Bonilek
Nowicjusz
oto TRIP RAPORT MOJEGO KUMPLA : ( moze jest dlugie ale warto przeczytac )
Wrzucenie i instalacja kwasu
6 lipiec godzina 17:00
Wraz ze znajomym idę do domu kolegi, u którego mieliśmy wrzucić kwas, po pół godziny (17:30) upragniony listek LSD ląduje w naszych rękach i bez chwili zastanowienia kładziemy listeczek wielkości paznokcie najmniejszego palca na język i popijamy wodą mineralną. Po następnych 15 minutach wychodzimy z domu kolegi pochodzić po mieście i nakręcać dobry klimat na trip. Wkońcu po około 1:30 godz od zarzucenia nasza 4 osobowa ekipa ląduje na bezludziu poza miastem, siedzieliśmy przed lasem, obok starej linia kolejowa.
Niepokojąco długa instalacja kwasu
Po 1:30 godz od zjedzenia nie mieliśmy jeszcze żadnych halucynacji ani cevów, jedynie głupkowaty śmiech z jeszcze głupszych tekstów, niekontrolowane zmiany humoru, w 1 sekundzie dało się poczuć wielkie szczęście i nie uzasadniony strach przed czymś. Po 2 godzinach (19:30) zaczynała zmieniać się nasza rzeczywistość, chmury zaczynały przybierać różnych dziwnych kształtów, np głowe lwa, czaszke, psa, czasami zdawało się, że Ja jestem w obłokach a chmury to ziemia pokryta śniegiem. Problem miałem też ze swoją twarzą ponieważ nie potrafiłem dopasować mimiki do nastroju w jakim obecnie byłem strasznie mnie to denerwowało, w ustach zaczynałem czuć kwaśność, tak jakbym wycisnął cały sok z cytryny do buzi, to samo uczucie kwaszenia dotyczyło również pozostałych części ciała (od tego pewnie wywodzi się nazywanie ludzi po zażyciu LSD, "skwaszeni".) Po tych doznaniach uznaliśmy, że warto wejść w las i się troche przejść, las był piękny, wielki i obrośnięty, na ściółce widziałem pajęczyny i kokony, kiedy patrzyłem przed siebie droga zaczynała się stawać coraz węższa, las coraz bardziej zarośnięty, zaczęły mi się mocno pocić stopy co powodowało efekt pluskania , wydawało mi się, że ide cały czas po kałurzy. Wyszliśmy z lasu z drugiej strony miasta, koło małego kościółka, usiadliśmy na krawężniku i czekalismy na dalsze poczynania kwasa, była wtedy godzina około 20:30.
Ziemia oddycha, wszystko zaczyna żyć swoim własnym "kwaśnym" życiem
Patrzyliśmy na asfalt przed nami, zaczynał falować i uwypuklać się, wyglądał jak tabliczka czekolady (ze względu na kształt nie na kolor ), wydawało się, że ziemia oddycha, wszyscy z fascynacją dotykaliśmy wypukłości, i co jakiś czas wybuchaliśmy nieuzasadnionym śmiechem.
Po następnych 15 minutach, zaczęliśmy wracać przez las do naszej wcześniejszej miejscówki, wracając poruszaliśmy tematy hipisów, zadawaliśmy sobie dużo pytań na które nie znaliśmy odpowiedzi. Ściężka była już bardzo wąska, na końcu widzieliśmy malutkie światełko (wyjście z lasu). Drzewa były jak tekstury - płaskie, kwiaty kwitły i rozwijały swe liście na naszych oczach, Wszystkiego dotykaliśmy. Patrząc na kałurze i widząc odbijające się w niej korony drzew, miało się wrażenie jak by był podziemny świat, że to nie odbicie tylko szybka która ukazuje piękno wnętrza ziemi. Doszliśmy na swoją starą miejscówke...
