Czy to z powodu jego częściowo aroganckiego i pewnego siebie zachowania czy też własnych przemyśleń, część ludzi, podzieliła opinię
Snake'a, jednak pomysł nie mógł wypalić ponieważ
Cornell zupełnie go zignorował, nie zależało mu na tej skromnej władzy którą mógł tu uzyskać. Zamiast tego wygłosił kilka umiarkowanych i rozsądnych zdań i zgłosił się na ewentualny zwiad.
Widząc, że i one nic nie zdobędą, dziewczyny popatrzyły się na siebie, chwilę poszeptały po czym jedna z nich stwierdziła:
- To my zostaniemy...jeszcze chwilę. Ale jak coś się nam nie spodoba - spadamy!
Część słuchających się zaśmiała na to swoiste ultimatum, machnęli więc ręką na kontestatorki i przeszli do załatwiania ważnych spraw.
Mort zaczął rozdzielać zadania, posyłając dwóch mężczyzn na północ, gdzie biegła dalej droga piaskowa aż do połączenia z szosą - mieli sprawdzić czy droga aż do szosy jest przejezdna, otaczające ich stare drzewa sporadycznie spadały powalone wiatrem.
- Ty - zwrócił się do Cornella
- Jesteś przecież mechanikiem, pójdziesz do piwnicy na dół i uruchomisz generator jeśli się da. Kierowca autobusu i właściciel domu poszedł natychmiast z
Cornellem otworzyć drzwi po czym wrócił do grupy.
Cornell otworzył drzwi lekkim pchnięciem - ustapiły skrzypiąc głośno.
Wyłożony drewnem korytarz czuć było wszechobecnymi zapewne myszami, wszystko pokrywał też kurz. Zajrzał do kuchni, gdzie stał tylko pokryty ceratą stół i wisiały otwarte półki z naczyniami. Minął ją i skierował się do piwnicy. Schody trzeszczały pod nim i uginały się, było też całkowicie ciemno, musiał więc trzymać się ciągle chropowatej ściany. Na dole od razu natrafił na półkę z
narzędziami, żarówkami, słoikami i innymi rzeczami. Odłożył na nią ściskany w prawej ręce
pistolet i przełożył do niej
kanister z paliwem, który tu przyciągnął. W głównej mierze po omacku dotarł do stojącego na ziemi generatora - był stary i dużo większy niż te robione teraz, miał też pewnie duże spalanie. Dopiero stojąc przy nim, Cornell zobaczył że w piwnicy jest okienko - mała dziura zabita dyktą. Gdy ją popchnął, wypadła na zewnątrz, wpuszczając spoza chwiejącej się trawy trochę światła. Obrócił się wtedy i zadowolony, że widzi lepiej obiekt swojej pracy, obejrzał wszystkie przewody i kable - wydawały się być w dobrym stanie. Po sprawdzeniu kilku jeszcze elementów stwierdził, że najlepszą próbą będzie uruchomienie. Musiał pociągnąć kilka razy sznurek nadający silnikowi rozruch nim brzęcząc głośno, zaczął pracować. Pomyślał, że teraz może poszukać włącznika światła. Kiedy jednak się wyprostował, coś spowodowało głośny brzęk przy wejściu. Chwilę się nie ruszał - od pistoletu dzieliła go cała długość pomieszczenia, na środku którego znajdował się betonowy słup i kilka podłużnych półek, które musiał ominąć. Słyszał charczenie - ktoś był w piwnicy oprócz niego.
*****
W tym czasie
Snake został przydzielony do innego zadania.
- Ty pójdziesz tam, wzdłuż tej piaskowej drogi, którą przyjechaliśmy. Do pół kilometra stąd znajdziesz małe zadrzewione wzniesienie a na nim powinna być stara ambona myśliwska. Sprawdź czy jeszcze stoi, czy widać z niej ten tutaj placyk i dom i ogólnie, jakie daje nam opcje.
Mort odwrócił się i najwidoczniej nie miał zamiaru poświęcać więcej czasu tej stronie świata gdyż poprowadził resztę w stronę domu, jeszcze jedną osobę wysyłając w drugą stronę i jedną - nad wodę.
Snake odszedł powoli, kopiąc butami miękki i suchy piach. Nie miał nic przeciwko małej przechadzce, zapozna się z terenem. Faktycznie nie było to jednak daleko i po paru minutach ujrzał opisany przez
Morta punkt.
Ambona Sprawdził wieżyczkę - wyglądał na funkcjonalną więc postanowił na nią wejść. Upewnił się, że jego
rewolwer nie wypadnie zza pasa i złapał za pierwszy, wysoki szczebel. Kiedy tylko jednak na nim stanął, usłyszał trzask gałązek kilka metrów za sobą.
