Into the Darkness

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Otton, kiedy tylko usłyszał, żeby zajrzeć do jego dobytku, zeskoczył obok Coornelisa i zamachnął się rękoma.
- To nie będzie konieczne. W ogóle niewiele z tego, co mam, może nam się przydać - lekko uchylił kołnierz, gdyż wyraźnie zaczął się pocić - Eee, to takie tam dyrdymały Joshuo. Szkoda twojej głowy na to!
- Panie Śniący tutaj proszę ja poszukam z przodu! - rzecznik zignorował odmowę.
Zbliżyli się do wozu, ale w tym momencie Otton zaszedł drogę Coornelisowi. Położył rękę na jego klatce piersiowej dając znać, aby się zatrzymał. Wśród hanzytów, gdzie tak ważny był subtelny savoir vivre, coś podobnego mogło być uznane za obrazę. Śniący nie chciał sam zakrzewić konfliktu, także czekał na rozwój sytuacji.
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Snajper nie włączył się w sprzeczkę, nie zbyt go obchodziło co się stanie, gdy wyniknie kłótnia, a do tego coś więcej wtedy opowie się po odpowiedniej stronie. Teraz Master stał po prostu i przyglądał się do czego doprowadzi rozmowa tych u góry. Jednocześnie zastanawiał się jak długo mają zamiar się kłócić, Gdy noc nadejdzie nie mają szans w tym lesie. Dlatego też stwierdził, że jak szybko sytuacja się nie rozwinie, wkroczy do akcji. W innym wypadku Ci dwaj doprowadzą do śmierci całej grupy.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
27
Miasto
Tarnobrzeg
Jarvana mdliło. Czuł się jak na lekkim kacu. Suchość w ustach, lekkie ćmienie w głowie. Mimo tego - było dobrze. Po chwili się opanował, poklepał się kilka razy po twarzy i wrócił do rzeczywistości.
Stanął za Joshuą. Nie był zbytnio ciekawy co kupiec trzyma w swoim wozie, ale bardziej interesowało go jego zachowanie. Dyrdymały, przez które zatrzymuje ręką z poważną miną?
- Co jest, proszę pana? - Uśmiechnął się po chamsku, można było się przestraszyć. Zwłaszcza, że o głowę przerastał rzecznika, i był dwa razy szerszy. - Nie możemy sprawdzić czy nic z pańskich rzeczy się nie przyda? Nie chce pan dotrzeć na miejsce w terminie, albo w najgorszym wypadku - w ogóle?
Nie interesowały go jakieś czarne przekręty. Jeżeli przewoził coś niezgodnego z prawem, czy chociażby z moralnością, mógł to robić. Chciał po prostu wiedzieć dlaczego tak bardzo tego broni.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Joshua spojrzał na Ottona już całkiem poważnie. "Zdradziłeś się" - pomyślał.
-Szanowny Ottonie - pierwsze słowo przeciągnął w nieznośny sposób - Jak Pan widzi sytuacja jest tragiczna. Tu nie chodzi o jakieś frazesy podatkowe, tajemnice kupieckie, czy inne tego typu przyziemne rzeczy. Tu chodzi o nasze życie Ottonie! Nasze ż y c i e! - mimo że wrzasnął w niebogłosy jego twarz nie przyozdobiła mina furiata, ale bardziej wyraz przejęcia. Miał to opanowane to perfekcji. Nigdy nie można było pokazywać emocji. W negocjacjach to jak wyrzucenie kart na stół, przegrana z kretesem - Nawet jeśli przewozisz tam ebonickich śpiochów to i tak nie jest wystarczające usprawiedliwienie do podejmowania irracjonalnych decyzji! Nie wiem czym jest ten transport, ale on nigdzie nie dojedzie jeśli wszyscy poginiemy w lesie jak ten Soldat i inni nieszczęśnicy przed nim! [Test Negocjacji]
Coornelis delikatnie, acz stanowczo odsunął rękę handlarza i jeszcze raz spojrzał mu prosto w oczy.
-Dezycję radzę podejmować szybko bo czas nagli a życie tej kompani jest na szali.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Master stanął obok grupki, pomiędzy którą zaczęło robić się gorąco. Był gotów działać, ale podobnie jak śniący wolał zobaczyć najpierw co z całej sytuacji wyniknie. A przedstawiało się to co najmniej intrygująco. Joshua stał już bardzo blisko, twarzą w twarz z kupcem. Tonując emocje (było po nim widać, że ma chęć się wyżyć), mówił do niego coraz głośniej:
- Szanowny Ottonie. Jak Pan widzi sytuacja jest tragiczna. Tu nie chodzi o jakieś frazesy podatkowe, tajemnice kupieckie, czy inne tego typu przyziemne rzeczy. Tu chodzi o nasze życie Ottonie! Nasze ż y c i e.
Obok pojawił się żerca. Założył ręce na siebie, szelmowski uśmieszek wpełzł na jego poznaczoną bliznami facjatę.
- Co jest, proszę pana? Nie możemy sprawdzić czy nic z pańskich rzeczy się nie przyda? Nie chce pan dotrzeć na miejsce w terminie, albo w najgorszym wypadku - w ogóle?
Otton zaczął teraz panikować. Biegał wzrokiem po dwójce. Joshua widząc, że facet sobie nie radzi, nie przestawał perorować. Zasypanie człowieka argumentami zdawało się być w tym momencie dobrym pomysłem.
- Nawet jeśli przewozisz tam ebonickich śpiochów to i tak nie jest wystarczające usprawiedliwienie do podejmowania irracjonalnych decyzji! Nie wiem czym jest ten transport, ale on nigdzie nie dojedzie jeśli wszyscy poginiemy w lesie jak ten Soldat i inni nieszczęśnicy przed nim! [Test Negocjacji +1 za poplecznictwo Jarvana]
- N-nie. Ja nigdy bym z tymi kundlami się nie kumał. Panowie! Przecież jesteśmy kompanią. A ja mam tam drogie rzeczy. Nie mogę tak sobie ich wykorzystywać. T-to na handel jest!
Aczkolwiek mina Von Devereux'a zaczęła rzednąć. Powoli docierała do niego powaga sytuacji i fakt, że nie wymusi wszystkiego jedynie krzycząc na drużynę. Opuścił zrezygnowany ręce.
- Dobrze. Ale miejcie na względzie to, jak wiele poświęcam - nawet kiedy dał za wygraną, przypomniał o swoim tupecie - Pomóżcie mi z tą plandeką - skinął, aby zdjąć brezent z wozu.
Po zerwaniu kilku linek i zdjęciu płóciennego materiału o sporej powierzchni, oczom wszystkich ukazała się mała skarbnica. I to nie tylko pod postacią worków z denarami kupca. Były tu lecznicze maści, skóry, kosmetyki, drogie przyprawy oraz zioła. W skrzyniach stało wino wlane do drewnianych antałów. Bardziej z boku, pod ochronną siatką leżały gotowe na sprzedaż ubrania: zdobione cekinami szaty, buty z długim noskiem, wielkie czapy oraz kapelusze z szerokim rondem. Dalej, w grubych rulonach znajdowały się zwinięte, drogie materiały: len, bawełna, zamsz. Jednak było tu coś, co nie pasowało do kompletu produktów z pewnością przeznaczonych na sprzedaż. Mianowicie, leżące luzem narzędzia służące do kopania w ziemi: różnej maści szpadle, łopaty, kilofy czy dłuta. Było tu parę bardzo wytrzymałych i drogich wierteł produkowanych przez technoklany, które potrafiły bez problemu przebić się przez marmur czy granit. Otton wyraźnie zmieszany sięgnął ku buteleczkom z jakimś olejkiem. Natychmiast kazał z powrotem przykryć swój dobytek i ręką ucinał wszystkie pytania.
- Sami mówiliście, że nie mamy czasu! - wytłumaczył się.
Z juków przewieszonych na jednym z rumaków wyjął jakiś gałgan i począł go rozdzielać między drużynę. Plan był prosty: zalać olejkiem szmatkę i przewiesić przez twarz na podobieństwo tego jak część bandytów nosiła bandany. Zapach okazał się tak mocny, że mdlił, jednak skutecznie niwelował wszelkie inne wonie z otoczenia. Tak przygotowana grupa, kierowała się z powrotem na pole Duszołapa. Kupiec jeszcze coś mamrotał ze złości pod nosem, że ci ,,partacze już nie zobaczą pełnej stawki".