Natura i magia
Były jakieś 3:30 godzina od zarzucenia kwasu. Usiadliśmy na ziemi, 3 z Nas patrzyło w niebo podziwiając chmury które wyglądały jak śnieg, zmieniały swe kształty, widać było jak by znikały i pojawiały się, raz białe, a raz jak by ktoś wypełnił ich środek czymś czarnym, a na konturach poświecił ultrafioletem. Wszystkie ładnie i z harmonią zmieniały swój kolor. Jeden z naszych kolegów stał za nami, ruszał rękami, i euforczynie mówił do nas, że to czary, że potrafi używać magii, był królem wszystkiego co go otacza, jednym ruchem ręki uginał wszystko co wokół niego było, widać było wiatr jaki wytwarzał po ruchu ręki, "dostrzegalismy dźwięki", dało się powiedzieć gdzie dany dźwięk się znajduje. Po kilkunastu minutach stwierdziliśmy, że warto wrócić do miasta i popodziwiać jego piękno, do miasta szliśmy długo i powoli, zdawało się, że szliśmy po takiej bierzni gdzie taśma się przesuwa, ty idziesz, a naprawde nie posuwasz sie do przodu, a widok to tylko namalowane tekstury, przechodząc przez łąki wszystkie rosły na naszych oczach, każde źdźbło trawy było dla nas ważne i każde dostrzegaliśmy z niesamowitą dokładnością nawet te najdalsze źdźbła, można to było porównać do najwyższych detali w jakiejś bajkowej grze. Każda trawa była tak blisko nas jak byśmy wyrwali jedną kępke i dali sobie przed oczy. Każdy kwiatek był niesamowity, wielki i kolorowy. Nasz kolega magik zdawał nam się nie wiedzieć czemu wielkim 3 metrowym facetem Szedł z tyłu i dotykał opuszkami swoch palców delikatnie każdego listka, trawy.
"Łąki to falujące zielone, przepiękne morze."
Wejście do miasta
Około 22:00 godziny, było już ciemno, weszliśmy do naszego miasta, i chodź żyjemy w nim całe swoje życie, za żadne skarby nie dało się powiedzieć gdzie jesteśmy, jak byśmy byli obcokrajowcami, nie pasowali nam przechodzący ludzie w naszej bajce, po ciemku wszystkie twarze się rozlewały, wyglądało to jak w filmie "Egzorcyzmy Emilli Rose" oczy stawały się czarne. Doszliśmy do naszego celu, i usiedliśmy pod szkołą, przyszedł do nas znajomy który nie kwasił, kiedy przyszedł załapałem lekkiego badtripa, nie potrafiłem sobie wytłumaczyć dlaczego On tu jest, i co robi w naszej bajce. Każde jego zdanie wydawało mi się obce i niezrozumiałe, a co najważniejsze bardzo głupie. Chcieliśmy opisywać każdy sobie to co widzimy, słowa "Ja cię rozumiem - i Cię nie rozumiem" miały wielki sens, czułem jak te słowa doskonale pasowały i wypełniały moją bajke, niekiedy zjawiska dało się wytłumaczyć tylko słowami jak np. "Jest kwas i :cenzura:" (3 minutowy śmiech). Lecz i tak się rozumieliśmy. W nocy niebo było ciemne, świat miał wiele kolorów lecz bardzo ciemnych, wyglądał jak w najgorszym horrorze, chmury zmieniały kolor z ciemnego na jeszcze ciemniejszy z konturami ultrafioletowymi. Wydawało nam się, że ten stan kwasu, ogarniemy, więc każdy około 23:30 rozeszedł się do domu.
Z kwasem nie wygrasz
Szedłem sam do domu, podziwiałem drzewa w ciemności, każdemu przechodzącemu przechodniowi patrzyłem się prosto w oczy, wyglądałem pewnie strasznie bo szedłem w kapturze, a źrenice były takie wielkie, że wyglądąło to jak bym mial czarne oczy. Wchodze do klatki schodowej w swoim bloku, ide na pół piętro, chce zapalić światło na nie oświeconej klatce, przyciskam włącznik, ciemno...myśle "to pewnie przez kwas", wiec przetarłem oczy, dalej ciemno, za sobą usłyszałem oddech jakiejś postaci, byłem w ciemności, jednak odziwo nie przestraszyłem się, byłem zainteresowany światem, odwróciłem się za siebie, i zauważyłem czarną postać płaczącą na schodach, chciałem jej dotknąć, ale bałem się, bo kompletnie nie wiedziałem, czy to rzeczywistość czy halucynacja, postać była wychudzona, czarna, i w sumie wyglądała jak pijak leżakujący na mojej klatce , przeszedłem koło niego, stanąłem przed drzwiami do mieszkania, powiedziałem sobie, "Zachowuj się chodź trochę normalnie" otwieram drzwi, mówie "Cześć, już wróciłem" mamie. Powiedziała żebym przyszedł opowiedzieć jak było na dworze, im bardziej chciałem ogarnąć kwas tym bardziej i potężniej działał, złapałem ogromnego badtripa, czułem myśli Mamy, chciałem ze łzami w oczach do niej podejść i powiedzieć "Tak, dobrze myśli, kwasiłem, daj mi spokój bo się Ciebie boje, nie jesteś częścią mojej bajki", lecz się powstrzymałem i dałem dyla do łazienki gdzie wziąłem prysznic, spadające na mnie krople do złudzenia przypominały mi jakieś glizdy, po kąpieli popatrzyłem w lustro, zobaczyłem zniekształconą twarz, z czarnymi oczami, masakra nie mogłem na siebie patrzeć na ścianach widziałem jakieś kokony, wszystko było obślizłe jak w filmie "Obcy", wyszedłem z łazienki, i poszedłem wziąść zimną pizze, a potem szybko do swojego pokoju, zdawało mi się, że jadłem gąsienice i wszelakie robactwo, jednak - smakowało bardzo Chodź na chwile przestałem czuć się jak niewyciśnięta cytryna, i odczułem wielką ulge na podniebieniu.
