Lot Aeroflotem w obie strony przez Moskwę kosztował 3150zł. Ceny w Japonii są raczej znośne, ale to zależy co, gdzie i jak. W japońskim fastfoodzie micha(spora) ryżu z wieprzowinką + woda kosztuje ze 20 zł. Generalnie posiłek z czymś do picia bez problemu da się dostać za 1500 jenów czyli 35zł. Da się też zjeść obiadek za 135 zł i to nie w jakich niesłychanych luksusach. Generalnie z jedzeniem jest ten problem, że wszystko w menu jest w "krzaczkach" i trzeba szukać knajp z atrapami dań na wystawie, albo ze zdjęciami w menu. Jedzenie jest specyficzne. Wszędzie wcisną coś z soji(sos, tofu, surowe fasole). Chrzan wasabi też jest dodawany "do wszystkiego". Generalnie kuchnia wyrazista, fan ziemniaków + kotlet schabowy, niech lepiej weźmie na podróż spory prowiant
Za hotel nie wiem ile dokładnie płaciliśmy ale coś około 100zł/os przy dobrym standardzie. TV, klimatyzacja(tam to oczywistość ze względu na klimat) i oczywiście kibel z zelektryzowaną... deską sedesową
Polega to na tym, że jest po którejś stronie panel z przyciskami. Jak sobie siadamy, to mamy opcje umycia sobie tyłka cieplutką wodą. Ustawiamy tryb i ciśnienie i włączamy przycisk "Wash". Po tej operacji wysuwa się takie cudo i psiak wodą w cztery litery. Nie wiem jakie Japończycy mają zadki, ale jak dla mnie to to jest kretynizm. Po takim manewrze trzeba użyć pół rolki toaletowca, żeby się wytrzeć. No ale wolność Tomku w swoim domku...
W Japonii jest ruch lewostronny i chyba tylko dlatego Polacy nie sprowadzają stamtąd samochodów. Ful wypas Toyota Land Cruiser(TV, telefon, 3 strefy klimy, skóra wentylowana, pełna elektryka itd.) kosztuje jakieś... 120 000 PLN!(ok. 5 000 000 JPY). Kosmos... Mały zgrabny samochodzik z koncernu Toyotu(a więc siłą rzeczy nie najgorszy) z nawigacją(absolutny standard) kosztuje te 20-25 tyś PLN. Najdroższy samochód w wielgachnym salonie Toyoty "Amlux"(4 piętra) kosztował 15 000 000 JPY czyli jakieś 343tyś PLN. No ale to była samochód stylizowany na klasyczny(no i full opcja oczywiście). Toyoty Majesty i Crown czyli najbardziej ekskluzywne sedany kosztowały 5mln JPY, czyli śmiech na sali. No i teraz to co mnie najbardziej zdziwiło... samochody tanie jak barszcz... a na ulicach spotkać jakiś fajny samochód to trzeba mieć szczęście. O ile w Japoni średnio jeżdzą lepsze samochody, to śmiem twierdzić, że u nad jeździ więcej bryk z wyższej półki. U nas naprawdę nie problem spotkać Porshe Cayenne, Mercedesa CLS, BMW 7 itd. Tam to ja takich nie widziałem(chodzi mi o japońskie odpowiedniki). Subaru tam zobaczyć to święto lasu... Widziałem jednego Nissana 350z... Szok. Ich ekonomia jest równie dziwna jak ich literki...
Komunikacja miejska jest świetnie zrobiona. Metrem czy koleją(jedyna różnica jest taka, że jedno jedzie pod, a drugie nad ziemią) dojedziemy prawie wszędzie. To, że w Tokio jest 12 000 000 ludzi widać na każdej stacji.Byłem w Tokio na najbardziej ruchliwym dworcu świata(Shinjuku, zach. Tokio) i w drugiej stacje na świecie pod względem tego kryterium(Ikebukuro). Japończyk na Japończyku. Gdzie nie spojrzeć, tam rzeka skośnookich płynie. Całe szczęście, że to naród bardzo uprzejmy i miły, bo były by trupy... Dobowy bilet na metro(obie sieci) kosztuje 1000JPY czyli 23zł. Warto tyle wydać, bo metrem jedzie się cały czas i mnóstwo razy trzeba się przesiadać. Jednorazowy bilet kosztuje od 120 JPY chyba, ale tam jest cena zależna od ilości przejechanych stacji(można więc wydać 1500JPY za jeden bilet). Bilety na Japan Rail(JR) są w podobnych cenach, lepiej jednak jeździć metrem, chyba, że pociągiem jest znacznie krócej.
W Japonii wszystko jest... Japońskie. Windy, samochody, elektronika, fastfoody. Japonia to jedyny kraj w którym byłem w którym McDonalds miał mniej klientów niż japońskie okoliczne jadłodajnie. Białych ludzi jest malutko i trafiają się tylko w miejscach ważnych turystycznie. Wyjątkiem jest dzielnica czerwonych latarni gdzie mnóstwo murzynów podchodzi do Ciebie i pyta się "do you want sex play? You can touch" ;] No ale generalnie innych nich skośnookich tam raczej nie ma. Piękny kraj.
