10.47
W grupie znajdowało się teraz 21 osób, w tym 9 kobiet - wszyscy mieli od dziewiętnastu do sześćdziesięciu-pięciu lat. Z grupy, która dotarła z domku, cztery osoby były uzbrojone: dwie dziewczyny z pistoletami i dwóch średniego wieku facetów, z myśliwską dubeltówką i takimż karabinem. Zgodzili się oni by zająć się na zmianę z innymi wartą.
Część ludzi rozeszła się po pokojach górnego piętra szukając odpoczynku, część zwiedzała dom i wyglądała oknami, część siedziała na dachu, czekając na obiecane im naprędce przez Leigh obiad.
- Niezła jatka tam się wydarzyła z tego co mówią, niecała połowa przeżyła - Debra podeszła do Snake'a i Cornell'a - Wyglądają na uczciwych ludzi, nie gadali za bardzo w drodze ale to zrozumiałe - odeszła znowu, pokazując coś w odpowiedzi na pytanie jednego z przybyłych.
Travis wszedł niedługo potem na górę z Kurtem i również zbliżył się by zdać relację:
- No to ustawiłem ciężarówkę tak jak będzie dobrze wystartować, do ulicy. Karetkę i resztę też, trzeba ruszać po kolei ale bez problemu. Jak coś to mam klucze - pomachał pękiem żelastwa i schował je do saszetki jaką nosił wokół pasa - A widziałem ta karetkę w ogóle, półki leków, sprzętów, ubrań, nie wiem co do czego, prędzej nam potrzebny lekarz teraz niż sprzęt.Potem powiedział, że w ciężarówce dach trzeba by wyciąć i pospawać właz żeby wchodzić od góry.
- To co, przestawić ją potem pod jakieś okno z tyłu? To nasza jedyna ciężarówka.
Warty zostały rozdzielone zręcznie, najpierw zgłosili się ci, którzy czuli się wypoczęci, ci którzy mieli być potem próbowali spać. Było kilka osób więc mogli sobie pozwolić na krótkie warty. Ponad połowa ludzi rozeszła się i tylko niektórzy czekali na dachu na jedzenie.
Snake wykorzystał ten czas by zbadać grunt i dowiedział się, że z nowo przybyłych większość nie ma niczego do stracenia i chętnie przystanie na wyruszenie dalej:
- Jak się da zamknąć drzwi to da się je wyłamać, już to widziałem niedawno - powiedział nawet ktoś z zagadanych na ten temat - Budynek to nie jest przestrzeń do życia. Zostały trzy lub cztery osoby, które wciąż wspominały o pozostawionych ludziach i o tym, że chcą próbować wrócić do dawnego życia kiedy tylko będzie się dało. Widoczne jednak było, że gdyby pozostawić ich bez wyboru, najprawdopodobniej poszliby za resztą, żeby nie zostać samym.
W samym domu nie zostało wiele więcej do roboty skoro nie podejmowali się przystosować go na długi czas - Cornell przeszedł się dołem, zobaczył zabezpieczone okna i zaparte drzwi na dole oraz pilnującego ich człowieka. Poznał dawnego znajomego Morta, stał oparty o swoją dubeltówkę i patrzył w ziemię. Odezwał się nie patrząc nawet kto się do niego zbliża, chyba jednak wiedział:
- I tak wszyscy zginiemy, nie młody? Przynajmniej zabijemy ich tak dużo jak się da, mam jeszcze garść naboi - usiadł na stojącym obok stołku - A co jeśli one, wiesz, umieją pływać? Wyspa nic nie da... No, po prostu pokierujcie tym dobrze, to niewinni ludzie, którzy nie mają już nic na tym świecie, niech chociaż zginą w inny sposób, w spokoju. No, nieważne- wstał i wyszedł za drzwi, rozglądając się.
Widząc, że nie ma niczego na dole, Cornell poszedł znów w górę ale po drodze wpadł na Buma. Ten biegł uradowany i gdy się spotkali szybko powiedział o co chodzi:
- Ej, ten, widziałem tam na górze taki karabin, w helikopterze. A mówiłeś, że nie masz snajperki a co? No, mogę? Będzie wczesne ostrzeganie.
Leigh po raz kolejny przyniosła różne talerze - wyglądała na zmęczoną i Snake zauważył szybko, że nawet nie posłała mu spojrzenia co różniło się od poprzedniego jej zachowania. Po chwili wszyscy nowi mogli posilić się czymś ciepłym a sama Leigh wraz z Jamie zaczęła wynosić czarne worki pełne pozbieranych produktów żywnościowych i leków. Wróciła po paru minutach i usiadła, przecierając czoło. Spojrzała na Snake'a bez wyrazu i powiedziała:
- Dla dwudziestu osób może na trzy, cztery posiłki, czyli jutro się skończy.
On popatrzył na telefon - nikt wciąż nie dzwonił do niego, ostatecznie umówili się z agentami jednak na okolice wieczoru.