawnych, ale nigdy medycznych. "Istnieli oczywiście lekarze, interesujący się pewnymi zjawiskami pokrewnymi szaleństwu, zaburzeniami mowy, nieprawidłowościami zachowania, nigdy jednak nikomu nie przyszło na myśl, że szaleństwo mogłoby być chorobą wystarczająco odrębną, by zasługiwać na wyjątkowe traktowanie, a w rezultacie na to, aby sięgnął po nie specjalista, taki jak psychiatra“[4]. Powstała w XIX wieku hospitalizacja psychiatryczna stanowiła pierwsze kroki na drodze, która póżniej, już w XX stuleciu, doprowadziła do narodzin chorych umysłowo, którzy - parafrazując Foucault'a - nie są chorzy, ponieważ są niepełnosprawni intelektualnie. Wydaje mi się, że pojęcie niepełnosprawności, w zamierzeniach bardziej neutralne aksjologicznie i mniej piętnujące niż pojęcia wcześniej stosowane - w istocie rzeczy bardziej jednoznacznie, rygorystycznie i wręcz mechanicznie kataloguje ludzi według pozytywistycznych kryteriów empirycznej medycyny.

Pełniej uświadomić sobie możemy przemożność kryteriów medycznych przy określaniu niepełnosprawności, gdy zobaczymy jak różnorodne kryteria stosowane były wówczas, gdy opisywano społeczne otoczenie nieistniejącego już dziś szaleńca. Otóż, jak pisze Foucault, w XVIII wieku "zakłada się (i to w całej Europie) wielkie domy odosobnienia, które nie są przeznaczone po prostu dla szaleńców, lecz dla całego spektrum najróżniejszych - przynajmniej według naszych kategorii - indywiduów: zamyka się w nich biednych inwalidów, starców pogrążonych w nędzy, żebraków, zatwardziałych nierobów, chorych wenerycznie, wszelkiego rodzaju libertynów, ludzi, którym rodzina lub władze chcą zaoszczędzić publicznej kary, rozrzutnych ojców rodzin, zdegenerowanych duchownych: jedym słowem, wszystkich, którzy w stosunku do porządku rozumu, moralności i społeczeństwa dają dowody "rozregulowania“[5]. Według naszych kategorii - pisze Foucault - zamykane w odosobnieniu osoby są niezwykle zróżnicowane, a ich status niejednorodny. Jednak według standardów ówczesnego myślenia jest coś, co te osoby łączy, co powoduje, że los, na który wspólnie zostały skazane, wydaje się słuszny i sprawiedliwy. Tym czymś jest próżniactwo. "Tym, co łączy wszystkich mieszkańców domów odosobnienia, jest niezdolność do uczestniczenia w produkcji, obiegu lub gromadzeniu bogactw (niezależnie od tego, czy do takiej niezdolności dochodzi przez przypadek czy z ich własnej winy)“[6]. Zdaniem Foucault'a właśnie wtedy, w XVIII stuleciu, po raz pierwszy zastosowana została miara, jaką mierzyć można człowieczeństwo - jest nią przydatność. W XVIII wieku przydatność człowieka oznaczała przede wszystkim możliwość udziału w rodzącym się kapitalistycznym systemie gospodarki, miała więc głównie wymiar ekonomiczny. W wieku XXI, kiedy to ram społecznego funkcjonowania ludzi nie wyznacza już produkcja, lecz konsumpcja, o przydatności człowieka coraz wyraźniej świadczą możliwości konsumowania przez niego wszystkiego, co oferują mu społeczeństwo i kultura.


