Śniący oraz kupiec zwarli się razem i wylądowali na ziemi, okładając wzajemnie pięściami. Rytualista był początkowo w bójce bardziej powściągliwy, ale po kilku ciosach, zaczął oddawać Ottonowi z równą siłą.
Joshua jakiś czas ignorował zajście. Właściwie robił to ostentacyjnie, bowiem odwrócił się od walki, pogrążając w swoich myślach. Przebieg ostatnich zdarzeń zmusił go do umieszczenia kolejnej persony w swoich planach: Sedrika, inkwizytora z Zakonu Imienia Fiodora (jednego z legendarnych pogromców Vash-Anem). Nie wiedział czy nadal będzie mu przychylny, po wszakże wielu latach. Jednak tylko jego znał swego czasu tak dobrze.
- Spokój! Nie zachowujcie się jak bachory - rozdzielił dwójkę nogą
- Teraz szczerze. Kto kim jest i co Was tu sprowadza? Czas na szczerość.
Nikt jednak nie zareagował. Dwójka tylko dyszała ciężko, wpatrując się w siebie nienawistnie. Znakiem tego Coornelis pociągnął Von Devereux'a bliżej siebie.
- Ottonie... Nie jam Ci wrogiem. Wiesz, że jestem tu tylko po to żeby odbębnić biurokratyczny detal i nie chcę ginąć na tej plugawej glebie dla nie swoich celów. Bądź z nami szczery to Ci pomogę.
Kupiec kręcił nosem, co znaczyło, że już szuka jakiejś wymówki. Joshua już raz przekonał go do swojej racji w newralgicznym momencie. Jednak wiedział, że facet jest dobry, bawet bardzo dobry. W końcu całe życie spędził na prowadzeniu interesów oraz mniejszych i większych machlojkach. Umiejętność wyślizgiwania się z trudnych pytań musiał mieć opanowaną do perfekcji.
- Koniec tego dobrego - odezwał się nagle głos, który zazwyczaj nie brał udziału w dyskusji.
Wszyscy odwrócili się w kierunku jego źródła. To Master, mierząc w obydwu awanturników, przejął teraz pałeczkę w dyspucie.
- Jeden ruch, któregokolwiek i być może właśnie ta osoba straci możliwość poruszania się po tym świecie.
Zabrzmiało to na tyle groźnie, Otton i okultysta nie drgnęli na cal. Wymierzona w kierunku głowy strzała działała bardzo wymownie w każdych okolicznościach.
- Wiem, że coś tutaj jest nie tak, Śniący wie dużo, ma kontakt z kimś kto daje mu różne informacje i wymaga od niego pewnych rzeczy, a Ty kupcze raczej też nie wybierasz się ze zwykłą misją, inaczej wysłał byś jakiegoś podrzędnego kupczyka, a sam trzymałbyś w swoim wielkim domku, patrząc ze śmiechem co się dzieje na zewnątrz.
Śniący pokręcił głową.
To nie tak - zdawał się mówić jego gest. W sukurs handlarzowi wyszedł natomiast Jarvan, który również nie uznał za stosowne teraz milczeć.
- Co nas to obchodzi jaki interes ma pan Otton w dotarciu tam? Naszym zadaniem jest go tam doprowadzić.
Hanzyta pokiwał głową.
- Ot co. Czy moim celem było trafienie na tamto pole diabelskiego zielska, albo wasze spotkanie z raptorami? Jak na razie NIC złego nie zdarzyło się w związku z tym, co planuję.
Ale snajper nie dał zabić sobie klina. Dalej wykładał swoje racje:
- Tak samo ten tutaj, pan Hanza, nie jest tutaj z byle powodu. Może ktoś go wysłał na śmierć, bo coś mi się wydaje, że nim dotrzemy do celu parę osób podzieli los naszego towarzysza.
Otton spojrzał na Joshuę, wzruszył ramionami.
- Nie mi to wiedzieć. Ten człowiek sam chciał ze mną jechać, może to potwierdzić.
- Zacznijmy współpracować - znów podjął Master
- Powiedzmy sobie parę rzeczy inaczej, krew się poleje za niedługo, ponieważ rozdział drużyny zaczyna być co raz bardziej widoczny. Może niech kupiec ustosunkuje się do słów, Śniącego i Hanzyty? W końcu było nie było zadali bardzo dobre pytania, a pan Śniacy ustosunkuje się do swojego źródła informacji i celu w jakim podąża razem z nami?
Żerca skinął głową. Jego plany pokrywały się z tym, co powiedziano. Dorzucił swoje trzy grosze w kierunku śniącego:
- Sam się u niego nająłeś, jak mniemam po pieniądze. No, chyba że ktoś wynajął Ciebie tylko po to, abyś szpiegował naszego zleceniodawcę. Ale to tylko luźne domysły.
Usłyszał prychnięcie spod maski. Jarvan spojrzał na Ottona.
- Co do ciebie... Trochę zalatuje hipokryzją mówiąc, że śniący podburza naszą wyprawę, skoro sam wcześniej proponowałeś wykluczenie śniącego z grupy. Po prostu dojdźmy do końca, zapłać nam, a nasze drogi się rozejdą. Niepotrzebne nam dalsze kłótnie.
Dyskusja trwała dostatecznie długo, aby ostudzić emocje. Śniący i Von Devereux odsunęli się od siebie. Pierwszy odezwał się okultysta.
- Cóż, skoro tak stawiacie sprawy... niech będzie - po czym zdjął maskę i odsunął kaptur szaty do tyłu.