Każdy może wziąć w tym momencie po jednej sztuce Duszołapa (większa ilość, jak sami mogliście się przekonać, stanowi zagrożenie dla zdrowia psychicznego).
inv_misc_herb_whispervine.jpg
Duszołap Samotnik powoduje halucynacje 8 den

Pole okazało się mieć około pół kilometra. Rzadko zdarzało się, aby ta błękitna roślina rozprzestrzeniła się na tak duży obszar. Stąd też nie dziwiła niechybna obecność kultystów, dla których miejsce to było jak całoroczne żniwa. Nie chcąc się z nimi spotkać, wszyscy przyspieszyli kroku, czując narastającą ulgę, że zostawiają za sobą to okropne miejsce. Szpaler lasu zaczął się przerzedzać. Upiorne drzewa stały obok siebie coraz rzadziej, a po pół godziny wszyscy wyszli na otwartą przestrzeń. Spopielone Lasy zostały w tyle.

Joshua +2 do dowolnych (różnych) atrybutów oraz socjotechnika Ekspert
Jarvan +2 do dowolnych (różnych) atrybutów
Master +1 do dowolnego atrybutu

Okolica była wykarczowana. Najwidoczniej okoliczni mieszkańcy chcieli choć trochę ukrócić ponury gaj. Pozostałością po lesie w tym właśnie miejscu były jedynie czarne pniaki. Ktoś musiał naprawdę nienawidzić tego wypaczenia przyrody, bowiem gdzieniegdzie drzewa usunięto wraz z korzeniami. Na ich miejscu pozostały głębokie jary.
Długim szlakiem rozpościerała się pylista droga prowadząca do podgórza. Potężny gigant skalny w odległości kilkunastu mil znaczył obecność Gór Obręczy. Na wschód stąd było widać Wyżynę Wichrów, a właściwie burze piaskowe, pospolite dla tego miejsca. Celem jednak była wycieczka na południe, do gór właśnie. Naiwnym byłby ten, kto sądził, że opuszczając Spopielone Lasy, będzie już bezpieczny. Miejsce przed drużyną miało własne, ponure legendy, których prawdziwość piątka być może miała sprawdzić w niedalekiej przyszłości. Na razie panował spokój: ot, ciemność i świszczący wiatr z wyżyny.
- Powinniśmy porozmawiać. Teraz możemy zrobić to na normalnych warunkach - zapowiedział śniący - Nie będę owijał w bawełnę. Człowiek dla którego pracujemy, coś przed nami ukrywa. Rzecz, która by się nam zdecydowanie nie spodobała.
- To kłamstwo! - zarzekł się Otton - Za to ty już od jakiegoś czasu siejesz ferment w tej drużynie!
- Wiem o tobie już całkiem wiele - odrzekł dziwnym tonem okultysta i zaczął tłumaczyć reszcie - Ten człowiek czegoś się boi. Jednak kiedy zbliżamy się w kierunku południa czuje podniecenie, które skutecznie zagłusza strach. Dla niego jesteśmy tylko narzędziami, niewiele ważniejszymi od tego asortymentu na wozie. Nie pytajcie mnie skąd, po prostu wiem.
- Ty zapluty kłamco! - handlarz rzucił się z pięściami w kierunku rytualisty.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Rzecznik zakrył dłonią twarz widząc ambaras związany z szarpaniną Śniącego i kupca. W sumie nie interesowało go to bardzo. Niech się pobiją, może im przejdzie. Zresztą on nie był na tyle postawny żeby rozdzielać walczących. Conajwyżej mógł, któregoś zapoznać ze stalą swojego rapiera, ale to nie było konieczne (chyba). Zamiast tego oparł się o wóz i spojrzał na las za nimi. Gdzieś tam na horyzoncie majaczył jeszcze ten chory i plugawy ekosystem. Po przeciwległej stronie ujrzał Góry Obręczy. Kiedy tam ostatnio był? Chyba ze cztery lata temu. Ta afera ze skorumpowanym inkwizytorem... Ah to były czasy, czasy do których nawet nieoficjalnie nie mógł sie przyznać. Oparł się już całkiem o wóz. Spojrzał na rękawiczkę z wyszytą nań sikorką. Obudziła się w nim lekka nostalgia. Jakiś dreszcz i poczucie pustki przeszyło jego ciało. Lubił podróżować i nie był typem domatora, ale nigdy nie ukrywał, że cenił sobie swój dom. Dornwall było "jakie było", nie ma się co oszukiwać, Hanza też nie zawsze świeciła przykładem, ale jeśli ktoś szuka ideałów to chyba trzeba wybrać się do jakiegoś lepszego świata niż ten który ich otaczał. Joshua wspomniał Elenę. Miał nadzieję, że kurier w następnym klanie będzie na tyle szybki, że wiadomość zwrotna zdąży go dogonić nim... Złapał się na nieprzyjemnych myślach.
-Co Ty kombinujesz Ottonie? - pomyślał spoglądając na czerwoną twarz kupca - W co grasz?
Teraz właśnie podjął kolejną decyzję. Gdy tylko znajdą się w klanie z kurierami wyśle też wiadomość do Lorda Sedrika, przełożonego tajnej agentury wewnątrz Inkwizycji. To on był jego bezpośrednim przełożonym w czasach, o których nie wiele mógł opowiadać... przynajmnie nie całkiem otwarcie...
-Nie skreślam Cię Lucjuszu. Wcalę nie jestem przekonany, że wpakowałeś mnie w to specjalnie, ale... ale jeśli jest w tym coś więcej, coś co może mieć wpływ na Rubież, na Unię... to Lord Sedrik będzie mi bardziej przydatny... Poza tym jeśli jest jakaś wątła szansa na to, że wpuściłeś mnie w ten ambaras podstępem... No cóż są grubsze ryby od Ciebie... I jeszcze Armand, tak braciszek pewnie też coś pomoże... Ahh... będę miał pisania... - odwrócił się by zobaczyć co robią Śniący i Otton. Jeśli dalej walczyli Joshua krzyknął:
-Spokój! - kopnął w cztery litery jednego z nich - Nie zachowujcie się jak bachory. Teraz szczerze. Kto kim jest i co Was tu sprowadza? - wymownie spojrzał na Śniącego i Ottona - Nie kupuję tego, że to wszystko jakiś przypadek. Czas na szczerość. Spojrzał na obydwu mężczyzn. Wyjątkowo wnikliwie na Ottona. W końcu bez ostrzeżenia złapał kupca za ramię i odciągnął na bok:
-Ottonie... Nie jam Ci wrogiem. Wiesz, że jestem tu tylko po to żeby odbębnić biurokratyczny detal i nie chcę ginąć na tej plugawej glebie dla nie swoich celów. Bądź z nami szczery to Ci pomogę - spojrzał mu prosto w oczy+1 Negocjacje+1 Walka bronią+Duszołap
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Snajper spojrzał, ze smutkiem na las, który właśnie opuścili. Przypominał mu on odległą przeszłość, w której stracił cząstkę siebie. Jednak nie zagłębił się w smutne myśli. Jego wspomnienia znów wróciły na swoje miejsce za kurtyną, tak by nikt nie miał do nich wstępu. W tej chwili bardziej interesowało go co dzieje się w okół niego. Plan wydawał się prosty, by dotrzeć z punktu A do punktu B. Jednak jak to zwykle bywało coś się pogmatwało i znów wynikła sprzeczka. Tym razem, jednak Master zamierzał się wmieszać, w końcu stawką było, nie było jego marne życie, z którym jednak nie chciał się rozstawać. W końcu jednak na tym świecie ma jeszcze parę małych rzeczy do zrobienia. Dlatego też gdy kłótnia nabrała rozpędu, Snajper stanął za śniącym i kupcem, w taki sposób by miał czystą linie strzału i na Ottona i na Śniącego, a jednocześnie tak by Śniący był odwrócony do niego plecami i odezwał się:
-Koniec tego dobrego, jeden ruch, któregokolwiek i być może właśnie ta osoba straci możliwość poruszania się po tym świecie. Wiem, że coś tutaj jest nie tak, Śniący wie dużo, ma kontakt z kimś kto daje mu różne informacje i wymaga od niego pewnych rzeczy, a Ty kupcze raczej też nie wybierasz się ze zwykłą misją, inaczej wysłał byś jakiegoś podrzędnego kupczyka, a sam trzymałbyś w swoim wielkim domku, patrząc ze śmiechem co się dzieje na zewnątrz. Tak samo ten tutaj, pan Hanza, nie jest tutaj z byle powodu. Może ktoś go wysłał na śmierć, bo coś mi się wydaje, że nim dotrzemy do celu parę osób podzieli los naszego towarzysza. - tutaj zaśmiał się ponuro - Więc zacznijmy współpracować i powiedzmy sobie parę rzeczy inaczej, krew się poleje za niedługo, ponieważ rozdział drużyny zaczyna być co raz bardziej widoczny. Może niech kupiec ustosunkuje się do słów, Śniącego i Hanzyty? W końcu było nie było zadali bardzo dobre pytania, a pan Śniacy ustosunkuje się do swojego źródła informacji i celu w jakim podąża razem z nami?
Master wykonał pierwszy ruch, teraz czekał na posunięcie Ottona lub Wiedzącego, wiedział, że w ciągi chwil może leżeć na ziemi jeśli Śniący jest potężny, jednak miał nadzieję, że ten rozważy dobrze czy jego myśl, jest szybsza niż strzałą wypuszczona z odległości paru metrów. W oczekiwaniu na ruch któregokolwiek, starał się czujnie obserwować okolicę, a jednocześnie zaczął tworzyć wokół siebie mur mentalny, miał nadzieję, że powstrzyma on choć na chwile atak, jeśli takowy nastąpi. Miał jedynie nadzieję, że Joshua raczej, nie będzie oponował nad takim postawieniem sprawy i nie stanie po stronie, któregokolwiek tych dwóch, w końcu i on chciał co nie co wyciągnąć od Kupca. Soldata nie był pewny, dlatego starał się i go obserwować kątem oka.