Gadu-gadu? Nie ta bajka
Odpaliłem komputer, wlączyłem komunikator, dalej się trzęsłem z powodu wyczuwalnej obecności Matki w dużym pokoju, na gg rozmawiałem przez jakiś czas z jedną osobą, jednak za nic w świecie nie potrafiłem się z nią dogadać, jak bym rozmawiał z kosmitom, monitor się uwypuklał, falował, widziałem wszystko w trójwymiarze, patrząc i szukająć na klawiaturze literki Ona powiększała się, stawala sie większa od całej klawiatury - stawała przed moimi oczami. Nie potrafiłem ogarnąć wszystkich myśli i zakłopotania bo nie umiałem się z nikim dogadać. Wyłączyłem komputer i poszedłem spać, czułem kwaśny pot, chciałem zasnąć, chciałem żeby to się skończyło, jednak z kwasem nie ma żartów, trzeba się dać mu ponieść bo inaczej przegrasz. Serco mi waliło jak młot, cały się trzęsłem, a kiedy co jakiś czas otwierałem oczy widziałem wiele postaci czarnych, ze świecącymi oczami, meble sie uginały, po machnięciu rękom przed oczyma cały ten obszar się rozmywał, palcami dalo się wykrzywiać meble i czarować, zrzucałem książki z pułek siłą woli, co jakiś czas wybuch śmiechu kiedy zdawałem sobie sprawe, że leże w łóżku i macham rękami i nogami jak niedorozwinięty, w głowie "choć była kompletna cisza" miałem dyskoteke, słyszałem gwar, tyle ludzi, tyle moich pytań bez odpowiedzi, słychać było echo echa milionów pytań. Każdy ruch Matki w łóżku paraliżował Mnie, kiedy pies przychodził do pokoju dogadywałem się z nim przez umysł, np. powiedziałem sobie w myślach "Na miejsce!", i pies poprostu jak by mnie słyszał i leciał pędem na swoje miejsce. Jeżeli bym nie dał się ponieść znowu kwasowi, to pewnie bym się wykończył, poleciał do Mamy z prośbą o pomoc, wezwanie Gandalfa lub jakiejś innej bajkowej postaci żeby mi pomogła. Jednak naszczęście wszystko się dobrze skończyło. Około godziny 5 nad rano halucynacje ustawały, byłem bardzo senny, wstałem w z łóżka podszedłem do okna żeby zobaczyć ostatni raz ten kwaśny piękny świat, wziąlem kilka łyków wody mineralnej, i czując/widząc jak woda przepływa przez krtań i leci do żołądka, a potem rozchodzi się po organiźmie zasnąłem.
To już jest koniec
Wstając rano czułem wielki zawód, że świat nie jest już tak piękny, patrzyłem jak kretyn na ściane żeby dopatrzyć się jeszcze choć przez chwile tego piękna. Zjazd na następny dzień objawiał się lekkim nie wyspaniem, kłuciem w żyłach od czasu do czasu, a także gadaniem do Siebie oraz lekką schizofrenią.
Reasumująć:
LSD jest najlepszym sposobem na poznanie samego Siebie i docenienie piękna przyrody, oraz umysłu.
Przygotowanie psychiczne do tego jest bardzo ważne. A także ustalenie miejscówki do tripu.
Zaufane osoby w składzie.
