Witam, od dłuższego czasu borykam się z chęcią napisania felietonu na temat tego czego nie ma a być powinno. Zauważyłam sama po sobie jak i po kobietach, koleżankach, rodzinie i innych osobach również płci przeciwnej, że temat biustu- małego biustu stanowi duży problem. Nie mam zamiaru poruszać tutaj tematyki małego biustu( powszechnie uważanego za rozmiar-tutaj prostsza polska skala najprostsza dla mężczyzn B, C) a naprawdę małego czyli takiego gdy rozmiar 70A to zbyt duży namiot. Tak. Są takie dziewczyny, których różnica pomiędzy obwodem a piersią to 2,3, 4, 5 cm. Niejednokrotnie spotkałam się na różnych forach z tematem małego biustu, tak małego ale ogólnie rozumianego przez nas drobnobiuściaste za duży, duży dla nas, bo ja sama mam dwie małe rodzynki. Często wypowiadają się tam kobiety, jak i mężczyźni, że mały biust jest fajny, ale chodzi wam o taki, który mieści się w ręce, a tutaj niestety zonk. Praktycznie nic nie ma. Dużo dziewczyn, jak i kobiet ma z tym problem. Problem z akceptacją samego siebie. Niejednokrotnie wpływ ma na to środowisko. Świat się zmienia, na okładkach magazynów same supermodelki poddane PhotoShopom( nie wiem czy tak to się pisze więc wybaczcie), o idealnej figurze, pełne kobiecości i seksapilu. W głowie dziewczynek tak dziewczynek w wieku dorastania stanowi to ogromny problem, często zadają sobie pytania dlaczego ja tak nie wyglądam? Koleżanki z klasy noszą już staniki, a ja nie. Sama osobiście pamiętam dokładnie te czasy 6-ta klasa podstawówki koleżanki noszą staniki, koledzy biegają za nimi z wywieszonym językiem, były to oczywiście czasy gdy komputery dopiero wchodziły na rynek, o internecie dopiero się słyszało. Dostępne były jedynie świerszczyki pożyczone od starszego brata, czy może podkradzione ojcu. Sama często spotkałam się z docinkami ze strony kolegów z klasy, czy innych przedstawicieli płci przeciwnej o tym, że jestem "deska, płaska jak Tereska" i innymi tego typu wypowiedziami. Mając te 13 lat stanowiło to dla nie nie lada problem, wypychałam staniki, na rynku pojawiły się push-upy. Raz zdarzyła mi się nieprzyjemna sytuacja- będąc na wakacjach u rodziny wraz z moją przyjaciółką( już dawno ex przyjaciółką) i jej chłopakiem wybraliśmy się nad jezioro, jej chłopak przyprowadził kolegę, przez dwa tygodnie mnie podrywał, po czym jak się okazało założyli się o to czy mnie poderwie, tak poderwał, był miły itd, każdy potrafi być miły jak chce, nawet wbrew sobie. Bardzo mnie to zraniło, a na odchodnym powiedział, że z taką deską to i tak nigdy nikt nie będzie, miałam wtedy 15 lat byłam kompletnie płaska, moje piersi dopiero zaczęły się rozwijać a moja samoocena była poniżej zera- totalny lodowiec. Kilka lat później byłam z chłopakiem( kompletny nieudacznik życiowy i mamisynek do n-tej potęgi) na imprezie rodzinnej, odnowienie jakiś tam ślubów jego rodziców, jego kochana mamusia powiedziała przy wszystkich gościach, że ja na niego nie zasługuje "bo mam za małe cycki", zraniło mnie to jeszcze bardziej niż wcześniejsza sytuacja na wakacjach. Dlaczego spędziłam z nim 3 lata? Nie wiem, sama się zastanawiam, dochodzę do wniosku, że moja samoocena tak spadła, że chciałam być z kimś tak po prostu, żeby