+1 czujność

+Duszołap
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
27
Miasto
Tarnobrzeg
Żerca poczuł niemałą ulgę mogąc wyrzucić chusteczkę z śmierdzącym olejkiem. Lepiej mu się zrobiło gdy zaciągnął się "świeżym" powietrzem po wyjściu z lasów.
Błogością nie dano mu się cieszyć długo. Znowu wynikł konflikt.
Z niezwykłą prędkością znalazł się między śniącym a kupcem. Zablokował marny cios kupca, łapiąc jego pięść. Drugą ręką zasłaniał drogę do śniącego. Głowę miał opuszczoną.
- Nie. - Wymamrotał pod nosem. Dla kupca było to jednak aż za bardzo donośne, gdy poczuł przechodzący ból od pięści, którą Jarvan mocno uścisnął. Potem po prostu puścił, stanął prosto.
- Już? Nie przechodźmy do rękoczynów. U was dwojga łatwo zauważyć złą postawę. Po pierwsze, okultysto - Rzekł, zwracając się do śniącego. - Co nas to obchodzi jaki interes ma pan Otton w dotarciu tam? Naszym zadaniem jest go tam doprowadzić. Sam się u niego nająłeś, jak mniemam po pieniądze. No, chyba że ktoś wynajął Ciebie tylko po to, abyś szpiegował naszego zleceniodawcę. Ale to tylko luźne domysły. - Dał do zrozumienia śniącemu, aby nie wychylał się ze swoimi podejrzeniami. "Wiem o tobie już całkiem wiele"? To zabrzmiało niepokojąco. Zdał sobie wtedy sprawę, że obecność śniącego wcale nie musi być przypadkowa.
- Co do ciebie... - Zwrócił się do Ottona. - Trochę zalatuje hipokryzją mówiąc, że śniący podburza naszą wyprawę, skoro sam wcześniej proponowałeś wykluczenie śniącego z grupy. Po prostu dojdźmy do końca, zapłać nam, a nasze drogi się rozejdą. Niepotrzebne nam dalsze kłótnie.
Miał chęć zakończyć tą podróż jak najszybciej. Byleby pozbyć się już widoku lalusiowatego kupca.
+1 duszołap
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Śniący oraz kupiec zwarli się razem i wylądowali na ziemi, okładając wzajemnie pięściami. Rytualista był początkowo w bójce bardziej powściągliwy, ale po kilku ciosach, zaczął oddawać Ottonowi z równą siłą.
Joshua jakiś czas ignorował zajście. Właściwie robił to ostentacyjnie, bowiem odwrócił się od walki, pogrążając w swoich myślach. Przebieg ostatnich zdarzeń zmusił go do umieszczenia kolejnej persony w swoich planach: Sedrika, inkwizytora z Zakonu Imienia Fiodora (jednego z legendarnych pogromców Vash-Anem). Nie wiedział czy nadal będzie mu przychylny, po wszakże wielu latach. Jednak tylko jego znał swego czasu tak dobrze.
- Spokój! Nie zachowujcie się jak bachory - rozdzielił dwójkę nogą - Teraz szczerze. Kto kim jest i co Was tu sprowadza? Czas na szczerość.
Nikt jednak nie zareagował. Dwójka tylko dyszała ciężko, wpatrując się w siebie nienawistnie. Znakiem tego Coornelis pociągnął Von Devereux'a bliżej siebie.
- Ottonie... Nie jam Ci wrogiem. Wiesz, że jestem tu tylko po to żeby odbębnić biurokratyczny detal i nie chcę ginąć na tej plugawej glebie dla nie swoich celów. Bądź z nami szczery to Ci pomogę.
Kupiec kręcił nosem, co znaczyło, że już szuka jakiejś wymówki. Joshua już raz przekonał go do swojej racji w newralgicznym momencie. Jednak wiedział, że facet jest dobry, bawet bardzo dobry. W końcu całe życie spędził na prowadzeniu interesów oraz mniejszych i większych machlojkach. Umiejętność wyślizgiwania się z trudnych pytań musiał mieć opanowaną do perfekcji.
- Koniec tego dobrego - odezwał się nagle głos, który zazwyczaj nie brał udziału w dyskusji.
Wszyscy odwrócili się w kierunku jego źródła. To Master, mierząc w obydwu awanturników, przejął teraz pałeczkę w dyspucie.
- Jeden ruch, któregokolwiek i być może właśnie ta osoba straci możliwość poruszania się po tym świecie.
Zabrzmiało to na tyle groźnie, Otton i okultysta nie drgnęli na cal. Wymierzona w kierunku głowy strzała działała bardzo wymownie w każdych okolicznościach.
- Wiem, że coś tutaj jest nie tak, Śniący wie dużo, ma kontakt z kimś kto daje mu różne informacje i wymaga od niego pewnych rzeczy, a Ty kupcze raczej też nie wybierasz się ze zwykłą misją, inaczej wysłał byś jakiegoś podrzędnego kupczyka, a sam trzymałbyś w swoim wielkim domku, patrząc ze śmiechem co się dzieje na zewnątrz.
Śniący pokręcił głową. To nie tak - zdawał się mówić jego gest. W sukurs handlarzowi wyszedł natomiast Jarvan, który również nie uznał za stosowne teraz milczeć.
- Co nas to obchodzi jaki interes ma pan Otton w dotarciu tam? Naszym zadaniem jest go tam doprowadzić.
Hanzyta pokiwał głową.
- Ot co. Czy moim celem było trafienie na tamto pole diabelskiego zielska, albo wasze spotkanie z raptorami? Jak na razie NIC złego nie zdarzyło się w związku z tym, co planuję.
Ale snajper nie dał zabić sobie klina. Dalej wykładał swoje racje:
- Tak samo ten tutaj, pan Hanza, nie jest tutaj z byle powodu. Może ktoś go wysłał na śmierć, bo coś mi się wydaje, że nim dotrzemy do celu parę osób podzieli los naszego towarzysza.
Otton spojrzał na Joshuę, wzruszył ramionami.
- Nie mi to wiedzieć. Ten człowiek sam chciał ze mną jechać, może to potwierdzić.
- Zacznijmy współpracować - znów podjął Master - Powiedzmy sobie parę rzeczy inaczej, krew się poleje za niedługo, ponieważ rozdział drużyny zaczyna być co raz bardziej widoczny. Może niech kupiec ustosunkuje się do słów, Śniącego i Hanzyty? W końcu było nie było zadali bardzo dobre pytania, a pan Śniacy ustosunkuje się do swojego źródła informacji i celu w jakim podąża razem z nami?
Żerca skinął głową. Jego plany pokrywały się z tym, co powiedziano. Dorzucił swoje trzy grosze w kierunku śniącego:
- Sam się u niego nająłeś, jak mniemam po pieniądze. No, chyba że ktoś wynajął Ciebie tylko po to, abyś szpiegował naszego zleceniodawcę. Ale to tylko luźne domysły.
Usłyszał prychnięcie spod maski. Jarvan spojrzał na Ottona.
- Co do ciebie... Trochę zalatuje hipokryzją mówiąc, że śniący podburza naszą wyprawę, skoro sam wcześniej proponowałeś wykluczenie śniącego z grupy. Po prostu dojdźmy do końca, zapłać nam, a nasze drogi się rozejdą. Niepotrzebne nam dalsze kłótnie.
Dyskusja trwała dostatecznie długo, aby ostudzić emocje. Śniący i Von Devereux odsunęli się od siebie. Pierwszy odezwał się okultysta.
- Cóż, skoro tak stawiacie sprawy... niech będzie - po czym zdjął maskę i odsunął kaptur szaty do tyłu.
Oczom drużyny ukazała się blada twarz należąca do mężczyzny w średnim wieku. Miał dość przystojną, podłużną facjatę, jednak jeden szczegół był niepokojący. Oczy śniącego jarzyły się nienaturalnym, szmaragdowym kolorem. Był to efekt, jaki występował u osób o bardzo silnych predyspozycjach magicznych.
- Zwą mnie Xaven i jak wiecie praktykuję magię zwaną śnieniem. Nie mogę powiedzieć wam wszystkiego, gdyż pewnych rzeczy, związanych z moją profesją, nie da się zamknąć w ludzkim słowniku. Myślę, że dotychczas nie dałem znać, abym miał złe intencje. Powiedziałem wam przecież jak poradzić sobie z Duszołapem. Z nikim się też nie kontaktuję. Być może Mastera zmyliła moja mantra, którą przeprowadzałem na osobności. Wiem, że próbował mnie wtedy podsłuchiwać. Cóż, jak powiedziałem, nie wszystko da się wytłumaczyć osobom nieobeznanym w magii. Zaś moim celem jest zwyczajne dorobienie sobie kilku denarów w tych trudnych czasach, czyli nic więcej niż planujecie wy.
Otton słuchał tego z irytacją i niedowierzaniem. Kiedy śniący Xaven skończył, zabrał głos Devereux:
- Myślę, że dobrze określił to Javran. Pracujecie dla mnie i nie musicie wiedzieć co będę robił w posiadłości, kupionej za swoje pieniądze. Z resztą, ten tutaj rzecznik - wskazał na Joshuę - jest tu, aby dopełnić ostatnich, urzędowych czynności, tak aby aparat Dornwall uznał moją inwestycję za stuprocentowo czystą. Myślę, że mam natomiast prawo zdenerwować się, gdy moi właśni pracownicy celują do mnie z łuku lub próbują pobić. Ale jesteśmy w trakcie niełatwej przeprawy, więc tym razem zapomnę o tym hmmm, akcie buntu. Każdemu mogą puścić nerwy.
Kilka osób otworzyło usta. Kolejne pytania już wisiały w powietrzu, tym bardziej, że kupiec ostatecznie nie zdradził zbyt wiele. Otton na chwilę uciął wszystkie wątpliwości jednym stwierdzeniem.
- Teraz już naprawdę zmierzcha.
Rzeczywiście. Stojąc tu jakiś czas, gdzieś umknęło, że nie minie wiele czasu, a pozostanie tkwić w zupełnych ciemnościach na otwartym terenie. Siłą rzeczy musieli przerwać rozmowy i poszukać schronienia. Uprzednio sprawdzając czy nie ubyło nic z ekwipunku, wszyscy ruszyli dalej. W różnych nastrojach i nadal z wieloma zagwozdkami, które musiały poczekać. Atmosfera mimo wszystko nieco zelżała. Xaven i Otton zachowywali grobową ciszę, więc jak na zeszłe zdarzenia, nie było wcale źle.

