kdVer
Nowicjusz
- Dołączył
- 5 Kwiecień 2008
- Posty
- 1 609
- Punkty reakcji
- 27
- Wiek
- 35
Niespodziewany w tej chwili telefon nie pozwolił Kyriese ochłonąć po ucieczce, strzelaninie, wybuchach. Widząc, że dzwoni Van Canto, przemyślał szybko co od niego chce i zaczął, pamiętając żeby nie marnować słów, Nosferatu tego nie lublii.
- Po czyjej jesteś stronie? - zaczął obcesowo, chcąc wzbudzić ciekawość rozmówcy - Bo jeśli szukasz zajęcia, mogę podsunąć ci coś ciekawego. Musielibyśmy się spotkać i omówić szczegóły.
- Dobrze - odpowiedział tamten i odłożył słuchawkę. Sanvenho patrzył jeszcze na telefon ale rozmowa już się skończyła i nie miał nawet zamiaru oddzwaniać ponownie, to tak nie działało.
Stojąc pod niewielką stacją benzynową i obserwując w lusterku wilka babrzącego się nożem w swoich ranach, Kyriese poczuł, że musi wyjść na zewnątrz. Był chłodny poranek i nie martwiło go jeszcze słońce ani przechodnie. Jeszcze podczas ucieczki wagonem wychylił szybko znalezioną fiolkę krwi i czuł się wcale dobrze. Mimo to jednak obszedł stację, trzymając się nieoświetlonych lampami zarośli przydrożnych. Kilkaset metrów dalej, po lewej zobaczył oddalony senny barek o brzęczącym żółtym neonie. Stało przed nim kilka ciężarówek na parkingu a w stronę stacji biegła wydeptana między drzewami ścieżka. Na tej właśnie ścieżce Kyriese obserwował idącą do stacji kelnerkę w zielonkawym fartuchu. Szukając po kieszeniach drobnych, minęła przyczajonego wampira i poszła po niewielkie zakupy. Gdy po paru minutach wracała odpalając papierosa, Sanvenho wybrał dobry moment gdy tylko go minęła i skoczył na nią wpijając się zębami w szyję a ręką zakrywając jej twarz. W pół minuty wilk był już syty a owca cała i Kyriese pospieszył do samochodu, poganiając resztę do odjazdu. Wiedział, że ofiara przez około dwie minuty jest zdezorientowana, osłabione i często nawet nieświadoma tego, co się stało.
W środku poinformował resztę:
- Chcę załatwić pewne posiłki, tak gdyby wynikły problemy. Możliwe, że trzeba będzie wydać trochę pieniędzy - spojrzał na niepodzielony jeszcze worek - ale to chyba lepsze niż samemu znowu prawie dać się zabić?
Po dłuższym czasie jazdy znajdowali się już za połową drogi do twierdzy i kiedy stali na światłach w niewielkiej mieścinie, uzyskali kolejnego pasażera. Padał obfity deszcz i łatwo było pominąć zbliżającą się do drzwi postać. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, do pojazdu wsiadł Van Canto, jak zawsze niezapowiedziany i świetnie poinformowany.
- Teraz możesz wszystko wytłumaczyć - przemówił - Jeśli im ufasz - spojrzał na pozostałych, z wyraźną niechęcią patrząc na wilkołaka. Van Canto był niższy od Kyriese, jak na Nosferatu w ogóle niski - i to także często myliło jego wrogów przekonanych, że mają do czynienia z kimś bez szans w walce. Kyriese pamiętał jednak jak wiele rodzajów broni krył długi, czarny płaszcz tamtego.
- Mamy pewien cel, można będzie spodziewać się nie byle jakiej walki. Teraz nie mogę ci powiedzieć o co chodzi i gdzie ani cię tam zabrać - wiedział, że nie było to nic dziwnego w półświatku nielegalnych zleceń - ale chcę żebyś był do dyspozycji na telefon. Co ty na to? Pieniądze oczywiście dostajesz niezależnie od twojego użycia. Proponuję 1000$ za twój czas do północy, co ty na to?
Po otrzymaniu odpowiedzi, popatrzył jeszcze na pozostałych dając im możliwość wyrażenia zdania i otworzył drzwi samochodu na znak, że Van Canto może wysiadać. Zanim tamten zniknął we mgle, powiedział jeszcze:
- Jest jeszcze drugi wątek, na który dzisiaj nie ma czasu, porozmawiamy potem - mając na myśli proponowanie mu dalekosiężnej współpracy w tworzeniu nowej sieci Nosferatu.
Kiedy zostali znowu we trzech, cicho powiedział;
- Pokluczmy trochę po mieście, dwie albo trzy ulice będzie w stanie nas śledzić.
Kiedy opuścili miasteczko, Kyriese zaproponował by przed udaniem się do warowni zatrzymać się gdzieś na obrzeżach miasta i pozwolić sobie na porządny sen i ostateczne przygotowania. Sam pozwiedzałby chętnie wspomniane miasto i sprawdził po cichu czy działa w nim jakiś wampirzy półświatek czy też nie ma po nim śladu i tutaj. Ostatecznie zapuścil się na noc do kanałów i przygotowywał do nadchodzących trudów - jakoś nie ufał, że ludzie pozwolą im wszystko tak łatwo wykonać. A jeśli nie ludzie to ktoś inny, bez różnicy.
