Zapomniej o niej i korzystaj z życia, bo życie jest krótkie. Ona nie jest ostatnia, otwórz się a napewno znajdziesz jeszcze lepszą. Tylko nie szukaj na wzór byłej.
nie zgadzam się. to, że jesteśmy poryci to nie znaczy że wszyscy tacy są. niektóre kobiety docenbiają bliskośc i zaangażowanie. tylko tego trzeba się uczyć.YoMan napisał:milosci nie ma.
Im Ty jestes lmilszy dla dziewczyny tym ona ma Ciebie bardziej w d.u.p.i.e... Ty planujesz przyszlosc, uwazasz ze wszystko jest ok, ze milosc kwitnie. Jednak zauwazasz ze jej przestaje zalezec... to jest ta Twoja milosc. Jakbys poznal wiecej dziewczyn nie tylko 2, to bys moze troche wiecej rozumial.
Ciezko Ci tak wytlumaczyc od podstaw, jeszcze jak masz porady innych gdzies.
Wez sie troche zastanow....
to nie była miłość skoro przechodzi tym bardziej, że cię boli. Miłość jest dawaniem siebie bez oczekiwania na wzajemność, Czyli bez egoizmu. Uczucie czyste nieskazitelne. Ty byłeś zakochany tak jak większość z nas. Co do obecnej dziewczyny, widać, że jesteś typem desperata, który nastawia się na wszystko typu być z nią do grobowej deski itd. Lepiej weź na wstrzymanie i daj czas na spokojny rozwój i przebieg wydarzeń. Czy będzie to ta jedyna, czy nie!, nie wiesz i nigdy się nie dowiesz. Nie no dowiesz! się jeżeli umrzesz jako strzec. Nie wyprzedzaj faktów, nie rób dalekosiężnych planów przyjmuj to co daje ci kolejny dzień i wyluzuj. Najgorzej gdy oczekujesz od kolejnej wszystkiego, nie każda jest w tym momencie na to gotowa, możesz nawet je odstraszać. Spotkałeś laski, które jeszcze nie dorosły do poważnego życia lub nie wiązały go z tobą i tyle. Daj szansę nowej dziewczynie, poznaj ją. Ale bez wizji miłość do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej. Jak będzie okaże się za jakiś czasV:(c napisał:Oj, ludzie!! Normalnie nie mam już siły. Wyobraźcie sobie. Chodziłem z jedną dziewczyną (A.) i rozkochałem się w niej na maxa. Zerwała ze mną (po 2 latach - podobno graniczna data), mówiąc, że może spróbujemy kiedyś... W październiku tego roku minęły 2 lata kiedy żyjemy bez siebie. Lecz wciąż ją bardzo kocham... Jestem już "przyzwyczajony" do codziennej pobudki z myślą, że: to znów kolejny dzień, który muszę przemęczyć, dalej tłumię w sobie uczucie kosztem własnej (słabej) psychiki, nie dając poznać po sobie, co tak naprawdę we mnie siedzi. Tak naprawdę to żyję tylko dlatego, bo muszę (nie potrafię się zabić). Podczas takiej monotonności życia nagle pewna nieprzeciętnie ładna dziewczyna (M.), z którą studiuję, daje znać po sobie, że co najmniej jej się podobam!!! Ta dziewczyna (M.) nawet jeśli się stara ukryć to, że coś do mnie ma, to nie wychodzi jej to ani trochę... No i coś we mnie drgnęło. Nie wiem co to jest i nawet nie chcę wiedzieć.... Mam nadzieję, że to nie jest miłość.......... Boję się tego uczucia.... Boję się w niej zakochać.... Nie chcę być kolejny raz przez miłość połamany... Jeszcze tylko brakuje żeby (A.) się odezwała (bo robi to rzadko ze swojej woli) i już chyba zwariuję... Miłość nie jest dla mnie!!! Ale to przecież podstawowe uczucie człowieka. A z drugiej strony: (M.) jest taka ładna.... Okazja jedna na tysiąc co najmniej. Zazwyczaj to dziewczyny są bardziej uczuciowe, ale w moim przypadku z 2 pierwszymi dziewczynami to ja się angażowałem na maxa, wszystko rzucając na jedną kartę i planując wspólne życie aż do trumny... Wyszedłem na tym 2 razy fatalnie. W dodatku ostatnie 2 lata to taki okres w moim życiu, kiedy nic mi się nie układa, praktycznie żaden pech mnie nie omija. Problem jest w tym, że trochę mi się już w mózgu poprzewracało i nie mogę się skoncentrować na studiach... Brakowałoby mi tylko tego, żebym je zawalił. I prawie jestem tego pewny, że będę się bronił przed miłością rękami i nogami. Co bym nie zrobił każdy wybór będzie chybiony. A co jest najgorsze, nie potrafię się zabić. Swoim 2 przyjaciołom, zarzekałem się, że albo (A.) albo nikt. I głupio mi do nich walić z moimi problemami. Pomyślą, że już zwariowałem. A ja dopiero zwariuję za kilka dni... Boję się odpowiedzieć sobie na dwa zasadnicze pytania: CZY OKAZAŁO SIĘ, ŻE NIE KOCHAŁEM (A.) [bo miłość jest wieczna]? CZY ZAKOCHAŁEM SIĘ W (M.)? Trochę się spisałem... No więc ma ktoś namiary na płatnego mordercę???????? Albo poczekam kilka dni i po prostu zwariuję:[[[[[[ Ratunku!!!!!!