Odruchowo sięgnął po przypięty z przodu
nóż i zlustrował otaczające go drzewa - za nim była mała kupka krzaczków, dalej kilka drzew, które zasłaniały drogę, którą przyszedł. Nic jednak się na razie nie poruszyło.
*****
Na kategoryczne słowa
Neil'a,
Mike wysiadł z samochodu i nie wyglądał na zbyt szczęśliwego.
- Wiesz co, na to to nawet ja bym nie wpadł. Jak takie jesteś cwany to ty pójdź przodem. We trójkę przekroczyli drzwi kamienicy - skrzydła wisiały na wyrwanych zawiasach. Stąpali po zasłanej ulotkami i gazetami podłodze oglądając rozwalone skrzynki na listy i ich rozsypaną zawartość. Doszli powoli do schodów nad którymi migała wypalająca się świetlówka.
Neil szedł pierwszy, patrząc uważnie do góry i wstrzymując oddech by wyłapać najmniejszy szmer. Tym większe było jego zdziwienie gdy nagle z góry spadł zakrwawiony, krzyczący człowiek. Leciał, coś bełkocząc, zanim w locie uderzył głową w metalową balustradę - spadł na podłogę u stóp schodów i drgał lekko w powiększającej się kałuży krwi.
Alison na ten widok wparła się silnie w ścianę i przez parę minut nie chciała ruszyć aż ściszonymi głosami udało się ja do tego nakłonić. Przeszli w górę, wciąż uważając na każdym kroku i zobaczyli, że o framugę otwartych drzwi naprzeciw schodów stoi wujek
Neil'a.
- Co do cholery tu robisz mały, nie powinieneś być... gdzieś indziej? Tu jest źle - potoczył dokoła ręką, pokazując korytarz o podrapanych ścianach, pobryzganych krwią i zasypany śmieciami.
Objął siostrzeńca i zapytał:
- No, to kim są ci dwoje, czy to nie twoja kobieta? I co tu robicie, nie mogliście zostać gdzieś gdzie jest lepiej?
*****
-Coś mi się zdaje mała, że robisz ze mnie jaja - powiedział bez mrugnięcia mężczyzna do Jeanne.
- Ale skoro tak ładnie nalegasz, podprowadzę cię do drzwi, zawsze dobra chwila żeby odwiedzić pierwszy raz muzeum.
Muzeum
Wyszli z samochodu, przy którym mężczyzna postał chwilę dłużej, ogladając go, tak by Jeanne mogła pójść przodem. Szedł krok za nią włożywszy broń do kabury, którą zobaczył dopiero teraz.
Po wielu nienaturalnie długich i szerokich schodach, dotarli do drzwi głównych, które były jednak zamknięte. Mężczyzna kilkakrotnie w nie głośno zastukał jednak bez skutku. Przeskoczył mały betonowy murek i podszedł do okna.
- Zakratowane - powiedział
- Nie ma szans się tu dostać bez piły do metalu. Chyba że jakoś wejdziesz na górę - wskazał głową na okna pierwszego piętra, niezakratowane i nawet częściowo uchylone.
- Nie czuję się na siłach do wspinaczki, jeśli decydujesz się iść i tam myszkować możesz otworzyć drzwi od środka.
Spojrzała w górę - rynna mogła pomóc jej dostać się do okien którejś z sal wystawowych na pierwszym piętrze. Ale zobaczyła też masywny daszek nad wejściem, z którego zapewne weszłaby na hol, musiałaby tylko poprosić znów o pomoc tego gbura.
*****
Kiedy
Steven wreszcie zasnął, nie zastanawiał się już czy jego wymuszony kompan jest nastawiony dobrze czy coś kombinuje, organizm domagał się snu tu i teraz, szczególnie że opuszczała go siłą płynąca z dawki.
Nie wiedział kiedy przerwano mu sen, dla niego było to jak pięć minut. Zaraz jednak się obudził gdy poczuł lekkie kopanie - tak samo jak przedtem on jego, tak teraz pijak budził Stevena.
- Mówiłem, że na kogoś czekam, chcesz podjechać trochę na południe? Jedzie do Black Diamond, to obok Calgary. Jeśli dasz mu jakieś - tu mężczyzna zakręcił palcem koło swej skroni
- pozwoli ci wejść też na pakę.
Gdy
Steven spojrzał, zobaczył, że faktycznie, obok stał na włączonych światłach pickup z solidnej budowy gościem stojącym przy drzwiach, który uśmiechnął się szyderczo odsłaniając braki w uzębieniu.
[Steven ma dwie ampułki z halucynogenem do wstrzykiwania i 4 tabletki dragów]
=====
Miejsca pobytu