jeżżżżynka
Nowicjusz
Z moim pierwszym kotem poszłam do poleconego weterynarza. Poniewaz był to pierwszy kociak jakiego mialam to nie znalam sie na tym za dobrze i zaufalam lekarzowi. Weterynarz ciagle wyznaczal wizyty na szczepienia, zastrzyki i innte, i tak podczas 14 miesiecy moj kot dostał 21 zastrzykow w kark!!! po pewnym czasie zauwazyliśmy u nieg dziwnago strupa na karku, a dookola zaczela Bibowi (tak sie wabil) wypadać siersc. Zaniepokojeni znow poszlismu do owego lekarza, on stwierdzil ze to grzybica i...podał kotu zastrzyk, oczywiscie w kark... Mnie jako (w tamtych czasach )12-latce (wtedy do wet. poszlam sama) nie powiedział o koniecznych srodkach ostroznosci i to na zaniepkoilo jeszcze bardziej. Tegeo samego dnie udaliśmy sie do innego weterzynarza i sie okazlo ze przed Bibem jeszcze dlugie leczenie. Przez najbliższe11 miesiecy kot mial wykryte zapalenie pecherza, bialaczke(1900 bialych krwinek, a powinien miec przynajmniej 10.000. W laboratorium byli przerazeni), podawane kroplowki i inne. Doszlo do tego ze zanosilismy go rano, a odbieralismy wieczorem. I tak codziennie. W koncu Bibo na stole operacyjnym zdechł...
Czy wy tez spotkaliscie sie z taka nieodpowiedzialnoscia i glupota weterzynarzy???
Czy wy tez spotkaliscie sie z taka nieodpowiedzialnoscia i glupota weterzynarzy???