lIhIQ.jpg

Dobrym lokum na noc okazały się być ruiny małego miasta, nieopodal lasu. Były to obiekty starożytnych, a właściwie coś, co nazywało się wtedy przedmieściem. Rzędami rozmieszczone były tu kwadratowe, niewielkie budynki, tworzące pasaże. Część z nich służyła do mieszkania, inne miały przeznaczenie użytkowe. Uwagę dodatkowo zwracały wraki zagadkowych pojazdów, porzuconych na drodze. Miały one cztery koła i niewielką kabinę. Jak działały, tego nie wiedział w dzisiejszych czasach już nikt. Wspólnie uznano, że nocleg zostanie spędzony w uliczce, wokół wozu. Oczywiście, z regularnymi czujkami, zmieniającymi się co godzinę. Najpierw jednak należało sprawdzić choć część okolicy. Każdy z ochroniarzy Ottona miał teraz za zadanie przeszukać pobieżnie przynajmniej jeden obiekt. Szerszy rekonesans były i tak pozbawione sensu przy braku dziennego oświetlenia. Jeśli nie mieli tam odkryć nic alarmującego, można było udać się na spoczynek. Otton oczywiście nie wymuszał niczego na Coornelisie, natomiast sam pozostał na wozie, pykając fajkę i rozglądając się po okolicy.