Oczom drużyny ukazała się blada twarz należąca do mężczyzny w średnim wieku. Miał dość przystojną, podłużną facjatę, jednak jeden szczegół był niepokojący. Oczy śniącego jarzyły się nienaturalnym, szmaragdowym kolorem. Był to efekt, jaki występował u osób o bardzo silnych predyspozycjach magicznych.
- Zwą mnie Xaven i jak wiecie praktykuję magię zwaną śnieniem. Nie mogę powiedzieć wam wszystkiego, gdyż pewnych rzeczy, związanych z moją profesją, nie da się zamknąć w ludzkim słowniku. Myślę, że dotychczas nie dałem znać, abym miał złe intencje. Powiedziałem wam przecież jak poradzić sobie z Duszołapem. Z nikim się też nie kontaktuję. Być może Mastera zmyliła moja mantra, którą przeprowadzałem na osobności. Wiem, że próbował mnie wtedy podsłuchiwać. Cóż, jak powiedziałem, nie wszystko da się wytłumaczyć osobom nieobeznanym w magii. Zaś moim celem jest zwyczajne dorobienie sobie kilku denarów w tych trudnych czasach, czyli nic więcej niż planujecie wy.
Otton słuchał tego z irytacją i niedowierzaniem. Kiedy śniący Xaven skończył, zabrał głos Devereux:
- Myślę, że dobrze określił to Javran. Pracujecie dla mnie i nie musicie wiedzieć co będę robił w posiadłości, kupionej za swoje pieniądze. Z resztą, ten tutaj rzecznik - wskazał na Joshuę
- jest tu, aby dopełnić ostatnich, urzędowych czynności, tak aby aparat Dornwall uznał moją inwestycję za stuprocentowo czystą. Myślę, że mam natomiast prawo zdenerwować się, gdy moi właśni pracownicy celują do mnie z łuku lub próbują pobić. Ale jesteśmy w trakcie niełatwej przeprawy, więc tym razem zapomnę o tym hmmm, akcie buntu. Każdemu mogą puścić nerwy.
Kilka osób otworzyło usta. Kolejne pytania już wisiały w powietrzu, tym bardziej, że kupiec ostatecznie nie zdradził zbyt wiele. Otton na chwilę uciął wszystkie wątpliwości jednym stwierdzeniem.
- Teraz już naprawdę zmierzcha.
Rzeczywiście. Stojąc tu jakiś czas, gdzieś umknęło, że nie minie wiele czasu, a pozostanie tkwić w zupełnych ciemnościach na otwartym terenie. Siłą rzeczy musieli przerwać rozmowy i poszukać schronienia. Uprzednio sprawdzając czy nie ubyło nic z ekwipunku, wszyscy ruszyli dalej. W różnych nastrojach i nadal z wieloma zagwozdkami, które musiały poczekać. Atmosfera mimo wszystko nieco zelżała. Xaven i Otton zachowywali grobową ciszę, więc jak na zeszłe zdarzenia, nie było wcale źle.
Dobrym lokum na noc okazały się być ruiny małego miasta, nieopodal lasu. Były to obiekty starożytnych, a właściwie coś, co nazywało się wtedy przedmieściem. Rzędami rozmieszczone były tu kwadratowe, niewielkie budynki, tworzące pasaże. Część z nich służyła do mieszkania, inne miały przeznaczenie użytkowe. Uwagę dodatkowo zwracały wraki zagadkowych pojazdów, porzuconych na drodze. Miały one cztery koła i niewielką kabinę. Jak działały, tego nie wiedział w dzisiejszych czasach już nikt. Wspólnie uznano, że nocleg zostanie spędzony w uliczce, wokół wozu. Oczywiście, z regularnymi czujkami, zmieniającymi się co godzinę. Najpierw jednak należało sprawdzić choć część okolicy. Każdy z ochroniarzy Ottona miał teraz za zadanie przeszukać pobieżnie przynajmniej jeden obiekt. Szerszy rekonesans były i tak pozbawione sensu przy braku dziennego oświetlenia. Jeśli nie mieli tam odkryć nic alarmującego, można było udać się na spoczynek. Otton oczywiście nie wymuszał niczego na Coornelisie, natomiast sam pozostał na wozie, pykając fajkę i rozglądając się po okolicy.
Budynki są bardzo stare, szyldy na nich już dawno zostały przeżarte zębem czasu. Można nich oczytać ledwie parę liter.
WARZ_W_ I __OC_ - nie jest to nawet budynek, a większa buda z blachy falistej. Ze środka wydobywa się obrzydliwy zapach pleśni.
__L_P __Ś_I_SKI - ciemne witryny koło wejścia jeżą się setkami fragmentów rozbitej szyby. Na wystawie znajduje się zniszczona, pradawna broń z lufą.
__TE_A - widać, że wnętrze było niegdyś sterylnie czyste. Wykładały je białe, a teraz poszarzałe i spękane kafelki.
K_ŚC_ÓŁ P__ WE_W_N__M Ś_ J_RZ_GO - za czasów świetności była to zapewne świątynia. Posiada symbola krzyża na szczycie.
K_N_ J_WI_Z - większe zabudowanie z siecią barierek przed wejściem. Na froncie wiszą wyblakłe plakaty. Nad samym wejściem wymalowano symbol planety.
_L_B _O_NY _A_REK - pomalowany na wiele barw przybytek. Nieopodal leży kilka pustych butelek, pozostawionych tutaj przez ostatnich klientów.
Domy mieszkalne - bezpośrednim zawaleniem nie grożą trzy z nich. Wszystkie są podobne do siebie: drewniane, mają werandę i dwa piętra.