nie być sama, odczuwałam presję otoczenia, moja koleżanki przebierały w chłopakach jak chciały bo miały atuty, ja nie, więc połaszczyłam się na to co było, na kogoś kto po prostu nie chciał. Wielki błąd, co prawda zostawiłam go z innych powodów, ale to inna bajka nie na tą opowieść. Dlaczego wspominam tutaj tamte czasy, a no właśnie chcę przybliżyć wam mniej więcej sytuacje z jakimi spotykamy się my deski. To nas boli, ja mając już te 30lat( wiem jestem stara jak świat) nadal wysłuchuję różnych docinków, nie raz słyszę "ale zajebiste nogi, ty patrz ale deska", czy nawet ostatnio w pracy taka rozmowa dwóch babeczek z linii "D.cycki ci urosły? D: Po tabletkach, ale strasznie bolą. Ale i tak wolę mieć takie duże niż takie dwie rodzynki jak ona( i tu pokazuje na mnie)" Co prawda D. ma gdzieś z 50lat i przechodzi menopauzę, ale strasznie mnie to ukłuło w serducho. Nawet teraz mając te 30 lat takie docinki mnie jeszcze ruszają, Pomimo, że od 10 lat mam wspaniałego mężczyznę, którego kocham i wiem, że on mnie też kocha, ale boli mnie to, że nie jestem dla niego najpiękniejsza, bo spogląda na inne kobiety, nie jeżdżę z nim nad morze, bo wiem, że będzie się patrzył. Co roku przerabiamy tą samą wakacyjną kłótnię. W sumie przerabiamy to każdego dnia, gdy tylko spojrzy na inną, gdy ogląda strony porno, czy coś skomentuje. Tak głęboko tkwi to w mojej psychice. Do tego mój ukochany uwielbia mnie denerwować, mówi, że słodko wyglądam jak się złoszczę, poza tym on jest jak jego dziadek całe życie sobie dokuczają, ale żyć bez siebie nie mogą. Podobnie jest u nas. Tylko mnie boli jak mi mówi, że np mam wielki tyłek( tak naprawdę strasznie go kręci- myśli, że o tym nie wiem) i krótkie krzywe nogi( wcale tak nie jest), a jak kupuje stanik to słyszę "że jak ktoś nie ma nóg to nie kupuje butów" taki już jest. I najlepsze jest to, że on wie, że mnie to strasznie wkurza ale nie wie, że wtedy moja samoocena zaś spada do zera. Oczywiście doskonale wie, że mój skromny biust lub raczej jego brak to mój jedyny a zarazem największy kompleks to czasami specjalnie mnie podjudza. Ja oczywiście to łykam i zaczyna się wojna, moje fochy, wprowadzam embargo na piwo w lodówce i obrażona przenoszę się spać z córką. Bardzo się przez to kłócimy. Wiem, że jestem atrakcyjna dla mężczyzn pomimo mikro biustu, ale nie czuję się kobieca w mojej głowie siedzi przekonanie, że kobiecości kobiecie dodaje posiadanie dużego lub chociażby jakiegokolwiek biustu. Tak więc uważam się za atrakcyjną, ale nie kobiecą. Dziwne przekonanie, tak wiem. Chociaż niejednokrotnie spotykam się z sytuacjami gdy mężczyźni się za mną oglądają, gwiżdżą z zachwytem, nie rusza mnie to. Ruszało by mnie gdyby tak robił mój mężczyzna. Ja wiem, że on lubi mnie w koronkach i tu kolejny problem. Na takie skąpe biusty nie szyją staników, nawet najmniejszy koronkowy stanik jest na mnie za duży. I tutaj kolejna skrajność kobiety uwielbiają zakupy, tak ale jak przychodzi do zakupu bielizny to po prostu wstyd mi jest iść do sklepu i kupować stanik gdy widzę te laski szydzące z tego jak pytam o mniejszy. Mam takie wrażenie, że każdy mnie ocenia. Wstydzę się również iść na plażę, bo wiem, że jakieś małolaty są ode mnie