Budynki są bardzo stare, szyldy na nich już dawno zostały przeżarte zębem czasu. Można nich oczytać ledwie parę liter.
WARZ_W_ I __OC_ - nie jest to nawet budynek, a większa buda z blachy falistej. Ze środka wydobywa się obrzydliwy zapach pleśni.
__L_P __Ś_I_SKI - ciemne witryny koło wejścia jeżą się setkami fragmentów rozbitej szyby. Na wystawie znajduje się zniszczona, pradawna broń z lufą.
__TE_A - widać, że wnętrze było niegdyś sterylnie czyste. Wykładały je białe, a teraz poszarzałe i spękane kafelki.
K_ŚC_ÓŁ P__ WE_W_N__M Ś_ J_RZ_GO - za czasów świetności była to zapewne świątynia. Posiada symbola krzyża na szczycie.
K_N_ J_WI_Z - większe zabudowanie z siecią barierek przed wejściem. Na froncie wiszą wyblakłe plakaty. Nad samym wejściem wymalowano symbol planety.
_L_B _O_NY _A_REK - pomalowany na wiele barw przybytek. Nieopodal leży kilka pustych butelek, pozostawionych tutaj przez ostatnich klientów.
Domy mieszkalne - bezpośrednim zawaleniem nie grożą trzy z nich. Wszystkie są podobne do siebie: drewniane, mają werandę i dwa piętra.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
<p>Joshua uznał, że taki wynik sprawy był na razie "wystarczający". Sam nie wiedział jak to lepiej nazwać, więc użył słowa najbardziej neutralnego jakie mógł znaleźć. Same ruiny zrobiły na nim dziwnie przygnębiające wrażenie. Nie lubił tych śladów starożytnych, które przypominały tylko, że świat w których żyją teraz ludzie jest cieniem jakiegoś starego, nieznanego i utraconego miejsca.
Otrząsnął się z tych myśli i skoncentrował na teraźniejszości. Z początku miał zamiar pomaglować kupca. Chciał wykorzystać moment na rozmowę sam na sam. Czuł, że wtedy na drodze Otton miał zbyt dużo wsparcia w ogólnych zamieszaniu. Ten niepotrzebny dramatyzm wywołany przez snajpera był Ottonowi na rękę... ironicznie... Teraz Joshua miał szansę na konkretną rozmowę z kupcem, ale z niej zrezygnował.
-Może nie czas. Niech poczuje się bezpieczniej, niech odpocznie od oskarżeń. Kiedy poczuje, że nie musi iść w zaparte wrócimy do rozmowy - pomyślał spoglądając na handlarza
-Panie Śniący! - podszedł do Rytualisty i wziął go pod rękę - Widziałem tu nieopodal miejsce, które wygląda na starą aptekę. Może Pan będzie zainteresowany jakimiś specyfikami!? Ekhm... Nie o to mi chodziło - zaśmiał się
Kiedy już wraz z tajemniczym mężczyzną oddalił się od Ottona dostatecznie daleko rozpoczął rozmowę, która trwała aż do budynku starożytnej apteki:
-Nie ukrywam, że najwidoczniej jest Pan chyba jedyną osobą, która widzi, że Otton coś kombinuje. Będę szczery. Jako urzędnik Dornwall i Unita nie mogę być obojętny na tego typu podejrzenia. Jeśli Von Deveraux coś ukrywa to chcę to wiedzieć - spojrzał na maskę śniącego, cholerstwo szalenie utrudniało rozmowę - Dlatego spytam wprost. O co Pan podejrzewa kupca?
Akurat podeszli pod drzwi apteki. Joshua popchnął spróchniałe truchno, które strzegło wejścia do przybytku.
-Chyba nikogo nie ma w środku - rzekł zaglądając wgłąb pomieszczenia - Ma Pan może ogień?
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Master uśmiechnął się w duchu. Jednak jego wybuch na coś się przydał, nie dość, że raczej będą go uważali za impulsywnego to dowiedział się paru rzeczy o współtowarzyszach. Gdy ruszyli dyskretnie przyglądnął się wszystkim. Niczego dokładnego nie dało się wyczytać, z twarzy, jednak ruchy także mogą o czymś świadczyć. Gdy dotarli do miejsca, gdzie wyrastały ściany różnych budowli, popatrzył na nie z lekkim smutkiem. Zawsze lubił te prastare ruiny, cywilizacja dawniej musiała stać na bardzo wysokim poziomie, jednak coś ich popchnęło ku przepaści, zawsze ciekawiło czym dokładnie zajmowali się ludzie, którzy popchnęli ich do skraju piekła lub nawet dalej. A pradawna broń była czymś w rodzaju jego pasji. Dlatego gdy miał wybrać jeden z budynków to wybrał ten z przekrzywioną blachą i szczątkami broni.
Jak tylko zbliżył się do celu, jego wzrok spoczął na fasadzie budynku. Nie miał zamiaru zostać zaskoczony przez żadne stworzenie, dlatego też łuk znalazł się w jego dłoni momentalnie. Powolnym krokiem zbliżył się do dawnej witryny. Jego wzrok starał się przebić przez półmrok, jaki powstał wraz ze znikającym słońcem za horyzontem. Gdy wzrok nie był w stanie rozproszyć ciemności, przymknął delikatnie oczy i skupił się na odgłosach świata znajdującego się w okół, słyszał lekkie skrzypienie jakiś drzwiczek, gdy te uchylały i zamykały się przy każdym podmuchu wiatru. Jego zmysły wyłapywały lekkie chrzęszczenie stóp towarzyszy. Po chwili wszedł do budynku, jego wzrok spoczął na czymś co dawniej było blatem. Wydawało się, że w pomieszczeniu nie ma nikogo, ani niczego.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Nim Xaven zdecydował się gdzie iść, obok niego pojawił się Joshua.
- Panie Śniący! Widziałem tu nieopodal miejsce, które wygląda na starą aptekę. Może Pan będzie zainteresowany jakimiś specyfikami!?
- Bez różnicy. Dla mnie to miejsce jak każde inne na tym cmentarzysku.
Tak naprawde Coornelisowi wcale nie zależało na szabrowaniu apteki, a przede wszystkim na rozmowie z rytualistą. Szli obydwaj przez niewielki plac z symbolem litery P na znaku tuż obok. Asfalt w wielu miejscach zapadł się, a we wgłębieniach zalegały pożółkłe kości. Joshua założył ręce za siebie. Widząc, że oddalili się dość, zaczął rozmowę.
- Nie ukrywam, że najwidoczniej jest Pan chyba jedyną osobą, która widzi, że Otton coś kombinuje. Będę szczery. Jako urzędnik Dornwall i Unita nie mogę być obojętny na tego typu podejrzenia. Jeśli Von Deveraux coś ukrywa to chcę to wiedzieć. Dlatego spytam wprost. O co Pan podejrzewa kupca?
Śniący zwolnił. Zaczął się nad czymś zastanawiać. Nim odpowiedział, hanzyta poczuł ucisk w skroniach. Było to tak, jakby ktoś włożył jego głowę w imadło i co chwila je zacieśniał i rozluźniał [Test Dominowania Ducha]. Głowa mu pulsowała, ale nie dało się tego nazwać fizycznym bólem. Bardziej ucieczką myśli i towarzyszącym jej bodźcem spazmu. Po niespełna kilku sekundach wszystko ustało. Xaven skinął głową sam do siebie, jakby dopiero teraz coś zrozumiał.
<wiadomość na pw>
Znaleźli się teraz ze śniącym tuż przed wejściem.
- Chyba nikogo nie ma w środku. Ma Pan może ogień?
Xaven wyjął spod szaty niewielki ogarek. Nie dawał wiele światła, ale zawsze było to coś. Otoczona jego blaskiem dwójka weszła do środka. Pomieszczenie było pełne pajęczyn oblekających przewrócone regały i długą ladę, ciągnącą się przez całą szerokość obiektu. Na półkach leżały puste opakowania po lekach. Towarzysz Coornelisa wziął kilka z nich, ale nie zdołał nic odczytać. Odrzucił kartoniki na podłogę i zaczął przechadzać się po wnętrzu.
- To był początek końca. Ludzie przychodzili tu masowo kupować opatrunki i maści na oparzenia. Chodziło o gaj. Miał w nim miejsce potężny pożar - stanął przy rozbitym oknie, wpatrując się na Spopielony Las, który niedawno opuścili.
Joshua podniósł pytająco brwi. Mógł się już pewnych rzeczy domyślać o Xavenie, ale trudno było z nimi przejść do porządku dziennego. Jemu zaś pozostało przeszukać profilaktycznie przestrzeń pod ladą, gdzie w stertach zalegały pudła. Miał nadzieję, że szabrownicy pominęli choć część z ich zawartości. I kiedy już tracił nadzieję na sensowny łup, głęboko pod kontuarem natknął się na dwie szpule bandaży spiętych metalową klamerką.

