Czyli brak zaufania do elit połączony z lękiem, że owady miałyby wyprzeć inne pożywienie, zamiast je tylko urozmaicić?
Spotkałam się gdzieś z teorią, że ludzie są uprzedzeni do takiej żywności, ze względu na podświadome, utrwalone w zbiorowej pamięci pokoleń kojarzenie owadów z epidemiami. To ma sens.
Dlatego, warto zamiast straszyć, informować, jak hodowane są owady spożywcze i jakie muszą spełniać normy. Choć to pewnie pole do nadużyć, jak wszędzie.
Tymczasem w Chinach od dawna jada się smażone karaluchy, ale tylko czyste- ze specjalnych hodowli.
W Meksyku na targu można spotkać jaja komara, pastę z mrówek- podobno smakuje trochę, jak kwasek cytrynowy.
Więc jest to w dużej mierze kwestia przyzwyczajenia.
Wielu obcokrajowców wzdryga się z obrzydzeniem na nasze przysmaki- np. na wspomnianą wyżej kiszona kapustę.
A z drugiej strony dzięki wiecznemu poszukiwaniu w krajach zachodnich sposobu na szczupła sylwetkę i na przykład za sprawą coraz większej popularności Korei, zachód zaczyna się do tych kiszonek przekonywać.
Główną potrawą Koreańczyków jest przecież kimczi- kiszona kapusta, którą dodają niemal do wszystkiego przeważnie w wersji bardzo pikantnej, ale nie tylko. Ja uwielbiam pikantną kuchnię, więc ta wschodnioazjatycka szczególnie mi odpowiada.
W Korei nie spróbowałabym tylko żywej ośmiorniczki, grożącej uduszeniem się. Podobnie jak ryby fugu w Japonii, choćby mnie zapewniano, że przygotował ja najbardziej wykwalifikowany szef kuchni w całym kraju. (Ileż Japończyków umarło przez tę rybę po II wojnie światowej, gdy z głodu wygrzebywali ze śmietników przy restauracjach resztki jedzenia.)
Ta ryba uchodzi tam za wielki rarytas. Ponoć bardzo smaczne mięso. Trujące ma tylko, bodaj narządy płciowe i wątrobę, które znający się na jej przygotowaniu kucharz starannie i umiejętnie wycina.
Jest to taki przysmak z dreszczykiem, podnoszący adrenalinę. Japończycy i Koreańczycy uwielbiają takie dziwactwa. Może to wynika z przepracowania?
A i jeszcze wymiękłabym raczej przy tarantuli z Kambodży.
U nich też jest to dosyć świeża potrawa. Od czasów zbrodni czerwonych khmerów, gdy doprowadzili do takiego głodu, ze ludzie jedli trupy i hiacynty wodne. Aż wpadli na pomysł, że można by spożytkować żyjące w dżungli ogromne pająki, których było akurat pod dostatkiem. Ta potrawa się przyjęła i do teraz jest popularną przekąską w tym kraju.
- smażony na patyku wielki pająk nie obrany nawet z tych włosków
Ja rozumiem, że ,,Z głodu Cygan kurę zjadł'' jednak mam nadzieję, że sama nigdy aż tak głodna nie będę...
Reszty w granicach rozsądku mogę spróbować. A nóż mi zasmakuje.