bardziej kobiece, ciągle chodzi za mną to przekonanie, że każdy ocenia, uważa, że nie powinnam się tak pokazywać, bo to szpeci. Unikam kontaktów z kolegami mojego bo mam wrażenie, że on się wstydzi, raz byliśmy z jego kumplami i ich żonami na grillu wszystkie panny hojnie obdarzone opalały się na działce, a mi było wstyd. Co jego koledzy powiedzą? Czy on się wstydzi? Przecież nie może się pochwalić jakąś zajebistą laską. Cały czas miałam to wrażenie, że oni ze mnie szydzą, że uważają, że on zasługuje na lepszą. Zapewne wcale tak nie było, bo to siedzi w mojej porąbanej psychice. Co prawda non stop gapili się na mój tyłek, mój gapił się na cycki żon kolegów i mamy remis. Całe życie uważałam się za gorszą, za niewartościową tylko przez pryzmat braku kilku deko tłuszczu. Przez moje kompleksy dochodziło nie raz do kłótni, psuło się nasze życie erotyczne, ale pewnego dnia powiedziałam dość. Życie ucieka, czas spiąć dupę i coś ze sobą zrobić. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś faszerowanie się hormonami( nie ukrywam próbowałam nic nie dało z wyjątkiem bólu piersi) czy co gorsza pójście pod skalpel. Otworzyły mi się oczy, co prawda nie było to w ułamku sekundy, ale powoli zaczęło do mnie to docierać. Zauważyłam, że nie tylko ja mam takie problemy. Wpadłam na to w pracy, w szatni. Zawsze zazdrościłam moim koleżankom, a mam dwie takie chudzinki z dużym biustem( dla mnie duży to miseczka duże A/małe B) aż odkryłam przypadkiem, że one wcale nie mają takich dużych piersi po prostu noszą po dwa staniki, że by nikt ich nie obrażał. Tak czasami faceci w pracy żartują, że na nas to chleb kroić można, ale nie chcą zrobić nam nic złego, po prostu nie widzą jak to boli. Ale to tak na marginesie. Zaczęłam inaczej patrzeć na świat, zauważyłam, że ja pomimo małego biustu( zaledwie 8cm różnicy) który po ciąży niestety stracił na jędrności( tak mały biust też może stać się obwisły) i niestety z dużego 70A stał się małym 70AA jestem obiektem zazdrości tych koleżanek. Dziwne nie prawdaż? One zazdroszczą mi tych kilku cm więcej. Nie do pomyślenia. Bo wiecie jak to z kobietami tak naprawdę jest? My chcemy się podobać mężczyzną, ale tak naprawdę chcemy stanowić obiekt zazdrości dla innych kobiet. Kobieta stroi się, maluje w dużej mierze po to by inne kobiety jej zazdrościły. Taką mamy dziwną psychikę. Po tym jakże spektakularnym odkryciu doszłam do wniosku, że skoro ktoś mi czegoś zazdrości to nie jest ze mną aż tak źle. Zmieniłam nastawienie, teraz zamiast na siłę szukać jakiś seksowych ciuszków( oczywiście to tylko zarezerwowane jest dla mojego lubego) i strzelać fochy w łóżku( nie chodzi mi o takie F.O.C.H.-y), zastanawiać się, czy tak dobrze leżę, czy mój biust dobrze wygląda itd. po prostu cieszę się życiem. Na miłą noc zamiast biegać po sklepach szukając rozmiaru( brafiterki też mi nie pomogły, bynajmniej nic mi się nie podobało) kupuję pończochy, ładne majteczki, zakładam szpilki, podkreślam to co mam najładniejszego, a biust? Pozostaje wolny- nie zakładam nic na górę, mój jest w niebo wzięty. A podczas seksu, no cóż mam w dupie to jak wygląda. Nasze relacje w tej sferze zdecydowanie się poprawiły. Teraz gdy mój chce dotykać moich