BW2jQcx.jpg
BW2jQcx.jpg
Bandaż +1 zdrowia 5 den

Master wybrał zagadkowy sklep, który zaintrygował go ze względu na pozostałości broni. W okolicy było spokojnie, ale podobne pozory już nieraz go zdradziły. Dlatego pozostał czujny, już uprzednio wyciągając swój łuk. Prosta, drewniana konstrukcja dodawała mu otuchy. Gdzieś w oddali słychać było kroki kompanii - na razie nic nie wskazywało na obecność zagrożenia.
Wejście było zawalone. Snajper przeskoczył na witrynę sklepową i kopnął butem leżący przedmiot z lufą. Kompletnie skorodował, nie było sensu się nim zajmować. Technoklanyta zszedł z podestu do środka sklepu. Jego oczom ukazały się stojaki, na których trzymano towar. Kiedyś broń umieszczano także na hakach wystających ze ścian. Obecnie jednak nie było tam nic. Tak naprawdę pozostały tu głównie połamane strzały, łuski po nabojach czy strzępy maskujących kurt. Jednakże oko Mastera wychwyciło coś jeszcze. W rogu pomieszczenia leżały fragmenty broni. Był to łuk. Zdecydowanie odbiegał wyglądem od tych, używanych powszechnie na Rubieży. Miał smuklejszy kształt i wykonany został z nieznanego Masterowi materiału. Odpowiednio zmyślny rzemieślnik mógłby doprowadzić go do stanu używalności. Z drugiej strony on sam potrafił sklecić to i owo.

DUYuYaf.jpg
Złom (łuk) udany test Rzemiosła naprawia przedmiot, nieudany niszczy go 18 den

W tym czasie Jarvan przeszukał jeden z domów mieszkalnych. Wrócił jednak z niczym. Po zwiadzie wszystko wskazywało na to, że ruiny są jako tako bezpieczne. Otton zarządził zatem odpoczynek. Jak wcześniej ustalono, każdy z trójki ochroniarzy zmieniał straż co godzinę. Noc była dość chłodna, ale ostateczne spokojna. Jedynie od strony lasów dochodziły czasem upiorne wycia.
Nastał ranek. Światło z trudem przebijało się przez żelazne chmury, jednak nie dodając okolicy ani trochę uroku. Był jeszcze wczesny świt, jak śniący stał właśnie na warcie. Wtedy też wszystkich po kolei obudziło szarpanie i ciche:
- Wstawać. Mamy towarzystwo.
Nie było problemu aby zrzucić z siebie resztki snu. Potencjalne zagrożenie szybko otrzeźwiło i postawiło do pionu. Xaven wyszedł kawałek z uliczki i wskazał ulicę przed sobą.
- Patrzcie.
Na chwilę zamarli, mimowolnie wstrzymując oddechy. Coś przebiegło szybko w kierunku dużego budynku, przewracając kosz na odpadki. Kubeł potoczył się po ulicy robiąc głośny raban i zagłuszając dalsze kroki zagadkowej istoty.
- Tam - wskazał w innym kierunku śniący.
Odwrócili głowy. Za późno. Zdążyli tylko zauważyć kontur kolejnej sylwetki, która zniknęła za rogiem ruiny po prawej stronie.

vctNFmR.png


Budynki wokół są bardzo zniszczone. Można do nich wejść, ale w każdym momencie grożą zawaleniem.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
27
Miasto
Tarnobrzeg
Jarvan resztę wcześniejszego dnia milczał. Włóczył się chwilę po przedmieściu, szukając sam nie wiedział czego. Wspominał. Był kiedyś w podobnym miejscu, jednak nie tak opuszczonym jak to. Dzikoklanyci. Nie lubili osiedlać się w takich miejscach, ale widocznie tak jak i żerca razem z mentorką, szukali schronienia przed nocą. Było ich kilku, mężczyzna sam pokonał około czterech, jego mentorka, zgrabnie siepiąc rapierem, położyła tych trochę więcej. Dlatego też Jarvan nie czuł się w tym miejscu zbytnio bezpiecznie. I jego obawy okazały się słuszne.
Wargi wykrzywiły mu się niesmacznie. Sytuacja w której to wróg cię otacza nie była wcale przyjemna.
- Słuchajcie. - Szepnął cicho. - Pójdę sam. Tam, na prawo. Zajmę tego drugiego, w tym czasie sprawdźcie co się dzieje naprzeciwko.
Wcale nie chciał zgrywać bohatera. Jednak ufał swoim umiejętnościom. Mimo ogromnej postury, potrafił poruszać się bardzo szybko i zgrabnie. Nie bał się więc wcale, że budynek zawali się nad nim.
Szukał wejścia oknem do budynku na prawo, aby przebiegnąć nań i wyskoczyć drugim, wprost w uliczkę obok i tam zmierzyć się z potencjalnym przeciwnikiem. Chciał po prostu ubezpieczyć tyły, w czasie gdy reszta drużyny może potrzebować osłony za wrakami.
Przygotował miecz, który cicho zaświszczał.
- Do zobaczenia za chwilę. - Rzucił na odchodne do reszty drużyny. Nie chciał aby ktoś go teraz zatrzymywał.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Ale po co... - Coornelis spytał jakby sam siebie bo żerca i tak zniknął już w mrokach sąsiedniego budynku
Odwracając się w stronę uliczki, a później pozostałych członków drużyny rzekł:
-Teraz jest problem bo jeden z naszych kompanów już bohatersko zagłębił się w mrok - ironizował lekko - Ja bym sugerował raczej żeby iść w kierunku, w którym nie widziano żadnych cieni i po prostu stąd... hm... wycofać się - zaakcentował ostatnie dwa słowa z jakimś przekąsem
Spojrzał po towarzyszach.
-W najlepszym wypadku to dzikoklanyci szukający złomu na handel. W najgorszym... sam nie wiem co i nie chcę się dowiedzieć.
Joshua nie chciał tutaj zostawać bo teraz najbardziej zależało mu na dotarciu do najbliższego klanu. Niestety soldat już zniknął.
-Teraz jednak nie mamy chyba wyboru...
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
Snajper wstał zgrabnie, otrzepał ciuchy z kurzu gdy tylko słońce wzniosło się ponad horyzont. Półmrok napawał dziwnym uczuciem, przypominał mu dzieciństwo. Dzieciństwo pełne sprzecznych uczuć, gdy świat przysłaniały chmury, a promyk nadziei nie chciał ich odgonić. Jednak znó Master odgonił myśli dziwnie przypominające przyszłość. Gdy znikł Soldat, a rzecznik się wypowiedział mruknął tylko:
-Było nie było, czas coś zrobić. Kupiec niech stanie przy wozie i niech się nie wychyla. Rzeczniku jakbyś mógł to uważaj na nasze plecy, kto wie co może nadejść z tyłu. A i pewnie życie Ci miłe. - gdy wyrzucił potok słów, zdjął łuk przykucnął w przy krawędzi budynku tak by fragment odłamanego murku chronił go przed wzrokiem nie powołanym, a jednocześnie mógł obserwować okolicę i w odpowiedniej chwili napiąć cięci by strzałę wypuścić w stronę wroga.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Coś zdecydowanie krążyło po okolicy, choć na razie trudno było powiedzieć z jakim, ewentualnym zagrożeniem należy się liczyć. Choć Joshua miał inne plany, żerca zerwał się ze swojego miejsca i szybkim skokiem zmierzył do okna budynku.
- Słuchajcie - mówił przewieszony przez ramę - Pójdę sam. Tam, na prawo. Zajmę tego drugiego, w tym czasie sprawdźcie co się dzieje naprzeciwko - po tych słowach znikł w ciemnościach.
Wnętrze budynku stanowiło gruzowisko. Podłogę przykrywały spękane płyty, z naniesioną grubą wartwą ceglanego miału. Żelazne nity wystawały ze ścian, jeżąc się wokół żercy. Ten powoli, aby niczego nie naruszyć, przeszedł wgłąb pomieszczenia. Pod nogami poczuł parę ludzkich czaszek. Naciśnięte przez ciężki but, natychmiast uległy z nieprzyjemnym skrzypieniem. Następne okno znajdowało się w pozostałościach pomieszczenia sanitarnego. Wskazywał na to przekrzywiony kran oraz dziwna, metalowa balia. Na środku pokoju ziała czernią głęboka dziura. Żerca powoli ją obszedł i dotarłszy do okiennicy, ostrożnie wychylił głowę na zewnątrz. Uliczka pełna była śmierdzących, rozkładających się odpadków. Muchy, zwabione niemałą ucztą głośno bzyczały, tworząc specyficzny pogłos. Mimo pory brzasku panował tu mrok. O tej porze światło nie mogło się bowiem przebić do tak wąskiego przejścia. Jarvan przerzucił jedną nogę, potem drugą, a następnie zsunął się na chodnik [Trudny Test Czujności (słaba widoczność)].
Smród był trudny do wytrzymania. Bakterie przez lata miały idealną pożywkę ze śmieci, tworząc tu prawdziwy mikrosystem. Na ścianach wojownik zauważył fluorescencyjne grzyby oraz narośla. Głównie skupił się jednak na cieniach zalegających w dalszej części. Jawiły się tam dwa kształty, które to powoli, zbliżały się do niego. Cokolwiek się miało stać, nie pozwolił sobie na błąd bycia zaskoczonym. Poczekał na pierwszy ruch. Bez żadnego ostrzeżenia, dwójka zerwała się i wybiegła przed niego. Mógł ich już rozpoznać. Kobieta oraz młody chłopak. Obydwoje w podartych szatach, noszących hanzyckie emblematy. Niewiasta trzymała w rękach długi, zakrzywiony nóż, drugi oponent zaś nie posiadał żadnej broni, aczkolwiek był równie zdeterminowany do walki. Obydwoje napierali z dziwną siłą, niepasującą do ich aparycji.