Byłam w podobnej sytacji z moim pierwszym w życiu chłopkiem byłam 4 lata wszystkie cudowne chwile z nim przeżlyam, zareczyliśmy się, ślub za niecały rok mówił mi że jestem milością jego życia, że nie potrafi sobie beze mnie życia wyobrazić Jednak następnego dnia stwierdził że już nic nie czuje i mam się wynosić. po 4 latach cudowego związku bez kłotni załamałam się, nie potrafiłam spać, jeść, pojawiły się też myśli samobójcze podczas gdy on jak się okazało miał już inną dziewczynę. Trafiłam do szpitala skończyło się rozrusznikiem serca. Chodź nie przestawałam go kochać czas jednak się nie cofnął a dni mijały jak oszalałe, pewnego dnia poczułam, że moje uczucie do niego zmienia się, powoli o nim zapominałam. Gdy już zapomniałam zadzwonił prosząc o spotkanie, wyznał, że wciąż mnie kocha, żałuje tego zrobił, chciał powrotu. Ale ja nie chciałam znów przeżywać tego samego cierpienia. Wyszłam z jego samochodu i zerwałam z nim wszystkie kontakty. Myślę , że w Twoim przypadku potrzebujesz czasu, skoro nie jesteś jeszcze gotowy na nowy związek nie wiąż się nie siłe bo tylko ją zranisz. Daj sobie szanse na normalne życie!! a ona i tak pozostanie gdzieś w Twoim sercu jak D. w moim też choć dzisiaj jestem już w związku i bardzo kocham mojego chłopaka. Musisz nauczyć się żyć na nowo.V:(c napisał:Oj, ludzie!! Normalnie nie mam już siły. Wyobraźcie sobie. Chodziłem z jedną dziewczyną (A.) i rozkochałem się w niej na maxa. Zerwała ze mną (po 2 latach - podobno graniczna data), mówiąc, że może spróbujemy kiedyś... W październiku tego roku minęły 2 lata kiedy żyjemy bez siebie. Lecz wciąż ją bardzo kocham... Jestem już "przyzwyczajony" do codziennej pobudki z myślą, że: to znów kolejny dzień, który muszę przemęczyć, dalej tłumię w sobie uczucie kosztem własnej (słabej) psychiki, nie dając poznać po sobie, co tak naprawdę we mnie siedzi. Tak naprawdę to żyję tylko dlatego, bo muszę (nie potrafię się zabić). Podczas takiej monotonności życia nagle pewna nieprzeciętnie ładna dziewczyna (M.), z którą studiuję, daje znać po sobie, że co najmniej jej się podobam!!! Ta dziewczyna (M.) nawet jeśli się stara ukryć to, że coś do mnie ma, to nie wychodzi jej to ani trochę... No i coś we mnie drgnęło. Nie wiem co to jest i nawet nie chcę wiedzieć.... Mam nadzieję, że to nie jest miłość.......... Boję się tego uczucia.... Boję się w niej zakochać.... Nie chcę być kolejny raz przez miłość połamany... Jeszcze tylko brakuje żeby (A.) się odezwała (bo robi to rzadko ze swojej woli) i już chyba zwariuję... Miłość nie jest dla mnie!!! Ale to przecież podstawowe uczucie człowieka. A z drugiej strony: (M.) jest taka ładna.... Okazja jedna na tysiąc co najmniej. Zazwyczaj to dziewczyny są bardziej uczuciowe, ale w moim przypadku z 2 pierwszymi dziewczynami to ja się angażowałem na maxa, wszystko rzucając na jedną kartę i planując wspólne życie aż do trumny... Wyszedłem na tym 2 razy fatalnie. W dodatku ostatnie 2 lata to taki okres w moim życiu, kiedy nic mi się nie układa, praktycznie żaden pech mnie nie omija. Problem jest w tym, że trochę mi się już w mózgu poprzewracało i nie mogę się skoncentrować na studiach... Brakowałoby mi tylko tego, żebym je zawalił. I prawie jestem tego pewny, że będę się bronił przed miłością rękami i nogami. Co bym nie zrobił każdy wybór będzie chybiony. A co jest najgorsze, nie potrafię się zabić. Swoim 2 przyjaciołom, zarzekałem się, że albo (A.) albo nikt. I głupio mi do nich walić z moimi problemami. Pomyślą, że już zwariowałem. A ja dopiero zwariuję za kilka dni... Boję się odpowiedzieć sobie na dwa zasadnicze pytania: CZY OKAZAŁO SIĘ, ŻE NIE KOCHAŁEM (A.) [bo miłość jest wieczna]? CZY ZAKOCHAŁEM SIĘ W (M.)? Trochę się spisałem... No więc ma ktoś namiary na płatnego mordercę???????? Albo poczekam kilka dni i po prostu zwariuję:[[[[[[ Ratunku!!!!!!