Pozdrawiam i odsyłam do równie interesującego artykułu:
http://codziennie.info/?p=341
Wrzucenie i instalacja kwasu
6 lipiec godzina 17:00
Wraz ze znajomym idę do domu kolegi, u którego mieliśmy wrzucić kwas, po pół godziny (17:30) upragniony listek LSD ląduje w naszych rękach i bez chwili zastanowienia kładziemy listeczek wielkości paznokcie najmniejszego palca na język i popijamy wodą mineralną. Po następnych 15 minutach wychodzimy z domu kolegi pochodzić po mieście i nakręcać dobry klimat na trip. Wkońcu po około 1:30 godz od zarzucenia nasza 4 osobowa ekipa ląduje na bezludziu poza miastem, siedzieliśmy przed lasem, obok starej linia kolejowa.
Niepokojąco długa instalacja kwasu
Po 1:30 godz od zjedzenia nie mieliśmy jeszcze żadnych halucynacji ani cevów, jedynie głupkowaty śmiech z jeszcze głupszych tekstów, niekontrolowane zmiany humoru, w 1 sekundzie dało się poczuć wielkie szczęście i nie uzasadniony strach przed czymś. Po 2 godzinach (19:30) zaczynała zmieniać się nasza rzeczywistość, chmury zaczynały przybierać różnych dziwnych kształtów, np głowe lwa, czaszke, psa, czasami zdawało się, że Ja jestem w obłokach a chmury to ziemia pokryta śniegiem. Problem miałem też ze swoją twarzą ponieważ nie potrafiłem dopasować mimiki do nastroju w jakim obecnie byłem strasznie mnie to denerwowało, w ustach zaczynałem czuć kwaśność, tak jakbym wycisnął cały sok z cytryny do buzi, to samo uczucie kwaszenia dotyczyło również pozostałych części ciała (od tego pewnie wywodzi się nazywanie ludzi po zażyciu LSD, "skwaszeni".) Po tych doznaniach uznaliśmy, że warto wejść w las i się troche przejść, las był piękny, wielki i obrośnięty, na ściółce widziałem pajęczyny i kokony, kiedy patrzyłem przed siebie droga zaczynała się stawać coraz węższa, las coraz bardziej zarośnięty, zaczęły mi się mocno pocić stopy co powodowało efekt pluskania , wydawało mi się, że ide cały czas po kałurzy. Wyszliśmy z lasu z drugiej strony miasta, koło małego kościółka, usiadliśmy na krawężniku i czekalismy na dalsze poczynania kwasa, była wtedy godzina około 20:30.
Ziemia oddycha, wszystko zaczyna żyć swoim własnym "kwaśnym" życiem
Patrzyliśmy na asfalt przed nami, zaczynał falować i uwypuklać się, wyglądał jak tabliczka czekolady (ze względu na kształt nie na kolor ), wydawało się, że ziemia oddycha, wszyscy z fascynacją dotykaliśmy wypukłości, i co jakiś czas wybuchaliśmy nieuzasadnionym śmiechem.
Po następnych 15 minutach, zaczęliśmy wracać przez las do naszej wcześniejszej miejscówki, wracając poruszaliśmy tematy hipisów, zadawaliśmy sobie dużo pytań na które nie znaliśmy odpowiedzi. Ściężka była już bardzo wąska, na końcu widzieliśmy malutkie światełko (wyjście z lasu). Drzewa były jak tekstury - płaskie, kwiaty kwitły i rozwijały swe liście na naszych oczach, Wszystkiego dotykaliśmy. Patrząc na kałurze i widząc odbijające się w niej korony drzew, miało się wrażenie jak by był podziemny świat, że to nie odbicie tylko szybka która ukazuje piękno wnętrza ziemi. Doszliśmy na swoją starą miejscówke...