W tym samym czasie Master naradzał się z resztą towarzyszy.
- Było nie było, czas coś zrobić. Kupiec niech stanie przy wozie i niech się nie wychyla. Rzeczniku jakbyś mógł to uważaj na nasze plecy, kto wie co może nadejść z tyłu. A i pewnie życie Ci miłe.
Otton nie był zadowolony, że ktoś mu w ogóle rozkazuje. Wiedział jednak, że może być zrobić się gorąco, więc tym razem ograniczył się do narzekania pod nosem. Śniący również nie wychodził przed szereg. Walki kontaktowej nie szło dopisać na listę jego mocnych stron. Ostatecznie więc, snajper wyszedł na prowadzenie i podbiegł do murka przy wyjściu z uliczki. Z tyłu czuwał Joshua, tak na wszelki wypadek.
Mając już jako taką osłonę, technoklanyta rozglądał się po okolicy. Gdzie teraz znajdowali się sprawcy zamieszania? Może w tych starych, pamiętających pierwszą wojnę budynkach? Kanały również trzeba było uwzględnić, z pewnością stanowiły dobrą kryjówkę. Pozostawało czekać i jak się okazuje, cierpliwość została nagrodzona. Po kilku minutach, coś pojawiło się z powrotem w miejscu, gdzie drużyna po raz pierwszy zauważyła istotę. Tym razem sylwetek było więcej. Przebiegły w kierunku wraków (odległość 20 metrów) i tam już zostały, przynajmniej na razie. Wyglądali na ludzi, ale wszystko stało się zbyt szybko, aby określić ich przynależność.
- Żerca... - mruknął Otton - Czuję, że ma kłopoty.
Na potwierdzenie jego słów, od strony, gdzie poszedł Jarvan, doszły głośne okrzyki. Nie wyglądało to dobrze. Ktoś lub ćoś czaiło się teraz za pojazdami, a dodatkowo spowodowało zamieszanie w prawej uliczce.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
27
Miasto
Tarnobrzeg
Żerca poczuł się dziwnie patrząc na dwójkę oponentów. Pochodzili z hanzy, mieli na sobie podarte szaty, wydaje się, że czegoś tu szukają, albo przed czymś uciekają. Jednak - właśnie go atakowali. Nie było czasu na uczuciowość.
Nie chciał ich porozcinać za bardzo. Wiedział, że ma do czynienia z amatorami, aczkolwiek było ich dwoje - Mieli przewagę.
Ustawił się w typowo defensywnej postawie. Puklerz uniesiony wysoko mógł z łatwością zatrzymać sztylet hanzytki. Po prostu - nie mieli szans. Zwłaszcza ta ich szarża.
Jarvan doskonale wiedział jak bić, aby nie zabić. Po prostu wyczekał na moment zamachnięcia sztyletem, parując go, a następnie wybijając. Wspomógł się puklerzem, przywalając mocno hanzytce w nos, a ta wiedziona siłą uderzenia, odleciała do tyłu.
Widział już zwątpienie w oczach młodzieńca, więc dla niego również postanowił być "milszy". Uniknął jego ciosu, obracając się na pięcie, tak aby stać do niego tyłem. Wręcz moment później skierował łokieć wprost na jego brzuch, zmuszając przeciwnika do zgięcia. Miał wtedy idealną okazję aby wbić miecz w jego stopę. Zrobił to. Usłyszał dziki skowyt bólu.Szybko go wyciągnął, kierując w górę, przez co pięść spotkała się z głową. Hanzyta również skończył na ziemi.
Żerca, stojąc nad nimi, triumfalnie wykonał młynek nad nimi. Widział, że pełzają z bólu, próbując tamować krwotoki.
- Odpowiadać szybko. - Zamachnął się w powietrzu. Mówił z poważną miną. Każdy idiota w takiej sytuacji wiedziałby, że nie należy kłamać. No, chyba że życie jest mniej warte od tajemnicy. - Kimże wy i co tutaj robicie?
 

Mayte

AlienumMundi
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
1 291
Punkty reakcji
48
Wiek
31
{i]Mamy małe szanse z całą bandą. Jedynym wyjściem jest wycofać się. Chyba, że masz inny pomysł Rzeczniku?[/i] - technoklanyta odezwał się szeptem do Joshua'y. Nawet jakby bardzo się postarał, nie miał szans ustrzelić choćby połowy. W czasie nim oni dobiegną do miejsca w którym się znajdowali Master pośle najwyżej parę tych istot na drugi świat. A w walce wręcz nie był zbyt obyty i rozumiał, że czekanie może skończyć się śmiercią. -Chyba, że próbujesz zagadać, w końcu jesteś wygadany. - mówiąc to czekał na reakcję Hanzyty, jednocześnie jego ręka automatycznie nałożyła strzałę na cięciwę i ją naciągnęła. Jeśli którykolwiek się zbytnio wychyli, a Master poczuje zagrożenie grot utknie w ciele ofiary.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Joshua stał obrócony plecami do technoklanyty. Rozglądał się uważnie po okolicy, widział też istoty, które przebiegając niewielką odległość skryły się za wozami.
-A nie mówiłem... - odpowiedział szeptem - Dzikoklanyci to nie są, nawet oni nie zachowują się jak zwierzęta. Plugawcy albo jakieś nieznane mi dzikusy.
Coornelis sam nie miał pojęcia co było by teraz dobrym wyjściem z sytuacji. Najlepiej było wsiąść na wóż i wyjechać z ruin kiedy był na to czas z drugiej strony grupka dziwacznych ludzi była jakoś intrygująca.
-Rozmowa z nimi raczej nie ma większego sensu, ale... Osłaniaj mnie - rzecznik wstał powoli, wiatr lekko smagał jego włosy - Nazywam się Joshua Coornelis, jestem rzecznikiem rodu z Dornwall. Prowadzę awangardę pocztu samego Patrona Dornwall, Lucjusza. Wojsko mego klanu kroczy tuż za nami! Przedstawcie się jeśliście Unitami! W przeciwnym wypadku rozmawiać będziecie z naszymi żołnierzami! [test negocjacji]
Hanzyta nie odrywał wzroku od wraków. Miał dziwne przeczucia, coś mu podpowiadało żeby być gotowym na najgorsze.
-Jeśli ruszą na nas to ja stanę pierwszy. Radzę sobie z rapierem - złapał swój oręż za rękojeść - Ty wystrzelaj ilu się da.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Kiedy po mieście Dornwall rozeszły się plotki o wyjeździe kupca Ottona Von Devereux'a, wielu podejrzewało, że stoi za tym coś więcej. Nie bez powodu. Handlarz był człowiekiem o dwojakim pojmowaniu etyki. Hanzyta miał rzekomo kupić posiadłość w Górach Obręczy. Było to co najmniej intrygujące, szczególnie że o południu krążyły dziwne pogłoski. Nieoficjalnie mówiło się, że okolica wybrzeża, gdzie znajduje się Armada, stała się szczególnie niezpieczna. Pasmo gór było zaś o przysłowiowy rzut kamieniem od tego miejsca. Otton zabrał ze sobą kilku ochroniarzy: snajpera Mastera, żercę Jarvana oraz śniącego Xavena. Dołączył do nich także Joshua Coornelis. Rzecznik tłumaczył decyzję administracyjnymi sprawami, związanymi z zakupem. Tak naprawdę jednak miał w imieniu swojego patera familias szpiegować Ottona. Grupa przedarła się już przez mroczne knieje Spopielonego Lasu i zatrzymała w okolicznych, starożytnych ruinach. Nie każdy jednak wie, że w tej historii miała uczestniczyć jeszcze jedna osoba.
W hanzie obowiązywał zakaz wynajmowania wiedźmiarzy. Tam, gdzie sięgało prawo hanzyckie, każdy przedstawiciel tej profesji był pod kontrolą rozmaitych kolegiów magicznych. Sytuacja ta wynikała z faktu, iż ludzie zwyczajnie obawiali się nieprzewidywalnej mocy tych okultystów. Jednak Otton nie był człowiekiem, który uznawał, że obowiązują go jakieś paragrafy. Wynajął do ochrony również i wiedźmiarza Semena. Ceną było dwieście denarów. Siłą rzeczy nie mogli umówić się bezpośrednio w mieście, więc listownie ustalono, że spotkają się we wspomnianych ruinach. Reszcie towarzyszy o tej sytuacji zwyczajnie nie mówił. Człowieka nachodzą różne myśli kiedy słyszy o wiedźmiarstwie.