Z atrakcji turystycznych, to zwiedziłem parę ciekawych rzeczy i parę rzeczy nieciekawych... Generalnie Tokio turystycznie mnie nie powaliło, a wręcz przeciwnie, rozczarowało. Gdyby tam byłą kiepska komunikacja, to nikt by tam nie jeździł, bo szkoda by było czasu. Byłem w dwóch ogrodach: ogrodzie cesarskim i ogrodzie Ri ku gien. Ogród cesarski... ŻAL! JA się spodziewałem cudów nie widów, a zobaczyłem jakieś stare mury(wcale nie imponujące) i coś co ktoś nazwał "ogrodem". Tu drzewko, tam hektar trawy(fakt, ładna była). Szkoda nóg. Do tego pałac cesarski jest schowany za murem i krzaczorami, wiec nie widać nawet jednej cegiełki. No i doszliśmy do "słynnego, pięknego o każdej porze roku, kamiennego mostu". Litości... No ale to można potraktować za osobliwość wartą obejrzenia. Tak dla świadomości co dla Japończyków jest piękne
Drugi ogród jest ładniejszy, ale też na kolana nie powalił. Trochę w odbiorze i ocenieniu tego miejsca przeszkadzała ulewa podobna do ulew w Angli w lipcu(powódź była jak ktoś nie kojarzy) i przemoczone do suchej nitki buty. W każdym bądź razie ogród może się podobać. Ładne krajobrazy z wieżowcami w tle(ładny kontrast). można się wyciszyć i pokontemplować. Do tego miła japońska muzyka leciała z głośników umieszczonych na drzewach(czemu u nas nie ma czegoś takiego?). No ale mimo iż finalnie park całkiem niezły, to spodziewałem się czegoś o niebo lepszego...
Zwiedziłem też Ichnie świątynie i kaplice(?). Po angielsku jest Budda Temple i Shinto Shrine w każdym bądź razie(nie chodzi tu o wielkość budynków). No i znowu spodziewałem się czegoś bardziej powalającego. Największa kaplica Shinto, to taka spora chata wielkości mojego parafialnego kościoła, w kolorach czerwieni i złota. No i widziałem Japońską Pagodę. JA sobie wyobrażałem, że to jest coś wielgachnego, a tu ledwo pięć niskich pięter. Absolutnie mnie nie powaliło. Ale zdjęcia ładne
Dotarłem też do Tokio Tower. Taką podróbę Wieży Eiffla sobie Japońce zrobiły. Tyle, że 13 metrów wyższą i 3 razy(chyba) lżejszą. W sumie żadna z tego piękność(ponoć nawet tak się im nie podobałą, że chcieli ją rozebrać). Pomalowali ją na pomarańczowo, obłożyli światełkami i teraz jest przynajmniej ładna w nocy(nie widziałam). Panorama z niej jest w sumie mało porywająca(ale wcześniej byłem, na tarasie widokowym na 60 piętrze(nie wiem czy to wyżej czy nie, ale było fajniej). Co istotne, to to, że zabudowa Tokio jest raczej niska. Mało tam drapaczy chmur(obawiam się, że ten budynek na którego 60 piętrze byłem, to najwyższy jest). A zobaczyć ŁADNY wysoki budynek to dopiero trzeba mieć farta. Oceanu nie było widać ani z wieży, ani z 60 piętra.
Byłem jeszcze na targu rybnym i w dzielnicy rozrywki. Targu rybnego opisywać nie będę. Po prostu miliard ryb(i innych nie ryb) na centymetr kwadratowy. Koniecznie trzeba zobaczyć.
W dzielnicy rozrywki, w nocy jest jasno jak w dzień. Neon na neonie. Murzyni zapraszają do burdelów, Japończycy ze słuchawkami w uchu zapraszają do klubów. Wszędzie są salony gier typu gra na perkusji, czy gra na gitarze w rytm tego co sie pokaże na ekranie. No i salony gier Pachinko. Co to jest to nie opiszę, bo niestety nie zdążyłem w to zagrać, bo cholerne salony otwarte tylko do 23... W każdym bądź razie Japończycy siedzą przed taka maszyną godzinami i wgapiają się w kuleczki.
Byłem jeszcze w apru miejscach ale nie chce mi się opisywać. Wiadomo, że jak ktoś pojedzie, to trafi gdzie indziej bo w prewodnikach są wymienione dziesiątki atrakcji, a jeszcze natrafia się po drodze na te nie opisane w przewodniku( u mnie tak było z oceanarium, Sony Center czy salonem Toyoty w którym spędziłem ze 3h).
W sumie przez tydzień wydałem około 45 000 JPY czyli z 1000 zł. Jeszcze trzeba doliczyć podróż i zakwaterowanie w hotelu czy gdzieś tam(jedzenie sam kupowałem). Wydaje mi się, że tygodniowy pobyt w Tokio może się udać za jakieś 5 000PLN/os. Przy czym jak więcej osób jedzie to koszty maleją, bo zamiast "jedynki" bierze się "dwójkę" no i nie dublują się pamiątki etc. Generalnie wydaje mi się, że jest to cena dość przystępna, bo za wakacje w europie też trzeba wydać niemało.