Pierwsze francuskie wydanie omawianego tutaj tekstu Foucault'a ukazało się w roku 1954, a więc przed okresem oszałamiającej kariery pojęcia niepełnosprawności. Wydaje mi się, że analizy Foucault'a ukazujące rozpad szaleństwa i przedzierzgnięcie się go w chorobę umysłową, zatrzymują się jakby w pół drogi. Choroba umysłowa jest bowiem pojęciem zbyt wąskim, obejmującym sobą tylko nieliczną grupę byłych szaleńców - tych, których szaleństwo może być zredefiniowane w medycznych kategoriach obłędu. Mniej więcej dwie dekady po ukazaniu się analizowanego tekstu, w latach siedemdziesiątych XX wieku, powołana do życia niepełnosprawność wydaje się pojęciem doskonale wypełniającym puste miejsce po szaleństwie, które już zeszło ze sceny. Pozornie neutralna aksjologicznie "niepełno“sprawność akcentuje braki w sprawnym korzystaniu z życia, w przydatności człowieka ujmowanej jako obligatoryjne wykorzystywanie potencjalnych możliwości konsumpcyjnych. Medykalizacja niepełnosprawności wydaje się w tym kontekście całkiem zrozumiała. Medykalizacja choroby umysłowej, którą zauważa Foucault, może więc być traktowana nie jako ostateczny rezultat "śmierci szaleństwa“, lecz jako zapowiedź upowszechniania się pozaekonomicznych (a także pozaspołecznych) wskaźników przydatności człowieka, rozumianych jako jego podmiotowa zdolność do bycia autonomiczną jednostką zdolną twórczo konsumować. Testy medyczne (i analogicznie skonstruowane testy psychologiczne) stosujące się do jednostki jako do indywiduum, pozwalają na antycypację jej podmiotowego uwikłania w świat dóbr materialnych, kulturowych i duchowych. W miarę upowszechniania się pojęcia niepełnosprawności tracą na znaczeniu dawne koligacje, a w zamian pojawiają się nowe. Szaleniec był spokrewniony z ludźmi o wątpliwym statusie moralnym. Niepełnosprawny spokrewniony jest z ludźmi o wątpliwym statusie zdrowotnym. A nawet więcej, w ostatnich latach cukrzycy, astmatycy, chorzy na serce czy po udarze mózgu są już nie tylko krewnymi niepełnosprawnych; zaczynają stanowić nowe kategorie niepełnosprawnych. Komisja lekarska wydająca (lub nie) orzeczenie o niepełnosprawności jest instancją decydującą pośrednio o warunkach i możliwościach podmiotowego rozwoju. Niepełnosprawnym jest więc ten, kto otrzymał takie rzeczenie.


Ukazywanie podobieństwa między szaleństwem a niepełnosprawnością może na pierwszy rzut oka wydawać się nieuprawnione. Co więcej, racjonalnemu umysłowi szkolonemu na pozytywistycznym empiryzmie, porównanie takie może się wydawać uwłaczające dla niepełnosprawnych. Istnienie tego podobieństwa, jak sądzę, daje się jednak uzasadnić, pod warunkiem, że pominiemy cechy szaleńców i niepełnosprawnych, a skupimy się na funkcjach pełnionych przez nich w społeczeństwie. Jeden i drugi podlegają systemom wykluczeń, w efekcie których znajdują się na marginesie społeczeństwa; jeden i drugi stanowią dla społeczeństwa memento: "nie jesteśmy nimi, a więc jesteśmy normalni“; obaj nie mogą zostać pozostawieni samym sobie, wymagają społecznej troski i opieki; obaj muszą być poddawani procesom korekcyjnym (leczeniu, psychoterapii, reedukacji, rehabilitacji); obaj wreszcie podlegają ścisłej kontroli społecznej - społeczeństwo wie lepiej od nich co oni mogą, co lubią, czy mają potrzeby seksualne itp. Najważniejszą różnicą między szaleńcem a niepełnosprawnym jest to, że szaleniec może być zboczeńcem, ale może też być błaznem; może przerażać, ale może i śmieszyć; można się go brzydzić, ale można też go podziwiać; może symbolizować ponury obłęd, ale także opętańczą radość. Niepełnosprawny natomiast to ponury, przygnębiający, wybrakowany i przez to "niepełnoszczęśliwy“ "pełnosprawnopodobny“ człowiek.