+ miecz jednoręczny (2 obrażeń) 70$
+ 40 szt, nabój śrutowy
+ trucizna'
- krótkofalówka
+ 2 walka bronią
+ 1 perswazja
+ 1 spostrzegawczość
- Po czyjej jesteś stronie? - zaczął obcesowo, chcąc wzbudzić ciekawość rozmówcy - Bo jeśli szukasz zajęcia, mogę podsunąć ci coś ciekawego. Musielibyśmy się spotkać i omówić szczegóły.
- Dobrze - odpowiedział tamten i odłożył słuchawkę. Sanvenho patrzył jeszcze na telefon ale rozmowa już się skończyła i nie miał nawet zamiaru oddzwaniać ponownie, to tak nie działało.
Stojąc pod niewielką stacją benzynową i obserwując w lusterku wilka babrzącego się nożem w swoich ranach, Kyriese poczuł, że musi wyjść na zewnątrz. Był chłodny poranek i nie martwiło go jeszcze słońce ani przechodnie. Jeszcze podczas ucieczki wagonem wychylił szybko znalezioną fiolkę krwi i czuł się wcale dobrze. Mimo to jednak obszedł stację, trzymając się nieoświetlonych lampami zarośli przydrożnych. Kilkaset metrów dalej, po lewej zobaczył oddalony senny barek o brzęczącym żółtym neonie. Stało przed nim kilka ciężarówek na parkingu a w stronę stacji biegła wydeptana między drzewami ścieżka. Na tej właśnie ścieżce Kyriese obserwował idącą do stacji kelnerkę w zielonkawym fartuchu. Szukając po kieszeniach drobnych, minęła przyczajonego wampira i poszła po niewielkie zakupy. Gdy po paru minutach wracała odpalając papierosa, Sanvenho wybrał dobry moment gdy tylko go minęła i skoczył na nią wpijając się zębami w szyję a ręką zakrywając jej twarz. W pół minuty wilk był już syty a owca cała i Kyriese pospieszył do samochodu, poganiając resztę do odjazdu. Wiedział, że ofiara przez około dwie minuty jest zdezorientowana, osłabione i często nawet nieświadoma tego, co się stało.
W środku poinformował resztę:
- Chcę załatwić pewne posiłki, tak gdyby wynikły problemy. Możliwe, że trzeba będzie wydać trochę pieniędzy - spojrzał na niepodzielony jeszcze worek - ale to chyba lepsze niż samemu znowu prawie dać się zabić?
Po dłuższym czasie jazdy znajdowali się już za połową drogi do twierdzy i kiedy stali na światłach w niewielkiej mieścinie, uzyskali kolejnego pasażera. Padał obfity deszcz i łatwo było pominąć zbliżającą się do drzwi postać. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, do pojazdu wsiadł Van Canto, jak zawsze niezapowiedziany i świetnie poinformowany.
- Teraz możesz wszystko wytłumaczyć - przemówił - Jeśli im ufasz - spojrzał na pozostałych, z wyraźną niechęcią patrząc na wilkołaka. Van Canto był niższy od Kyriese, jak na Nosferatu w ogóle niski - i to także często myliło jego wrogów przekonanych, że mają do czynienia z kimś bez szans w walce. Kyriese pamiętał jednak jak wiele rodzajów broni krył długi, czarny płaszcz tamtego.
- Mamy pewien cel, można będzie spodziewać się nie byle jakiej walki. Teraz nie mogę ci powiedzieć o co chodzi i gdzie ani cię tam zabrać - wiedział, że nie było to nic dziwnego w półświatku nielegalnych zleceń - ale chcę żebyś był do dyspozycji na telefon. Co ty na to? Pieniądze oczywiście dostajesz niezależnie od twojego użycia. Proponuję 1000$ za twój czas do północy, co ty na to?
Po otrzymaniu odpowiedzi, popatrzył jeszcze na pozostałych dając im możliwość wyrażenia zdania i otworzył drzwi samochodu na znak, że Van Canto może wysiadać. Zanim tamten zniknął we mgle, powiedział jeszcze:
- Jest jeszcze drugi wątek, na który dzisiaj nie ma czasu, porozmawiamy potem - mając na myśli proponowanie mu dalekosiężnej współpracy w tworzeniu nowej sieci Nosferatu.
Kiedy zostali znowu we trzech, cicho powiedział;
- Pokluczmy trochę po mieście, dwie albo trzy ulice będzie w stanie nas śledzić.
Kiedy opuścili miasteczko, Kyriese zaproponował by przed udaniem się do warowni zatrzymać się gdzieś na obrzeżach miasta i pozwolić sobie na porządny sen i ostateczne przygotowania. Sam pozwiedzałby chętnie wspomniane miasto i sprawdził po cichu czy działa w nim jakiś wampirzy półświatek czy też nie ma po nim śladu i tutaj. Ostatecznie zapuścil się na noc do kanałów i przygotowywał do nadchodzących trudów - jakoś nie ufał, że ludzie pozwolą im wszystko tak łatwo wykonać. A jeśli nie ludzie to ktoś inny, bez różnicy.
+ miecz jednoręczny (2 obrażeń) 70$
+ 40 szt, nabój śrutowy
+ trucizna'
- krótkofalówka
+ 2 walka bronią
+ 1 perswazja
+ 1 spostrzegawczość