Natura i magia
Były jakieś 3:30 godzina od zarzucenia kwasu. Usiadliśmy na ziemi, 3 z Nas patrzyło w niebo podziwiając chmury które wyglądały jak śnieg, zmieniały swe kształty, widać było jak by znikały i pojawiały się, raz białe, a raz jak by ktoś wypełnił ich środek czymś czarnym, a na konturach poświecił ultrafioletem. Wszystkie ładnie i z harmonią zmieniały swój kolor. Jeden z naszych kolegów stał za nami, ruszał rękami, i euforczynie mówił do nas, że to czary, że potrafi używać magii, był królem wszystkiego co go otacza, jednym ruchem ręki uginał wszystko co wokół niego było, widać było wiatr jaki wytwarzał po ruchu ręki, "dostrzegalismy dźwięki", dało się powiedzieć gdzie dany dźwięk się znajduje. Po kilkunastu minutach stwierdziliśmy, że warto wrócić do miasta i popodziwiać jego piękno, do miasta szliśmy długo i powoli, zdawało się, że szliśmy po takiej bierzni gdzie taśma się przesuwa, ty idziesz, a naprawde nie posuwasz sie do przodu, a widok to tylko namalowane tekstury, przechodząc przez łąki wszystkie rosły na naszych oczach, każde źdźbło trawy było dla nas ważne i każde dostrzegaliśmy z niesamowitą dokładnością nawet te najdalsze źdźbła, można to było porównać do najwyższych detali w jakiejś bajkowej grze. Każda trawa była tak blisko nas jak byśmy wyrwali jedną kępke i dali sobie przed oczy. Każdy kwiatek był niesamowity, wielki i kolorowy. Nasz kolega magik zdawał nam się nie wiedzieć czemu wielkim 3 metrowym facetem Szedł z tyłu i dotykał opuszkami swoch palców delikatnie każdego listka, trawy.
"Łąki to falujące zielone, przepiękne morze."
Wejście do miasta
Około 22:00 godziny, było już ciemno, weszliśmy do naszego miasta, i chodź żyjemy w nim całe swoje życie, za żadne skarby nie dało się powiedzieć gdzie jesteśmy, jak byśmy byli obcokrajowcami, nie pasowali nam przechodzący ludzie w naszej bajce, po ciemku wszystkie twarze się rozlewały, wyglądało to jak w filmie "Egzorcyzmy Emilli Rose" oczy stawały się czarne. Doszliśmy do naszego celu, i usiedliśmy pod szkołą, przyszedł do nas znajomy który nie kwasił, kiedy przyszedł załapałem lekkiego badtripa, nie potrafiłem sobie wytłumaczyć dlaczego On tu jest, i co robi w naszej bajce. Każde jego zdanie wydawało mi się obce i niezrozumiałe, a co najważniejsze bardzo głupie. Chcieliśmy opisywać każdy sobie to co widzimy, słowa "Ja cię rozumiem - i Cię nie rozumiem" miały wielki sens, czułem jak te słowa doskonale pasowały i wypełniały moją bajke, niekiedy zjawiska dało się wytłumaczyć tylko słowami jak np. "Jest kwas i :cenzura:" (3 minutowy śmiech). Lecz i tak się rozumieliśmy. W nocy niebo było ciemne, świat miał wiele kolorów lecz bardzo ciemnych, wyglądał jak w najgorszym horrorze, chmury zmieniały kolor z ciemnego na jeszcze ciemniejszy z konturami ultrafioletowymi. Wydawało nam się, że ten stan kwasu, ogarniemy, więc każdy około 23:30 rozeszedł się do domu.
Z kwasem nie wygrasz
Szedłem sam do domu, podziwiałem drzewa w ciemności, każdemu przechodzącemu przechodniowi patrzyłem się prosto w oczy, wyglądałem pewnie strasznie bo szedłem w kapturze, a źrenice były takie wielkie, że wyglądąło to jak bym mial czarne oczy. Wchodze do klatki schodowej w swoim bloku, ide na pół piętro, chce zapalić światło na nie oświeconej klatce, przyciskam włącznik, ciemno...myśle "to pewnie przez kwas", wiec przetarłem oczy, dalej ciemno, za sobą usłyszałem oddech jakiejś postaci, byłem w ciemności, jednak odziwo nie przestraszyłem się, byłem zainteresowany światem, odwróciłem się za siebie, i zauważyłem czarną postać płaczącą na schodach, chciałem jej dotknąć, ale bałem się, bo kompletnie nie wiedziałem, czy to rzeczywistość czy halucynacja, postać była wychudzona, czarna, i w sumie wyglądała jak pijak leżakujący na mojej klatce , przeszedłem koło niego, stanąłem przed drzwiami do mieszkania, powiedziałem sobie, "Zachowuj się chodź trochę normalnie" otwieram drzwi, mówie "Cześć, już wróciłem" mamie. Powiedziała żebym przyszedł opowiedzieć jak było na dworze, im bardziej chciałem ogarnąć kwas tym bardziej i potężniej działał, złapałem ogromnego badtripa, czułem myśli Mamy, chciałem ze łzami w oczach do niej podejść i powiedzieć "Tak, dobrze myśli, kwasiłem, daj mi spokój bo się Ciebie boje, nie jesteś częścią mojej bajki", lecz się powstrzymałem i dałem dyla do łazienki gdzie wziąłem prysznic, spadające na mnie krople do złudzenia przypominały mi jakieś glizdy, po kąpieli popatrzyłem w lustro, zobaczyłem zniekształconą twarz, z czarnymi oczami, masakra nie mogłem na siebie patrzeć na ścianach widziałem jakieś kokony, wszystko było obślizłe jak w filmie "Obcy", wyszedłem z łazienki, i poszedłem wziąść zimną pizze, a potem szybko do swojego pokoju, zdawało mi się, że jadłem gąsienice i wszelakie robactwo, jednak - smakowało bardzo Chodź na chwile przestałem czuć się jak niewyciśnięta cytryna, i odczułem wielką ulge na podniebieniu.