"Osoby określane jako opóźnione, o nietypowym, odmiennym rozwoju, poszkodowane na skutek działania niekorzystnych czynników biopsychicznych i społeczno-kulturowych cechują się względnie trwałymi zaburzeniami i ograniczeniami możliwości rozwoju i uczenia się“[7] - pisze Władysław Dykcik we wstępie do książki pod swoją redakcją. Komentarz do tej wypowiedzi pozwala na uświadomienie sobie kilku ważnych spraw. Zwraca uwagę fakt, że w tytule książki mówi się o osobach niepełnosprawnych, podczas gdy treść książki dotyczy osób upośledzonych umysłowo. Z jednej strony jest to mylące, bowiem nie wszyscy niepełnosprawni są w książce reprezentowani. Jednak z drugiej strony może to świadczyć o przesunięciu akcentów - upośledzeni umysłowo stanowią prototyp niepełnosprawnych, są "bardziej“ (a może "lepiej“?) niepełnosprawni niż kaleka na wózku; ograniczenia ich rozwoju - a więc konstytutywna cecha wszelkiej niepełnosprawności - są w ich wypadku najbardziej przemożne. W przywołanym cytacie pojawiają się zwroty takie jak: osoby poszkodowane, niekorzystne czynniki, zaburzenia i ograniczenia możliwości rozwoju. Bez żadnych wątpliwości osoby upośledzone umysłowo zostały uznane za niepełnosprawne, a więc specyfice ich umysłowości zostały przypisane degradujące określenia poddające w wątpliwość pełnię ich sprawności, a więc i autonomicznego człowieczeństwa. Oczywiście, założenia takie nie stanowią świadomie przyjmowanych deklaracji autora. Przeciwnie, są one jakby niezamierzonym, nie w pełni uświadamianym efektem medykalizacji niepełnosprawności. Jawne deklaracje stanowią natomiast patetyczną retorykę oświeconego rozumu nie zdającego sobie sprawy z mechanicystycznych kategorii rzutowanych na ludzką egzystencję: "Zagadnienie godności człowieka, każdego człowieka, wynika przede wszystkim z centralnego miejsca, jakie zajmuje on w hierarchicznym układzie wartości współczesnego społeczeństwa, a równocześnie z niestałości jego pozycji, która zależy od niego samego, jego postawy, autokreatywności oraz społecznych warunków i możliwości korzystania ze swej wolności. [...] Humanizm przestaje już być tylko piękną ideą czy ideologią, a staje się solidarny z głosem ludzi prostych, biednych, chorych, słabych i naznaczonych negatywnie przez los“[8]. Nie jest jasne w jakim sensie godność człowieka zależy od niestałości jego pozycji, sądzę jednak, że chodzi tu o specyficznie rozumianą "operacjonalizację“ godności, o pokazanie krok po kroku co należy robić z niektórymi ludźmi niezbyt autokreatywnymi, aby zechcieli zająć należne im miejsce w hierarchicznym układzie wartości współczesnego społeczeństwa. Osoby niezdolne do korzystania ze swej wolności są niestety też ludźmi, a my, osoby przesiąknięte ideą czy ideologią humanizmu musimy się za nie troszczyć o ich człowieczeństwo.


Poglądy powyżej przytoczone stanowią przykład specyficznej poetyki, w jakiej o niepełnosprawnych wypowiadają się przedstawiciele oligofrenopedagogiki, specjaliści w dziedzinie pedagogiki specjalnej oraz humanistycznie zorientowani psychologowie kliniczni. Nie zamierzam wchodzić w tego typu dyskurs. Chciałabym jedynie zasygnalizować, że to właśnie za sprawą zmonopolizowania dyskursu o niepełnosprawnych przez przedstawicieli tych dyscyplin naukowych, pojęcie niepełnosprawności rozciągnięte jest między dwoma polami semantycznymi: Z jednej strony są to biedni, chorzy, nieszczęśliwi, wybrakowani ludzie. Z drugiej strony o ich nie do pozazdroszczenia losie można mówić albo z beznamiętną fachowością, albo z górnolotnym patosem odzwierciedlającym bezinteresowną troskę, radość bycia razem i inne równie szlachetne ustosunkowania. Opinia publiczna, mając do wyboru ponuractwo albo fanfaronadę, nie wydaje się więc szczególnie zainteresowana problematyką osób niepełnosprawnych.

http://sonia.low.pl/sonia/konf_bk/1_zakrzewska.htm
 

motylek

^CzArNa MaMbA^
Dołączył
27 Maj 2005
Posty
4 177
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Miasto
Kraina Czarów
Słuchaj.... mam pytanko... czy mogłabyś napisać coś od siebie?? Bo kopiowanie informacji z neta (i to tak czesto, praktycznie w większości tematów) nie jest żadną sztuką.. wydaje mi sę, ze większosci tutaj lepiej się czyta jak napiszesz coś od siebie, a nie kopiujesz dłuuugaśną lekturkę...
 