piersi nie odtrącam jego ręki. Doszło do mnie, że mimo iż jemu podobają się większe kocha mnie, moje ciało i teraz już wiem, że mu się podobam, podniecam go i po zaakceptowani siebie nasze życie zdecydowanie się zmieniło. Nawet wybieramy się w wakacje nad morze, już nie mam w głowie przekonania, że on się mnie wstydzi, że będą się z niego śmiali, bo ma taką a nie inną kobietę. Wielokrotnie mówił mi, że ma dwie najcudowniejsze diablice pod słońcem i bardzo je kocha, nie zamienił by nas na inne. Niestety ja mu nigdy nie wierzyłam. Teraz to się zmienia, powoli ale zmienia. Co prawda w mojej głowie kiełkują zalążki myśli, ale co ludzie powiedzą? Będą mnie oceniać? Będą się z niego śmiać, że ma taką nieatrakcyjną i mało kobiecą kobietę? Staram się wypierać te myśli. Chcę cieszyć się miło spędzonym urlopem w towarzystwie lubującego się w piwie amanta oraz jakże uroczej młodej damy, która da nam popalić- jak zwykle Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że mój i tak i tak będzie podziwiał zgrabne nogi, pupy i biusty innych kobiet( myśląc, że tego nie widzę) bo jak sam powiedział tyle nagich ciał aż trudno nie spojrzeć, ale będzie ze mną nie z nimi. Wypieram obecnie z głowy to przekonanie, że on się patrzy na nie bo ich pożąda, hmm nie wydaje mi się. Jak dotąd uważałam, że mężczyzna ogląda się za innymi bo ja mu się nie podobam, bo mi czegoś brakuje, porównuje jakby to z nią było, albo myśli " nosz k.. dlaczego moja nie jest taka, co ja z nią robię? przecież mógłbym mieć taką zajebistą laskę". Gówno prawda! Mężczyzna po prostu patrzy i podziwia, tak jak eksponat w muzeum, a to, że patrzy to nie znaczy, że chciałby to mieć. Możliwe, że są faceci o takim myśleniu, nie przeczę, ale zapewne są to chłopcy nie prawdziwi mężczyźni. Tak więc na podsumowanie, bo trochę się rozpisałam i zapewne nikomu nie będzie się chciało tego czytać. Drodzy panowie pokażcie swoim kobietą, że je kochacie, że są dla was idealne takie jakie są, okazujcie im to, starajcie się nie porównywać ich z innymi, ograniczcie takie nachalne patrzenie się na inne panny bynajmniej w ich obecności, nie róbcie im docinków nie tylko z powodu biustu, ale i tuszy, włosów czy czegokolwiek, szczególnie w młodym ich wieku, bo niestety to później przekłada się na dalsze życie. Kobietki szczególnie te młodsze bądźcie głuche na głupie docinki koleżanek i kolegów, znajcie waszą wartość. Nie popełniajcie tego błędu co ja, przez moją niską samoocenę mało nie straciłam kogoś kogo naprawdę kocham. Trzymam za was kciuki.
PS. Nie napisałam tego wszystkiego aby wyczytywać pocieszeń, nie szukam tego ani również waszej akceptacji. Ot taka krótka historia z motywem przewodnim, który o mało nie zrujnował mi życia. A wszystko to przez kilku gówniarzy chcących swoje kompleksy i frustracje wyładować na mnie, i kilka zawziętych zazdrosnych o mnie koleżanek. Ciao
PS. Nie napisałam tego wszystkiego aby wyczytywać pocieszeń, nie szukam tego ani również waszej akceptacji. Ot taka krótka historia z motywem przewodnim, który o mało nie zrujnował mi życia. A wszystko to przez kilku gówniarzy chcących swoje kompleksy i frustracje wyładować na mnie, i kilka zawziętych zazdrosnych o mnie koleżanek. Ciao