Gadu-gadu? Nie ta bajka
Odpaliłem komputer, wlączyłem komunikator, dalej się trzęsłem z powodu wyczuwalnej obecności Matki w dużym pokoju, na gg rozmawiałem przez jakiś czas z jedną osobą, jednak za nic w świecie nie potrafiłem się z nią dogadać, jak bym rozmawiał z kosmitom, monitor się uwypuklał, falował, widziałem wszystko w trójwymiarze, patrząc i szukająć na klawiaturze literki Ona powiększała się, stawala sie większa od całej klawiatury - stawała przed moimi oczami. Nie potrafiłem ogarnąć wszystkich myśli i zakłopotania bo nie umiałem się z nikim dogadać. Wyłączyłem komputer i poszedłem spać, czułem kwaśny pot, chciałem zasnąć, chciałem żeby to się skończyło, jednak z kwasem nie ma żartów, trzeba się dać mu ponieść bo inaczej przegrasz. Serco mi waliło jak młot, cały się trzęsłem, a kiedy co jakiś czas otwierałem oczy widziałem wiele postaci czarnych, ze świecącymi oczami, meble sie uginały, po machnięciu rękom przed oczyma cały ten obszar się rozmywał, palcami dalo się wykrzywiać meble i czarować, zrzucałem książki z pułek siłą woli, co jakiś czas wybuch śmiechu kiedy zdawałem sobie sprawe, że leże w łóżku i macham rękami i nogami jak niedorozwinięty, w głowie "choć była kompletna cisza" miałem dyskoteke, słyszałem gwar, tyle ludzi, tyle moich pytań bez odpowiedzi, słychać było echo echa milionów pytań. Każdy ruch Matki w łóżku paraliżował Mnie, kiedy pies przychodził do pokoju dogadywałem się z nim przez umysł, np. powiedziałem sobie w myślach "Na miejsce!", i pies poprostu jak by mnie słyszał i leciał pędem na swoje miejsce. Jeżeli bym nie dał się ponieść znowu kwasowi, to pewnie bym się wykończył, poleciał do Mamy z prośbą o pomoc, wezwanie Gandalfa lub jakiejś innej bajkowej postaci żeby mi pomogła. Jednak naszczęście wszystko się dobrze skończyło. Około godziny 5 nad rano halucynacje ustawały, byłem bardzo senny, wstałem w z łóżka podszedłem do okna żeby zobaczyć ostatni raz ten kwaśny piękny świat, wziąlem kilka łyków wody mineralnej, i czując/widząc jak woda przepływa przez krtań i leci do żołądka, a potem rozchodzi się po organiźmie zasnąłem.
To już jest koniec
Wstając rano czułem wielki zawód, że świat nie jest już tak piękny, patrzyłem jak kretyn na ściane żeby dopatrzyć się jeszcze choć przez chwile tego piękna. Zjazd na następny dzień objawiał się lekkim nie wyspaniem, kłuciem w żyłach od czasu do czasu, a także gadaniem do Siebie oraz lekką schizofrenią.
Reasumująć:
LSD jest najlepszym sposobem na poznanie samego Siebie i docenienie piękna przyrody, oraz umysłu.
Przygotowanie psychiczne do tego jest bardzo ważne. A także ustalenie miejscówki do tripu.
Zaufane osoby w składzie.
Pozdrawiam i odsyłam do równie interesującego artykułu:
http://codziennie.info/?p=341
Tu mowa o mnieJeden z naszych kolegów stał za nami, ruszał rękami, i euforczynie mówił do nas, że to czary, że potrafi używać magii, był królem wszystkiego co go otacza, jednym ruchem ręki uginał wszystko co wokół niego było, widać było wiatr jaki wytwarzał po ruchu ręki