kizia_mizia

Nowicjusz
Dołączył
15 Wrzesień 2005
Posty
2 850
Punkty reakcji
0
Wiek
33
Miasto
z zamku..
Mój wujek jest niepełnosprawny.
I nigdy nie dałam mu do zrozumienia, że jest inny,
bo dla mnie nie jest.
Zawsze jak gdzieś z nim szłam to szłam wolniej,
choć zazwyczaj chodze szybko. On sie mnie pytał czemu ide wolno,
to mówiłam że mnie głowa boli. Może powinnam mu powiedzieć,
że ide z nim a nie sama, ale nie chciałam żeby pomyślał,
że sie nad nim lituje. On nie lubi jak sie ktoś nad nim lituje,
albo chce w czymś pomóc. Chce być normalny.
Ma dużo szczerych znajomych, każdy go zna i lubi.
Mieszka sam, nie pracuje, ale ma rente.
Mam też koleżanke na wózku inwalidzkim.
Nie spotykam się z nią często, bo żadko bywa w domu.
Jeździ na różne obozy integracyjne itp.
Nie martwi sie że jest inna. Ona również chce normalnie żyć.
I taka postawa ON mi się podoba. :)
 

Kaffcia

Nowicjusz
Dołączył
11 Grudzień 2005
Posty
390
Punkty reakcji
0
Motylek! ! NIE CHCESZ NIE CZYTAJ!
Widzę tylko że ty się skarżysz na to co ja kopiuję czy też piszę.
INNYM TO NIE PRZESZKADZA!
Uwzięłaś się na mnie!?! Przecież ja to robię dla WAS! Komuś może się to przydać, a być może są sytuacje w których dana osoba nie ma czasu aby sama czegoś takiego napisać, skopiować czy coś takiego!
 

ewusia

Nowicjusz
Dołączył
19 Październik 2005
Posty
152
Punkty reakcji
0
Wiek
33
Motylek! ! NIE CHCESZ NIE CZYTAJ!
Widzę tylko że ty się skarżysz na to co ja kopiuję czy też piszę.
INNYM TO NIE PRZESZKADZA!
Uwzięłaś się na mnie!?! Przecież ja to robię dla WAS! Komuś może się to przydać, a być może są sytuacje w których dana osoba nie ma czasu aby sama czegoś takiego napisać, skopiować czy coś takiego!
uważam że masz racje i to jest przydatne bo mi naprzykład nie chciałoby sie tyle pisać

Słuchaj.... mam pytanko... czy mogłabyś napisać coś od siebie?? Bo kopiowanie informacji z neta (i to tak czesto, praktycznie w większości tematów) nie jest żadną sztuką.. wydaje mi sę, ze większosci tutaj lepiej się czyta jak napiszesz coś od siebie, a nie kopiujesz dłuuugaśną lekturkę...
mi sie podoba ta notka:p
 

Katie_1988

Nowicjusz
Dołączył
17 Grudzień 2005
Posty
370
Punkty reakcji
1
Wiek
36
Muszę się wam przyznać, że jeszcze niedawno śmiałam się z osób niepełnosprawnych :/ Miałam nauczkę...

Zostałam zaproszona z koleżanką na imprezke... Był tam chłopak który wyglądał zupełnie normalnie! Nawet przez myśł mi nie przeszlo, ze może być niepełnosprawny. (Tak wogóle to przystojny i bardzo fajny :) ) Jak impreza się skończyła, mój kolega razem z tym chłopakiem postanowili nas odprowadzić. Jak szliśmy, zaczełyśmy się polewać z niego że dziwnie chodzi, że udaje itp. :( (może gdybym nie wypiła o 1 kielon więcej tak bym sie nie zachowała) Gdy powiedział, że jest chory momentalnie mina mi zrzędła... było mi strasznie głupio ( nie wspomne o tym chłopaku :( ) Przez całą noc płakałam...nie mogłam sobie wybaczyć tego jak się zachowałam... Przeprosiłam go, ale co z tego?Napewno tego nie zapomni...niby mówi że nic się nie stało ale mysli swoje :/ hmmm od tej pory ani razu nie śmiałam się z osoby niepełnosprawnej... Zupełnie inaczej patrze na tych ludzi :)
 

motylek

^CzArNa MaMbA^
Dołączył
27 Maj 2005
Posty
4 177
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Miasto
Kraina Czarów
uważam że masz racje i to jest przydatne bo mi naprzykład nie chciałoby sie tyle pisać
mi sie podoba ta notka:p
Dobrze, ale można to napisać zwięźlej i od siebie... co tu jest ważne i na nikogo się nie uwzięłam...

Spoko, jeśli Tobie to się podoba to Ok, ale mi to nie odpowiada i to napisałam, bo takie jest moje zdanie..
 
Do góry