Semen obudził się ze snu, słysząc kroki za oknem. Zmrużył oczy w świetle poranka, które padało smugą przez wyrwę po oknie. Powoli powstał z kawałka tektury, które tej nocy robiło za jego posłanie. Ostrożnie wychylił się ze swojej kryjówki na pierwszym piętrze. Kiedy spał, jakaś grupa osób usadowiła się w głębi uliczki z przeciwnej strony ulicy. Obecność wozu coś mu zasugerowała. Wiedźmiarz zmrużył oczy, starał się rozpoznać z kim ma do czynienia. Jedna sylwetka wydała mu się znajoma. Tak jak przypuszczał. To był Otton, zgodnie z planem zjawił się w umówionym miejscu. Gorzej jednak prezentowały się okoliczności przyszłego spotkania. Do wozu zakradały się jakieś ludzkie sylwetki, wykorzystując porzucone wraki jako osłonę. Semen widział tylko ich plecy. Zastanawiając się, co ma teraz zrobić, był świadkiem następującej sceny...

Snajper odwrócił się do Joshuy.
- Mamy małe szanse z całą bandą. Jedynym wyjściem jest wycofać się.
Spojrzał po bokach: ulice był zawalone różnymi gratami i trudno byłoby się szybko ewakuować z całym wozem.
- Chyba, że próbujesz zagadać, w końcu jesteś wygadany.
- Rozmowa z nimi raczej nie ma większego sensu, ale... Osłaniaj mnie.
Zgodnie z prośbą, Master napiął cięciwę łuku, mierząc nim przez murek. Był gotów zabić, gdyby ktoś wykonał niepożądany ruch. Joshua wyszedł na ulicę. Z każdym krokiem czuł, że puls mu przyspiesza. Cisza zza pojazdów była co bardzo niepokojąca.
- Nazywam się Joshua Coornelis, jestem rzecznikiem rodu z Dornwall. Prowadzę awangardę pocztu samego Patrona Dornwall, Lucjusza. Wojsko mego klanu kroczy tuż za nami! Przedstawcie się jeśliście Unitami! W przeciwnym wypadku rozmawiać będziecie z naszymi żołnierzami! [Test negocjacji]
Nadal nic. Był już dziesięć metrów od miejsca, gdzie zniknęli sprawcy zamieszania. Postąpił o kolejny krok.
Krzyk. Przeszywające wycie, podobne do tego, jakie dobiegło wcześniej od strony Jarvana. To właśnie usłyszał rzecznik w odpowiedzi, odruchowo chwytając za rapier. Zdążył zrobić tylko tyle, gdy wypadło ku niemu trzech mężczyzn. Ledwo mógł poznać, że to hanzyci, bowiem stan ich ubioru był ich opłakany. Oczy mieli zakryte bielmem, na ustach zaschniętą ślinę. Dwóch osobników o średniej posturze trzymało proste pałki, jakimi czasem posługiwali się szarzy mieszkańcy hanzyckich miast. Mężczyzna po środku musiał być strażnikiem, gdyż nosił pancerz oraz broń: sporych rozmiarów miecz.
Do tego czasu zareagował już Master. Był gotowy do strzału od samego początku, a fakt, że przeciwnicy skupili się najpierw na Coornelisie, tylko działał na korzyść snajpera. Natychmiast wystrzelił w kierunku najbliższego z trójki [Test Strzelectwa +1 za zaskoczenie]. Mężczyzna ów właśnie pędził w kierunku Joshuy. Strzała przeleciała za nim i odbiła się od asfaltu. Sam rzecznik był otaczany. Trzymał gardę, czekając kto pierwszy zaatakuje. Zrobiła to jedna z osób dzierżąca pałkę. Mężczyzna zamachnął się wysoko nad swoim celem [Test Walki Bronią]. Kiedy broń miała spaść na Joshuę, ta została zręcznie odbita przez rapier. Coornelis nie zdążył jednak z kontrą, ograniczył się do defensywy. W tym momencie dobiegł także drugi napastnik. Obaj ustawili się tak, że stali teraz po przeciwległych stronach rzecznika, co było dla niego bardzo niekorzystną pozycją. Tymczasem strażnik z mieczem zareagował na obecność snajpera. Szybkimi susami zbliżał się do technoklanyty. Xaven nie mógł mu pomóc. Musiał stać przy kupcu, bezpośrednio go osłaniając.
Podczas zawieruchy nikt zwrócił uwagi na jeszcze postać, stojącą w pobliskim budynku. Semen obserwował całe zajście. Pewna decyzja już klarowała się w jego głowie.

Jarvan szybko przeanalizował sytuację. Dwójka nie była urodzona do walki, jednak ogarnięta dziwnym amokiem, co mogło dodawać jej sił. Postanowił samemu nie atakować, a zaczekać w miejscu na nadchodzącą ofensywę. Kobieta nie miała zamiaru stosować wymyślnych strategii. Wpadła na żercę, próbując pchnąć go sztyletem [Test Walki Bronią]. Jarvan wykonał krok do tyłu, aby atak nastąpił pod kątem. Lekkim wymachem udało udało mu się sparować cios, ale nie zdążył odpowiedzieć. Oponentka wycofała z jego zasięgu. Następnie szarżował młody chłopak. Nie mając żadnej broni, próbował skoczyć na soldata i przewrócić go całym ciałem [Test Walki Bronią]. Jarvan natychmiast odwrócił się, chciał bowiem, aby pędzący przeciwnik wpadł na jego wystający łokieć. To dałoby mu czas, podczas którego planował zaatakować po nogach. Jednak ani manewr żercy, ani młodzieńca, nie odniósł skutku. W efekcie dwójka przez chwilę szamotała się w miejscu, po czym rozdzieliła, ciężko dysząc.
- Kimże wy i co tutaj robicie? - Jarvan zapytał do dwójki jako takiej.
Hanzyci nie wyglądali na chętnych do rozmowy. Z ich twarzy biła niewytłumaczalna nienawiść. Oczy były kompletnie białe, pozbawione źrenic i tęczówek.
- Zginiesz chędożony śmieciu. Spiję twoją krew - odpowiedziała kobieta charczącym głosem.
 
Do góry